Praktycznie całą noc nie mogłem zasnąć. Liz chyba też, bo kręciła się na łóżku prawie do 2 w nocy. Nie można się w sumie dziwić, bo wydarzenia wczorajszego dnia były dość...niespotykane.
Nie potrafiłem tego ogarnąć. Ta sytuacja zupełnie mnie przerastała. Ellie mogła być w ciąży, a ma ledwie 18 lat. To było chore!
Koło 6 miałem dość i zszedłem do kuchni. Miałem ogromną ochotę na jajecznicę, ale pamiętając, że Liz jej nie lubi zrobiłem tosty z nutellą i masłem czekoladowym. Ułożyłem je na tależyku i z pięknie przygotowanym śniadaniem wróciłem do sypialni.
-Wyglądasz jak zombiee-usłyszałem, kiedy przekroczyłem próg.
-Nie może być gorzej niż z tobą. Spałaś chociaż troszkę?
-Nie-odparła smutno.
-Ja też. Nie mogę przestać o tym myśleć.
-To powalone...-westchnęła i sięgnęła po tosta-Moje ulubione. Dziękuję panie Awokado-dodała uśmiechając się lekko.
-Nie mów tak na mnie Cookie.
-To ty nie używaj swojego głupiego przezwiska w stosunku do mnie-odparła pochłaniając kolejnego tosta.
-Nie możliwe.
-Spoko. Panie Awokado.
Eh...Ta dziewczyna była taka pokręcona. Położyłem się obok niej i sięgnąłem po swój telefon leżący na szafce przy łóżku. Zrobiłem jej zabawne zdjęcie z ukrycia i ustawiłem na tapetę.
-Usuń to Calum!-zawołała kiedy się zorientowała.
-Nie ma mowy! Jest super-odparłem.
-Super? Wyglądam jak goryl.
-Czyli norma-powiedziałem i sekundę później poczułem jej pięść na swoim brzuchu. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem tak, że leżała na mnie.
Była taka niesamowita. Jej radosny uśmiech powodował, że ja też się uśmiechałem. Czekoladowe włosy z kolorowymi końcówkami wyglądały jakby żyły własnym życiem. Oczy, które zmieniały odcień w zależności od humoru i błyszczały zawsze, kiedy była blisko mnie. Zabawny, zadarty nos i masa piegów na policzkach, które wyglądały troszkę, jakby ktoś obsypał twarz mojej dziewczyny czekoladową posypką. Szkoda, że Liz nie zdawała sobie sprawy z tego jak piękna była....
Założyłem kosmyk jej włosow za ucho, na co dziewczyna przytuliła twarz do mojej dłoni i uśmiechnęła się szerzej. Złapałem delikatnie jej podbródek i pociągnąłem bliżej. Pocałowałem kącik ust z kolczykiem w dolnej wardze.
-Powinieneś umyć zęby, wiesz?-zaśmiała się delikatnie. Kochałem jej śmiech.
-Tak?-zapytałem dmuchając jej w twarz.
-Calum!-zawołała odsuwając się-Jesteś głupi.
-Ale?
-Ale cię kocham, tak. A teraz idź umyj zęby-powiedziała i zeskoczyła z łóżka-A potem pojedziesz do Ashtona. Razem ze mną.Po 9 siedzieliśmy w domu mojego kumpla. Liz i Ellie rozmawiały na górze, a ja z Ashtonem w salonie.
-I jak?-zapytałem. Mój przyjaciel wziął głęboki oddech i uśmiechając się założył ręce za głowę.
-Fałszywy alarm.
-I nie wpadłeś na to, żeby do mnie zadzwonić?! Albo do Liz?! Ashton ty idioto!
-Skończony głupku! I ty też nie lepsza! Ja tu się zamartwiam, nie śpię po nocach a wy robicie mi coś takiego?!-zawołała wściekła Liz wbiegając do salonu jak torpeda-Nie mogliście zadzwonić do cholery?!
-Chcieliśmy ale...-Ashton zaczął się tłumaczyć.
-Nie ma żadnego wytłumaczenia dla tego co odwaliliście! Jesteście parą skończonych idiotów!-krzyczała zbulwersowana. Jej okrągła buzia zrobiła się lekko różowa, oczy pociemniały...To nie mogło się dobrze skończyć.
-Liz uspokuj się...-powiedziała słabo Ellie-Chcieliśmy...
-Ale uznaliście, że zabawniej będzie potrzymać mnie w niepewności? To super! Ekstra!-wstałem z kanapy i podszedłem do niej. Położyłem rękę na dole jej pleców dając znak, żeby się uspokiła-Nie dotykaj mnie-wysyczała i jak oparzona odskoczyła ode mnie.
-Cookie...-zacząłem.
-Zamknij się-warknęła w moją stronę i poniwnie zwróciła się do kuzyna-Co wy sobie do cholery myśleliście?!
-O co się tak wściekasz? To tylko fałszywy alarm...Jest okey. Nie potrzebnie się martwiłaś-oznajmiła Ellie.
-MOŻE NIE MARTWIŁABYM SIĘ GDYBYŚ NIE PANIKOWAŁA WCZORAJ!
-Liz...
-Nie wierzę, serio. Mam dość...-powiedziała i trzaskając drzwiami wyszła z mieszkania.
-Co jej się stało?-zapytał Ashton zszokowany zachowaniem kuzynki.
-Nie widziałam jej tak wściekłej chyba nigdy.
-Ale dlaczego...? Co ją ugryzło?-dopytywał Ashton.
-A jak ty byś się czuł, gdyby przyszła do ciebie z informacją, że jest w ciąży, po czym kolejnego dnia poinformowała cię, że jednak nie, ale zapomniała zadzwonić jak się upewniła?-zapytałem ze zwątpieniem patrząc na Ashtona i Ellie.
-Chcieliśmy zadzwonić...
-To czemu tego nie zrobiliście?-zapytałem. Na twarz Ellie momentalnie wpłynął rumieniec a Ashton odwrócił wzrok-Serio? Nie zadzwoniliście, bo uprawiali...
-Tak wyszło!-zawołała Ellie.
-Wyszło? A nie weszło?-zakpiłem.
-To było wredne-oznajmił Ashton.
-Miało być. Nie nauczyliście się niczego po wczorajszym?
-Cal...-zaczęła Ellie.
-Sama z nią pogadasz. I ty też. Ja nie będę jej za was przepraszał-oznamiłem.
-Nie rozumiem dlaczego aż tak się wściekła.
-Przez pół nocy płakała a kolejne pół układała w głowie plan, jak nie pozwolić ci się załamać psychicznie-powiedziałem do brunetki-I co zrobić, żeby nie rozwaliło to naszej kariery-dodałem-A wy nie wpadliście na to, żeby zadzwonić. Dlatego się wściekła.
-Rany. Faktycznie spierdzieliliśmy-westchnął Ashton.
-Trochę tak. Trochę mocno-przyznałem.
-Nie odbiera ode mnie telefonu-oznajmiła Ellie.
-Zajdźcie do nas jutro. Jak Liz ochłonie-powiedziałem-I proponuję przynieść ze sobą tak z 20 kg ciastek, bo inaczej was nie wpuści-dodałem już weselej i ruszyłem do drzwi.
Kiedy wróciłem do domu nie zastałem w nim jednak mojej dziewczyny. Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała. Pojechałem we wszystkie miejsca, w których mogła być, ale jej nie znalazłem, więc wróciłem do domu w nadziei, że tam będzie. Ponownie spotkałem się z rozczarowaniem.
Nie wiedziałem co robić. Liz nadal nie odbierała. Obdzwoniłem wszystkich ludzi, z którymi mogła przebywać, ale nikt jej nie widział. Zmartwiłem się. To nie w stylu Liz, żeby się tak zachowywać. Rozumiem, że się wściekła, ale... Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu.
-Pan Calum Hood?-zapytała kobieta.
-Tak, przy telefonie.
-Jestem sierżant Adeline Quender. Dzwonię w sprawie Liz Roonie.
-Stało się coś?
-Obawiam się, że tak. Kilka godzin temu potrącił ją samochód. Liz jest w szpitalu. Zanim straciła przytomność powiedziała, żeby się z panem kontaktować.
-Boże...W jakim jest stanie?
-Niestety...-kobieta wzięła głęboki oddech-...nie mogę udzielić takich informacji przez telefon. Musi pan przyjechać do szpitala.15minut po telefonie byłem w szpitalu. Liz weszła pod koła samochodu i została potrącona. Jej stan był bardzo zły. Połamane żebro naruszyło płuca. Masa stłuczeń i praktycznie zmiażdżone kolano. Nie odzyskała jeszcze przytomności, a od wypadku mijało właśnie 8 godzin.
-Trzymaj-usłuszałem głos Ellie i ujrzałem przed sobą kubek z kawą. Jak dowiedziałem się o wypadku zadzwoniłem do Ashtona i teraz wszyscy, razem z Michaelem, Lukiem, Max i Alice siedzieliśmy na korytarzu w szpitalu.
-Dzięki-powiedziałem i chwyciłem kubeczek.
-Jak się czujesz?
-Moja dziewczyna leży na OIOMie! Jak do cholery mam się czuć?
Byłem zdruzgotany. Dlaczego ta dziewczyna zawsze musiała coś sobie zrobić? Czy jej życie nie miłe? Jak mogła być tak niestrożna? Dlaczego się nie rozejrzała? Dlaczego do cholery?! Poczułem jak gorące łzy dosłownie wypalają ścieżki na moich policzkach. Dlaczego jedyna dziewczyna jaką kochałem musiała...? Dlaczego?
CZYTASZ
Cookie (5sos)
Fanfiction-Ellie pamiętasz to drzewo genealogiczne co miałam zrobić? -Mhm. I co? -Okazało się, że mój dziadek miał siostrę, która przeprowadziła się do Australii i wyszła za jakiegoś typka o nazwisku Irwin. -Czekaj, czekaj, Irwin? Jak Ashton Irwin?