Pierwszy dzień świąt, jak nie trudno się było domyślić, spędziłam przed komputerem. Podłączenie modemu internetowego było dość skomplikowane, zwłaszcza, że jedyne, co było w instrukcji to "w razie problemów prosimy wejść na naszą stronę internetową". No halo, jak mam wejść na tę stronę, skoro jeszcze nie mam internetu? No ale kiedy ostatecznie się udało... Ach, to było piękne uczucie, po 2 latach reaktywować wszystkie konta na portalach społecznościowych. Facebook, Instagram, Twitter. Zainstalowałam też Skypa i wysłałam Ashowi maila z podziękowaniem za prezent, oraz linkami do wszystkich moich kont. Chwilę później na ekranie wyświetliła mi się informacja, że Ashton próbuje nawiązać ze mną połączenie przez Skypa.
-Hej kuzyneczko, WESOŁYCH ŚWIĄT
-Dziękuję.
-Nasze prezenty na prawdę ci się podobają?
-No jasne. Ramka stoi przy moim łóżku, więc każdego ranka jak wstaję, to widzę wasze parszywe mordki i od razu poprawia mi się humor, a bransoletka...
Podniosłam prawą rękę, na której od wczoraj nosiłam prezent od chłopaków tak, żeby Ashton mógł ją zobaczyć.
-A moje prezenty dla ciebie i chłopaków doszły? Wysłałam je w dniu powrotu, więc pewnie z opóźnieniem ale powinny być i...
-Chcesz mi powiedzieć, że te małe, ręcznie dziergane misie, które wyglądają jak my, są naszymi prezentami gwiazdkowymi?
-Tak. A co, nie podobają się...
-Żartujesz?! Są supeer. Jak tylko doszły zadzwoniłem do chłopaków, żeby przyszli je odebrać. Mieliśmy niezły ubaw. Chyba nigdy w życiu nie dostałem czegoś tak... koszmarnego i świetnego zarazem.
No tak. Może i to nie był świetny pomysł, ale przynajmniej w miarę oryginalny. Przed wyjazdem poprosiłam babcię, żeby zrobiła 4 misie według mojego projektu. Babcia się oczywiście zgodziła, w końcu to babcia, co nie? No więc każdy misiek miał odzwierciedlać jednego z chłopaków. Miś-Ashton był biszkoptowy, miał długie włosy ze złotych nitek, oczka z zielono-szarych guziczków, zieloną pelerynkę i czarny kapelutek. Miś-Calum był z ciemniejszej włóczki, włosy miał z ciemnobrązowej nitki, oczka z brązowych guziczków i małą dziurawą koszuleczkę bez rękawów. Miś-Michael był z białej włóczki, miał włosy we wszystkich kolorach tęczy, oczka z czarnych guziczków i koszuleczkę z napisem "idiot"(napis oczywiście zrobiony mazakiem, ale jest). Miś-Luke był biszkoptowy, miał włosy z żółtej nitki, oczka z niebieskich guzików, kolczyk (z kółka od kluczy) i czarną koszuleczkę. Generalnie rzecz ujmując, misie wyglądały przerażająco i dziwnie, ale jednocześnie były zabawne. Czyli idealny prezent dla bandy pokręconych chłopaków.
-Cieszę się, że wam się podobają. A co dostaliście od Ellie, nie chciała mi powiedzieć...
-Pamiętasz tę rozmowę piosenkach, których nie lubimy? Ellie wysłała każdemu z nas płytę z tymi właśnie piosenkami i okładka ze swoim zdjęciem...
-HAhahahahaha. No nie wierzę! Czemu ja na to nie wpadłam?
-To nie jest zabawne!-Niby mówi że nie, ale i tak się śmiał...- Słuchaj, mam coś jeszcze, dla Willa. Możesz go zawołać?
Kiedy mój brat przyszedł kilka chwil później miał oczy jak diamenty.
-To ty jesteś tym naszym sławnym kuzynem, co nie? Znasz jakichś piłkarzy? Bo ja gram w piłkę, jestem w drużynie. A ty lubisz grać w piłkę?-Wszystko powiedział na jednym wdechu, z prędkością karabinu maszynowego.
-Ja w sumie to lubię. Ale chyba lepiej mi idzie granie w fifę. No w każdym razie mam dla ciebie prezent młody.
-Serio? Dla mnie? Ale ty mnie nie znasz! Czemu miał byś mi kupować prezent?
CZYTASZ
Cookie (5sos)
Fanfiction-Ellie pamiętasz to drzewo genealogiczne co miałam zrobić? -Mhm. I co? -Okazało się, że mój dziadek miał siostrę, która przeprowadziła się do Australii i wyszła za jakiegoś typka o nazwisku Irwin. -Czekaj, czekaj, Irwin? Jak Ashton Irwin?