-Calum ty downie, jak ochlapiesz mnie jeszcze raz to cię zabiję!-była połowa wakacji, siedzieliśmy wszyscy na plaży (wszyscy czyli Ja, Calum, Mike, Max, Ellie, Ashton, Luke i Alice), a mój chłopak miał niebywałą satysfakcję z ochlapywania mnie wodą. Normalnie bym mu coś zrobiła, ale było mi tak przyjemnie leżąc na słońcu...
-Liz, chodź zagraj z nami w siatkę, bo Ellie jest beznadziejna!-zawołał Ashton. W sumie czemu nie? Wstałam, założyłam spodenki i dołączyłam do Asha i Luka, grających przeciw Michaelowi, Max i Alice, zajmując miejsce Ellie.
-Ok, ale nie biegam!-oznajmiłam i zaserwowałam. Po kilku minutach jednak wygrana stała się ważniejsza, niż moja niechęć do wysiłku fizycznego. Musiałam pokonać tych frajerów! Skończyliśmy mecz godzinę później, naturalnie moja drużyna wygrała.
-Przegrani stawiają żarcie!-oznajmił Ashton i usiadł za plecami Ellie przytulając ją.
-FUJ, JESTEŚ SPOCONY!
-Tak się zdaża kochanie, kiedy trzeba zmiażdżyć przeciwników!
-Nie "zmiażdżyliście" nas!-zaoponował Mike, co rozpętało kłótnię między nimi. Uznałam, że nie będę w tym uczestniczyć i poszłam popływać. Dołączył do mnie Luke.
-Zwolnij trochę, bo się utopię!
-Hahaha, chyba te mięśnie to zasługa sterydów Hemmings, skoro nie możesz mnie dogonić.
-Wcale nie!
-Mhm jasne.
-Słuchaj, mam sprawę...
-Chodzi o Alice co nie? Podoba ci się.
-Skąd...
-Bo patrzysz na nią tymi swoimi błękitnymi oczkami i szczerzysz się jak tylko ją widzisz. No i odkąd ją poznałeś ciągle o niej gadasz: "Alice jest wolontariuszką...Alice jest wegetarianką... Alice..."
-Okej okej-zaśmiał się pryskając we mnie wodą-masz rację...ale...
-Boże jacy chłopcy są durni! Ona też cię lubi bałwanie! Nie widzisz tego?
-Serio? Lubi mnie?
Nie odpowiedziałam, bo coś, a raczej mój debilny chłopak, chwycił mnie za nogi i wciągnął pod wodę. Szybko się wynurzyłam i oplotłam go nogami, bo zaczęłam kaszlać i nie dałam rady utrzymać się na wodzie.
-Calum ty skończony debilu!-wykrzyknęłam, kiedy udało mi się odzyskać oddech-jak niedojebanym trzeba być żeby...-czy on kiedyś pozwoli mi się porządnie na niego wydrzeć zanim mnie pocałuje?-Spadaj głupku-odepchnęłam go i popłynęłam w stronę brzegu.
-Co z tym jedzeniem ludzie?-zapytałam, kiedy dołączyłam do reszty.
-Za 10 minut się zwijamy, Alice mówi, że tu niedaleko jest jakaś fajna dyskoteka czy coś i mają dobre żarcie-odpowiedział mi Luke.
-I karaoke!-zapiszczały Max i Ellie.
-Ok, to zawołajcie tego idiotę, który przed chwilą chciał mnie utopić, a ja idę się przebrać.
Przebieralnie przy plaży do najpiękniejszych nie należały, ale przynajmniej mogłam zmienić ubranie. Zdjęłam strój kąpielowy i założyłam normalne ubranie (biały top, koszula w kratę i czarne spodenki). Kiedy wróciłam wszyscy już na mnie czekali. 25 minut później siedzieliśmy jedząc (kto by się spodziewał?) pizzę i rozmawiając. Po kosmicznej ilości zdjęć, sweetek i fotek, które robili Mike i Ellie podeszłam do baru, żeby zamówić coś do picia. Uznałam, że nie wytrwam z tymi idiotami reszty wieczoru (od 10 siedzieliśmy na plaży, a była 18) więc zamówiłam drinka. Naturalnie barman poprosił o dowód, ale pokazałam mu legitymację szkolną, a ponieważ 18 urodziny miałam mieć równo za 4 dni, dostałam swój "napój". Dostałam też kolejne 3, które wypiłam równie szybko co pierwszy. Byłam już lekko wstawiona, ale zamówiłam kolejny i wróciłam z nim do stolika, przy którym jak się okazało siedziały już tylko 3 osoby, czyli Ashton, Calum i Ellie.
-Gdzie ty byłaś? I dlaczego pijesz?-zapytał Ashton lekko zdenerwowany.
-Zadając drugie pytanie odpowiedziałeś sobie na pierwsze mistrzu.-odparłam pijąc kolejnego dużego łyka- Gdzie reszta?
-Mike i Max pojechali do jej rodziny na wspólny obiad, a Luke i Alice tańczą-odparła Ellie i biorąc mnie za rękę dodała-my też idziemy.
Niezbyt chętnie odstawiłam swojego drinka i ruszyłam za przyjaciółką.
-Możesz mi wyjaśnić co ty robisz?-zapytała podrygując do rytmu-Po co tyle pijesz?
-Wyluzuj, to tylko drinki.
-Drinki, którymi się wstawiłaś, ile już wypiłaś?
-Z tym z którym przyszłam... to będzie 5.
-Liz!
-No co?-odparłam rozbawiona, czym oni się tak przejmują? Uznałam, że nie warto brać tego do głowy i zaczęłam tańczyć. Okazało się, że szło mi całkiem nieźle... przynajmniej do czasu, aż Ashton postanowił do mnie dołączyć.
-Ile wypiłaś?
-To tylko drinki...
-Ile?
-5
-Ok. Więcej nie dostaniesz, powiedziałem już barmanowi, żeby...
-Ashton!
-Liz, nie możesz się upijać za każdym razem, kiedy widzisz alkohol.
-Nie upijam się!
-Jak uważasz...
-Chodź-powiedziałam i pociągnęłam go w stronę sceny-zaśpiewasz ze mną piosenkę!
-Liz...
-Proooooszę!
-No dobra, ale ja wybieram!
-Ok.
Ashton wybrał (co mnie mocno zaskoczyło) nie swoją piosenkę, chociaż 5sos również było w repertuarze. Wspólnie zaśpiewaliśmy "TNT" jednego z najlepszych zespołów świata AC/DC. Zostaliśmy poproszeni przez widownię o bis, na którym dołączyli do nas Ellie i Calum. We 4 zaśpiewaliśmy "American Idiot" Green Day'a, a ja i Ellie przedstawiłyśmy jeszcze naszą wersję "As long as you love me" Justina Biebera (nie jest to utwór specjalnie wysokich lotów, ale razem z Ellie śpiewa się go fajowo). Potańczyłyśmy jeszcze chwilę i wróciłyśmy do stolika.
-Mówię ci, że trzeba je wkręcić na naszą nową płytę, są super!-powiedział Luke do Asha.
-Zadowolę się występem w teledysku-oznajmiłam.
-A ja nie-powiedziała Ellie (żartem, a przynajmniej taką miałam nadzieję).
-Caaalll, odwieziesz mnie do domu? Zmęczona jestem.-powiedziałam do chłopaka i ruszyłam do wyjścia ciągnąc go za rękę. Niestety nie miałam szczęścia dotrzeć do jego auta o własnych siłach, bo zaczepiłam się i upadłam porządnie uderzając kolanem w krawężnik.
-Kurwa mać!-krzyknęłam, kiedy piekielny ból zaczął wyciskać mi łzy z oczu.
-Chyba jest złamana, kurwa Cookie, czy ty w ogóle umiesz chodzić?!-krzyczał na mnie Calum niosąc do auta. Dość szybko dojechaliśmy do szpitala i podczas gdy ja miałam robione RTG, Cal rozmawiał z Ashem (a przynajmniej tak uznałam po jego wściekłej minie, kiedy skończył). Pół godziny później, wyposażona w kule i piękny gips na kolano i większą część nogi, wracałam do domku. Moja noga na szczęście nie była złamana, ale za to bardzo mocno zbita. Przez najbliższe 3 tygodnie, nie mogę jej obciążać i muszę chodzić w tym magicznym "stabilizatorze".
-No, ale przynajmniej masz teraz pretekst, żeby mnie nosić co nie?-próbowałam w jakiś sposób poprawić humor Calumowi, który nie odezwał się do mnie słowem, odkąd wyniósł mnie ze szpitala,
-To nie jest zabawne Liz, ostatnim razem, jak się wywaliłaś byłaś nieprzytomna i straciłaś pamięć! Teraz łamiesz nogę...
-Nie jest złamana.
-NIEWAŻNE, możesz przestać robić sobie krzywdę?
-A co będę z tego miała?
Calum spojrzał na mnie i próbował zrobić poważną minę-Jak ty możesz z tego żartować?
-Po tej dawce leków przeciwbólowych, które dostałam? Dziwię się, że nie mogę latać...-odpowiedziałam, na co oboje zaczeliśmy się śmiać.-Czy ty umiesz być normalna? Masz nogę w gipsie, ledwo odzyskałaś pamięć, a teraz jeszcze to?!?!- Ashton wydzierał się na mnie, próbując zabandażować mi rękę.
Wstałam sobie dziś rano i postanowiłam zjeść kanapki na śniadanie, ale kiedy kroiłam bułeczkę, do kuchni weszła Ellie i tak mnie wystraszyła, że przecięłam sobie spód dłoni, praktycznie do kości. Moja pzyjaciółka pobiegła po apteczkę, co wywołało zainteresowanie mojego kuzyna, który teraz próbował opatrzyć mi dłoń, podczas gdy jego dziewczyna zmywała moją krew z podłogi.-Jedziemy do szpitala!-oznajmił Ashton i kilka minut później zapakował mnie do dodge'a. Na chirurgii założyli mi 4 szwy, które same miały się rozpuścić, dostałam maść, którą miałam smarować rękę, żeby się goiła i komplet opatrunków, które miałam zmieniać raz dziennie. Kiedy ostatecznie po ponad 2h wróciliśmy do domu czekali na nas moi cudowni, przejęci moim życiem przyjaciele.
-Masz w ogóle pojęcie jak się martwiłem, jak Ashton wysłał mi esemesa, że jest z tobą w szpitalu?!-to Calum.
-Czy ty masz jakieś samobójcze zapędy?-to Max.
-3 razy w ciągu miesiąca i 2 w przeciągu 12h, nie dali ci karty stałego klienta?-to Mike.
-Bijesz rekordy dziewczyno!-to Luke.
-HHAHAHHAHAHAHAHAHAHAAHA!-to Alice. Chyba tylko jej reakcja na tę sytuację mi się spodobała.
-To tylko 4 szwy, żyję!-odpowiedziałam im i weszłam (a raczej pokuśtykałam, bo miałam ten debilny gips) do kuchni w poszukiwaniu ciastek, bo nic dziś nie jadłam, a było już południe. Znalazłam co chciałam i wróciłam do salonu, gdzie wszyscy się rozsiedli i rozmawiali o tym, co jest ze mną nie tak.
-Może mi ktoś pomóc? Nie dm rady tego otworzyć jedną ręką!-zawołałam, czym wzbudziłam śmiech. Jedyną osobą, która raczyła ruszyć dupę był mój chłopak, który zaniósł mnie i posadził sobie na kolanach, oraz otworzył moje ciasteczka.
-Macie jakieś mazaki?-zapytał Mike.
-Ja mam, u mnie w pokoju w szufladzie w...-nie miałam okazji dokończyć, bo chłopak już wbiegał po schodach. Chwilę później wrócił z kompletem mazaków w ręku. Podszedł do mnie i oznajmił:-Udekorujemy go-wskazując na moją prawą nogę.
Przez następną godzinę, ta banda idiotów malowała po gipsie jakby mieli po 4 lata. Kłócili się nawet o to co w jakim kolorze powinno być. Ostatecznie skończyłam z rysunkami każdego z nich (w czym chłopcy naturalnie mieli swoje instrumenty obok siebie) z podpisami, bez których prawdopodobnie bym ich nie poznała (nie rysują zbyt dobrze) i ogromną ilością krzywych nutek, kwiatków i motylków. Generalnie gips wyglądał paskudnie, ale liczą się chęci, co nie? Później zamówiliśmy (uwaga uwaga, cóż za niespodzianka) PIZZĘ i obejrzeliśmy (ja po raz 7) "Taksańską masakrę piłą mechaniczną", którą Ellie nazwała "syfem" a Max "kmiotem". Musiałam poważnie zastanowić się nad tym, dlaczego je lubię... Ten jakże magiczny dzień, nie sończył się jednak wesoło. Wychodząc wieczorem z łazienki potknęłam się o Barrego, który spał przy drzwiach i upadłam uberzając brodą w ziemię. W ten cudowny sposób wolądowałam po raz kolejny na chirurgii, tyle że tym razem założyli mi 1 (magiczny, samorozpuszczający się) szew, na brodzie, którą porządnie rozwaliłam przy "sprawdzaniu działania grawitacji". Ashton był wściekły, podobnie jak Calum, który przez prawie 20 minut opierdalał mnie przez telefon. Reszta ludzi raczej zaczęła się śmiać z mojego idiotyzmu, no chyba że liczymy moją mamę, która (podobnie jak mój chłopak) ochrzaniła mnie porządnie.
W każdym razie są też dobre strony, Calum praktycznie wszędzie mnie nosi, Ellie przygotowuje posiłki, a Ashton został moim osobistym lokajem i przynosił mi wszystko co chciałam. Ehhhh... życie jest jednak piękne. :D
CZYTASZ
Cookie (5sos)
Fanfiction-Ellie pamiętasz to drzewo genealogiczne co miałam zrobić? -Mhm. I co? -Okazało się, że mój dziadek miał siostrę, która przeprowadziła się do Australii i wyszła za jakiegoś typka o nazwisku Irwin. -Czekaj, czekaj, Irwin? Jak Ashton Irwin?