~Alicja~
Kilka dni później.
Odwiedzałam babcię codziennie i za każdym razem towarzyszyły mi Ania i Sara. Brunetka tak jak obiecała zajęła się restauracją, a Hemmings jej pomagał, dzięki czemu mogłam wziąć tydzień wolnego i zająć się siostrą. Tylko ta trójka wiedziała co się dzieje w moim życiu i tylko oni mogli jak na razie wiedzieć, więc starałam się omijać wszystkie niewygodne rozmowy z innymi znajomymi. Ashton dzwonił do mnie po kilka razy dziennie lub wysyłał wiadomości z prośbą o spotkanie. Myślałam sobie czasem jakby to było gdybym jednak go nie szukała na tej imprezie? Zostalibyśmy parą? Przyznałby się do tej sytuacji w toalecie? Może faktycznie on żałuje? W końcu po co miałby chcieć się ze mną spotkać jeśli od początku miał na wszystko wyjebane? A jeśli byłam tylko częścią zakładu, a on chce mi o tym powiedzieć bo dręczy go sumienie?.....Dość! Nie będę w takiej sytuacji zaśmiecać sobie głowy Ashton'em. Powinnam myśleć o babci i siostrze, a nie o chłopaku, który bez większego trudu zabawiał się z inną, wiedząc, że coś do niego czuję.
-Aluś. Główka mnie boli...- jęczała Ania, wchodząc do mojego pokoju.
Podniosłam się z łóżka i zabrałam ją do kuchni gdzie podałam jej proszki na złagodzenie bólu, a następnie pozwoliłam jej spać obok mnie by mieć pewność, że już wszystko jest w porządku.
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Kto normalny dzwoni do człowieka o drugiej w nocy?! Sfrustrowana podniosłam komórkę i prawie spadłam z łóżka, widząc numer lekarza babci.
-Halo.- odebrałam drżącym głosem.
-Witam Pani Alicjo. Niestety nie mam dobrych wieści....Pani babci nie zostało już wiele czasu i niestety nie możemy już nic zrobić, dlatego jeśli oczywiście czuję się Pani na siłach to proszę o przybycie do szpitala.- mówił smutnym głosem.
-Tak. Już jadę.- rozłączyłam się i zerwałam na równe nogi.
W piżamie wybiegłam z mieszkania do sąsiadki by poprosić ją o popilnowanie Ani, a ja pobiegłam się ubrać i zadzwoniłam do Sary. Zapomniałam zupełnie, że jest środek nocy i miałam wyrzuty sumienia, że ją obudziłam, ale byłam teraz zdesperowana i potrzebowałam wsparcia.
Godzinę później.
~Sara~
Byliśmy już w szpitalu. Ja, Luke i Alicja oczywiście, kroczyliśmy szybko po korytarzach, próbując odnaleźć lekarza.
-Gdzie on ma ten swój gabinet?- denerwował się Luke.
-Gdzieś na końcu korytarza...o tam jest!- Ala wskazała na mężczyznę w białym fartuchu, wychodzącego z jednego z pomieszczeń.
-Panie Doktorze.- zaczęła płaczliwym tonem.
-Dobrze, że Pani już jest. Proszę za mną.- podał jej specjalny fartuch i wprowadził do sali, a my z Luke'm zostaliśmy na korytarzu.
Siedzieliśmy tak chwilę myśląc nad różnymi rzeczami, ale podejrzewam, że istotne pytanie pojawiające się w naszych głowach to "Co teraz będzie z Anią i Alą?" Pierwsze łzy już mi wypłynęły, Luke widząc to przysunął mnie bliżej siebie i pozwolił mi przytulić się do swojego torsu.
-Boje się o nie.- wyszeptałam.
-Ja też, ale spokojnie. Na pewno coś wymyślimy.- pogładził mnie po plecach i pocałował w czubek głowy.
Siedzieliśmy przytuleni jeszcze dobrą godzinę, a Ali nigdzie nie było. Nie mieliśmy do niej o to pretensji, ponieważ gdyby taka sytuacja nas spotkała to pewnie też chcielibyśmy spędzić z ukochaną osobą możliwie jak najdłużej.