Tak, chcę

1.5K 77 37
                                    

Minęły 2 tygodnie odkąd Liz wylądowała w szpitalu. Jej mama przyjechała w dwa dni po wypadku i teraz razem z nią praktycznie mieszkałen w szpitalu. Nie potrafiłem poradzić sobie z tą sytuacją.
Kochałem Liz. Kochałem ją tak bardzo. A teraz wymykała mi się przez palce.
Z każdym kolejnym dniem szanse na to, że dziewczyna obudzi się ze śpiączki drastycznie malały. Byłem załamany. Miałem wrażenie, jakby ktoś wyrwał moje serce i spuścił w kiblu. Ta mała, wredna dziewczyna była całym moim światem. Światem, który marniał z każdym kolejnym dniem.
Liz wyglądała okropnie. Jej brązowe włosy zrobiły się matowe. Twarz była blada, bez wyrazu. Sporo schudła. Jej aktualnie drobna sylwetka nikła pod plątaniną kabelków i kroplówek.
-Cześć Cookie, to znowu ja. Jak cały czas. Mogłabyś się już obudzić wiesz?-powiedziałem zajmując swoje stałe miejsce obok jej łóżka-Nie mam się z kin droczyć, Ashton i Ellie obwiniają się o wszystko, Mike prawie nie wychodzi z domu, Luke pisze dołujące piosenki...Harry był tu wczoraj, przez godzinę płakał, że schudłaś i wyglądasz jak widmo-zaśmiałem się przez łzy-Twoja mama też tu jest. Siedzi na korytarzu i rozmawia z twoimi dziadkami. Nie rób nam tego Liz. Obudź się-poprosiłem delikatnie-Kochan cię Liz, błagam obudź się...
Położyłem głowę tuż obok jej dłoni i zamknąłem oczy. Nagle poczułem jak ręka dziewczyny unosi się i wplata w moje włosy.
-Wolałam jak były zielone-oznajmiła zachrypniętym głosem.
-Boże Liz-wyszeptałem przytulając ją mocno.
-Hej Calum, miażdżysz mi żebra-zaśmiała się delikatnie.
-Poczekaj tu, zaraz wracam-oznajmiłem wstając szybko i uśmiechając się jak głupi wybiegłem na korytarz. Powiadomiłem prawdopodobnie cały szpital, kiedy biegnąc korytarzem krzyczałem na całe gardło, że Liz odzyskała przytomność. Nareszcie.
Przez kilka kolejnych godzin, podczas których zrobili jej masę testów zdążyłem obdzwonić wszystkich, zajechać do domu, wykąpać się, zajechać po jedną bardzo ważną RZECZ i wrócić.
Kiedy stanąłem pod drzwiami, przez szybkę zobaczyłem jak dziewczyna rozmawia z Ashtonem. Mój przyjaciel płakał i przytulał kuzynkę.
-Nie przeszkadzam?-zapytałem otwierając drzwi.
-Zabierz tego mazgaja, bo uduszę go kroplówką-zaśmiała się dziewczyna.
-Jak się czujesz?-zapytałem.
-Tak jak wyglądam-odparła.
-Znaczy promiennie?
-Znaczy jak gówno.
-Wyglądasz pięknie-powiedziałem w tym samym momencie co Ashton.
-Kłamcy-zaprzeczyła posyłając nam promienny uśmiech. W jej oczach płonęły radosne ogniki. Moje serce zabiło szybciej kiedy dziewczyna wyciągnęła ręce w moją stronę. Podszedłem i przytuliłem ją lekko.
-Ash, mogę z nią pogadać?-zapytałem.
-Jasne. Ale wiesz, wracam tu za kilka minut. Nie spuszczę jej z oka już do końca życia-oznajmił i wyszedł.
-Elizabeth Roonie, musimy pogadać.
-Ałć. Użyłeś mojego pełnego imienia i słów 'musimy pogadać' w jednym zdaniu. To musi być poważne.
-Jest. Słuchaj. Jesteś...Liz jesteś najwspanialszą osobą na ziemi. Kocham cię. Kocham cię i nie pozwolę, żebyś kiedykolwiek mi uciekła. Sprawiasz, że moje serce bije szybciej, że uśmiecham się nawet kiedy nie chcę, że...Chciałbym, żebyś...żebyś...Chciałbym, żebyś już zawsze uśmiechała się tak jak teraz. Chciałbym, żebym to ja był powodem, dla którego to robisz. I chciałbym, żebyś ty też tego chciała-powiedziałem wyciągając z kieszeni RZECZ, którą miałem nadzieje Liz przyjmie. Na mojej dłoni leżał mały, złoty pierścionek z onyksowym oczkiem.
Dziewczyna patrzyła na mnie zszokowana, a ja z duszą na ramieniu czekałem na jej reakcje. Po czwili uśmiechnęła się tajemniczo i ze łzami w oczach powiedziała:
-Wiesz, że popełbiasz właśnie największy błąd w swoim życiu?-zapytała.
-Tak.
-To dobrze.
-Czyli...
-Czyli TAK Cal. Tak, chcę.

THE END

______________

Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy zmęczyli to opowiadanie. Mam nadzieję, że nie uważacie tego za zmarnowany czas.
Mam też nadzieję, ża zajrzycie do innych moich "prac" i zostawicie coś po sobie.

_________________
"Destination: PERMANENT VACATION"

Cookie (5sos)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz