~Luke ~
- Chłopaki wdychajcie! Wdychajcie to polskie powietrze do płuc! - darł się Calum na lotnisku w Poznaniu.
- Hood idioto stój pysk.- warknął na niego Ashton.
- Chłopaki proszę was. Chcę już ja zobaczyć. - przerwałem im tę jakże ciekawą wymianę zdań.
- Gdzie ona konkretnie mieszka?- zapytałem Ash'a.
Chłopak wyciągnął mapę i przejechał po niej wzrokiem.
- Tu.- wskazał palcem.
- To gdzieś na Jeżycach.- odparł.
Michael zadzwonił po dwie taksówki i próbował zrobić to po polsku, ale po chwili się poddał i dokończył rozmowę po angielsku.
- Taksówki będą za jakieś dwadzieścia minut. - odetchnął i usiadł na swojej największej walizce.
Godzinę później
Jakoś się uporaliśmy z zapłatą i przewozem tych wszystkich rzeczy do naszego hotelu. Teraz mam ochotę zatańczyć i zaśpiewać bo właśnie stoję przed wejściem do bloku Sary.
- Idziemy.- pociągnęłam Calum'a i Ashton'a za rękawy ich kurtek (zapomniałam dodać, że teraz jest jesień) prosto do środka. Wepchnąłem chłopaków do windy oczywiście dałem Hood'owi pobawić się i pozwoliłem mu wcisnąć odpowiedni przycisk.
Teraz stoję pod drzwiami mieszkania. Nadal do mnie nie dociera to, że mnie i dziewczynę dzielą drzwi.
- Gotów? - zapytał Michael.
Skinąłem głową, podniosłem rękę i zapukałem. Momentalnie odsunęliśmy się od drewnianej powłoki, za którą usłyszałam czyjeś kroki.
- To już.- wyszeptał Calum, kiedy klamka drgnęła, a drzwi się otworzyły, ukazując jakiegoś staruszka o siwych włosach i wąsach.
- Słucham? -wychrypiał swoim starszym głosem, a my nic nie zrozumieliśmy.
- Yyyym. Dzień dobry.- Mike chciał się jakoś dogadać.
- O proszę. Panowie z Anglii tak?- zapytał po naszemu. Odetchnąłem z ulgą, że nie muszę słuchać "profesjonalnego" tłumaczenia Clifford'a.
- Tak.- odparł Ashton.
- Wiec proszę wejdźcie.- odsunął się i wszedł w głąb mieszkania.
Staruszek posadził nas na kanapie w przytulnie urządzonym saloniku.
- Co sprowadza szanownych panów w moje skromne progi aż z Anglii?- odezwał się.
- Niech się Pan nie obrazi, ale liczyliśmy zastać kogoś innego.- mówił Calum.
- A kogo takiego? - poprawił okulary.
- Sarę Black. To znaczy Wójcik.- poprawiłem się.
- Niby z tej Sary taka cicha woda, a tu proszę! Czterech kawalerów za nią przyjechało.- zaśmiał się facet.
- To Pan ją zna? - nadzieja znów się pojawiła.
- I to od maleńkiego brzdąca. W końcu to moja wnuczka.
- Czyli Pan to...
- Ernest Wójcik do usług.- ukłonił się lekko.
- Ach ta moja Sara. Zawsze mi powtarzała " ucz się dziadek języka bo Ci się kiedyś przyda " no i co? Miała rację.