~Sara~
Obudziłam się rano i nie zwracając na nic uwagi wybiegłam z łóżka prosto do łazienki. Niepotrzebnie wczoraj piłam, teraz boli mnie brzuch, głowa i chce mi się wymiotować. Energicznie otworzyłam klapę od muszli i zwróciłam wszystko co leżało mi na żołądku. Oparłam się o zlew i wypłukałam usta, oddychając ciężko i łapiąc za bolący brzuch. Mam tylko nadzieję, że ten ból jest spowodowany tylko i wyłącznie piciem alkoholu. Usiadłam na chłodnych kafelkach i skuliłam się tak, że głowę miałam opartą między moimi kolanami. Syknęłam gdy tym razem moja głowa gała o sobie znać.
Drzwi się otworzyły, ale jakoś zbytnio mnie to nie obchodziło, ponieważ zajęta byłam nabieraniem głębokich oddechów do płuc. Ktoś usiadł na podłodze obok mnie i złapał mnie za rękę.
-Co się dzieje?- usłyszałam troskliwy głos Luke'a i poczułam jak chłopak podnosi moją dłoń i całuję jej skórę.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił, nagle stał się taki przestraszony i zdziwiony. Uważnie obserwował mnie tymi swoimi dużymi, błękitnymi oczami przez co poczułam zakłopotanie.
-Jesteś taka strasznie blada.- powiedział i dotknął mojego policzka jedną dłonią.
Podniosłam się i odważyłam się zobaczyć moje odbicie w lustrze. Miał rację, byłam bardzo blada, miałam sine cienie pod oczami i wyglądałam jak trup. Zaniepokoiło mnie to, ale robiłam wszystko by tego po sobie nie poznać. W lustrze pojawiło się jeszcze odbicie Luke'a, który objął mnie w talii i ułożył swoją brodę na czubku mojej głowy.
-To pewnie przez ten alkohol.- powiedziałam, próbując go uspokoić choć sama też tego potrzebowałam.
-Przecież nie piłaś dużo.- westchnął, mocno zaciskając powieki.
Pogłaskał mnie po brzuchu, dając mi więcej otuchy i spokoju.
-Powinniśmy zejść na dół.- odwróciłam się do niego przodem i pozwoliłam się pocałować w czoło.
-Po wczorajszym boję się spojrzeć Twojemu ojcu w oczu.- zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się, podchodząc do drzwi.
Rozejrzałam się po pokoju i zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć gdzie jest Budyń.
-Budyń!- zawołałam, a spod łóżka natychmiastowo wybiegła mała biała kulka.
Szczeniak podbiegł do Luke'a i podskoczył lekko, opierając się przednimi łapkami o nogi chłopaka. Wyglądało to tak uroczo... Luke taki wielki i wyraźnie niezadowolony z zachowania psa i Budyń taki maleńki i szczęśliwy merda ogonem z wywalonym na wierzch językiem.
-Jestem z Ciebie dumna.- rozczuliłam się, podnosząc go za rękach.
Przytuliłam go do siebie i potarłam swoim policzkiem po jego głowie.
-A ja to co?- zapytał Luke.
-Mało Ci?- skarciłam go spojrzeniem i ruszyłam do wyjścia.
Zeszliśmy do salonu gdzie ku mojemu zdziwieniu panował porządek, no poza niektórymi butelkami, które i tak Alicja właśnie wyrzucała do worka na śmieci. Rozejrzałam się i zauważyłam, że mama jeszcze nie wróciła, więc pewnie nocowała u jednej ze swoich koleżanek. Wszyscy już nie spali, ale nie każdy nadawał się "do użytku", przykładowo taki Hood, który z wyjątkowo smętną miną siedział przy stole i stopniowo upijał kolejne duże łyki z butelki z wodą. Widać wczoraj biedaczek przesadził i dzisiaj nie ma siły nawet na to by powiedzieć Oliwii coś obraźliwego.