Part 39

3.6K 326 130
                                    

~Sara~

Tydzień później

Alicja i Ashton są już oficjalnie małżeństwem, a prawdopodobieństwo przejęcia przez nich opieki nad Anią jest bardzo duże. Mama Ash'a i Harry wczoraj wrócili do domu, a ciocia Alicji obiecała pozostać w Polsce dopóki Ania nie będzie mogła zostać tu ze swoją siostrą. Tata i mama bardzo pokłócili się o zajście na ślubie, ale oni nie byliby sobą gdyby nie pogodzili się po pięciu minutach. Cal i Oliwka od tamtej pamiętnej nocy są dla siebie przerażająco bardzo mili, więc to tylko kwestia czasu aż nam ogłoszą to, że są parą.... Jak widać dużo wydarzyło się podczas tego tygodnia, a dziś wyjaśni się kolejna sprawa bo to właśnie teraz maszeruję ulicami Warszawy prosto do kliniki po odbiór wyników badań. Jestem teraz sama, ponieważ bardzo prosiłam Luke'a o to by nie szedł tam ze mną i po długich namowach chłopak się zgodził.

Wbiegłam po schodach prościutko do szklanych drzwi, które lekko popchnęłam dzięki czemu znalazłam się w znajomej poczekalni. Recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie, ale ja nie potrafiłam tego odwzajemnić, więc smętnie ruszyłam do pierwszego lepszego krzesła. Bardzo się stresowałam, a by się troszkę uspokoić wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam oglądać zdjęcia zrobione przeze mnie podczas ślubu, a było ich całkiem sporo. Przeglądając fotografie widziałam osoby, na których mi zależy, a jeśli ja mam jakiś nowotwór to ich zostawię.... Właściwie to już od dawna podejrzewałam raka, ale ta myśl nigdy do mnie nie docierała w ten sposób by myśleć o rzeczach, które mnie teraz zadręczają, wmawiałam sobie, że takie scenariusze piszę się tylko w filmach, a nowotwór mi nie grozi, a teraz.

-Przepraszam.- młoda dziewczyna dotknęła mojego ramienia.- Doktor wzywa panią teraz do siebie.- uśmiechnęła się.

Skinęłam głową i roztrzęsiona podniosłam się, upuszczając torebkę na ziemie.

-Wszystko w porządku?- zaniepokoiła się, podając mi torebkę.

-Zaraz się okaże.- odparłam cicho i ruszyłam do gabinetu.

W pomieszczeniu tak jak wcześniej zastałam starszego doktora.

-Witam. Niech pani usiądzie.- przywitał się, a ja nie mogłam wyrzucić z siebie ani słowa, więc jedynie skinęłam w geście przywitania się.

Zapanowała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem, przewracanych kartek i moim niespokojnym oddechem. Mężczyzna badał dokładnie, leżące przed nim papiery, poprawiając okulary. Pokiwał głową i odchrząknął.

-Czy już pan wie co mi dolega?- zapytałam niepewnie.

Doktor nadal patrzył w kartki.

-Tak.- powiedział. - Wyniki są jednoznaczne.- dodał, spoglądając na mnie.

Mój oddech się zatrzymał, a bicie serca chyba również, natomiast ta cisza wydawała się przedłużać.

-No cóż ma pani...

Piętnaście minut później.

Nie mogłam uwierzyć w to co on mi powiedział. Zapłakana wybiegłam z budynku na chodnik. Co ja zrobię? Jak ja to powiem Luke'owi? Przecież on się załamie... Łzy leciały mi po policzkach, chłodząc je jednocześnie, a moje włosy rozwiały się na wietrze przez tępo, które przybrałam. Ja nie mogę teraz wrócić do domu, muszę przemyśleć sobie to co ja im wszystkim powiem.

Usłyszałam dźwięk mojej komórki, która nagle zadzwoniła. Drżącą ręką wyciągnęłam telefon by sprawdzić kto do mnie dzwoni. Luke...

Odrzuciłam połączenie i zaniosłam się głośnym szlochem, który i tak został zagłuszony przez samochody i inne hałasy dochodzące z ulicy. Roztrzęsiona bez celu błąkałam się po ulicach miasta, tracąc zupełnie poczucie czasu i, ignorując ciągłe powiadomienia o nieodebranym połączeniu, lub kolejnej wiadomości. Postanowiłam się zatrzymać i w ogóle zorientować gdzie ja konkretnie jestem. Rozejrzałam się po okolicy i okazało się, że znajduję się w parku, z którego jest blisko do domu Adama gdzie właśnie postanowiłam pójść.

Stanęłam przed drzwiami domu chłopaka i niepewnie zapukałam, czekając na jakąś reakcję, którą otrzymałam niemal natychmiastowo.

-Sara?! Co się stało?- Adam przyciągnął mnie do uścisku.

-Babskie problemy... Mogę Cię prosić o podwózkę do domu? Nie mam żadnego transportu.- wymusiłam słaby uśmiech.

-Jasne.- odparł szybko, sięgając po kluczyki od samochodu i swoje trampki. - Wskakuj do Zuzanny.- podszedł do swojego samochodu.

-Nazwałeś samochód Zuzanna?- zdziwiłam się.

-Ymmm tak?- odpowiedział mi tak jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Wsiadłam do Zuzanny i oparłam głowę o szybę. Adam często był bardzo denerwujący, ale zawsze każdemu bezinteresownie pomagał i nie zadawał głupich pytań, więc całą drogę przebyliśmy w idealnej ciszy.

Pod moim domem kolejna dawka łez pojawiła się na moich policzkach, a zwłaszcza wtedy gdy otworzyłam drzwi Zuzanny.

-Nie wiem co się stało, ale chcę Ci tylko powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.- uśmiechnął się pocieszająco, a ja jedynie lekko pokiwałam głową, mając nadzieję, że faktycznie tak będzie i pomachałam mu ręką na pożegnanie. Teraz nie ma odwrotu...

Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę, a zaraz wokół mnie pojawił się wianuszek zdenerwowanych osób piszczących coś o nieodbieraniu telefonu i innych bzdetach. Nagle gdzieś przed oczami mignął mi Luke, przez co rozpłakałam się na dobre.

-Sara co się stało? Co mówił doktor?- Hemmings wypytywał mnie.- Usiądź.- posadził mnie na fotelu, a sam ukucnął przede mną i złapał mnie za ręce. - Co Ci jest?- pytał spokojnie.

W głośnym salonie zapanował spokój, słychać było jedynie mój szloch. Ja nie wiem jak im to powiedzieć.

-Córeczko...- zaczęła mama.- To jakiś tasiemiec?- zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową.

-Zatrucie?- zapytał tata. Znów pokręciłam głową.

-Wirus?- zaprzeczyłam.

-Nowotwór?- zapytał Luke.

Zacisnęłam powieki i usta. Uniosłam lekko głowę na przerażonego chłopaka.

-Luke...- wyłkałam.- Ja...- zakryłam twarz dłońmi i odetchnęłam.

Znów na niego spojrzałam.

-Ja jestem w ciąży. Z Tobą Luke.- wyrzuciłam z siebie.

Nagle jego twarz stała się bardzo poważna. Po pokoju rozniosło się westchnienie.

-Co?! Jak to kurwa?! Hemmings! Tereska gdzie jest rura od odkurzacza?!- wydzierał się tata. - Albo nie... Mamunia! Niech mamunia go zgwałci! - wskazał na blondyna.

Wszyscy zaczęli krzyczeć, biegać po pokoju i robić w ogóle cokolwiek, ale nie Luke. On jedynie patrzył na mnie pustym i zimnym wzrokiem, po czym pokręcił niedowierzająco głową i z kamienną twarzą powoli puszczał moje dłonie, po czym wyszedł z domu głośno trzaskając drzwiami.

On mnie zostawił... Luke mnie zostawił.

Od Autorki:

Hej Kochani♥!

Wreszcie się wyjaśniło! Jak sądzicie co zrobi Luke?


Never Say Never l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz