Part 10

5.7K 404 22
                                    

~Luke~

Wybiegłem z restauracji i ruszyłem w kierunku tej ich Kolumny.... Strasznie się cieszę, że to niedaleko i mogę dotrzeć tam dość szybko na piechotę. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale cieszę się, że Oskar przyszedł do mnie, do pracy.

Nerwowo kroczyłem chodnikiem, dostrzegając już gościa na kolumnie, który z tego co pamiętam był królem. Przyspieszyłem i co chwilę oglądałem zdjęcia od Oskara by mieć pewność, że się nie zgubiłem.

Nigdzie jej do cholery nie ma!

Panikowałem, chodząc w te i z powrotem po placu. Złapałem się za głowę i rozglądałem po okolicy, ale nie zauważyłem jej ani nawet nic co by mnie na nią naprowadziło. Kręciłem się tam jeszcze przez pewien czas, ale Sary nadal nie znalazłem.

Zrezygnowany i wyczerpany psychicznie chciałem odchodzić, ale kątem oka zauważyłem coś co przykuło moja uwagę. To coś, a raczej ktoś, to była drobna, smutna i skulona na ławce brunetka. Uśmiechnąłem się lekko i powoli podszedłem do dziewczyny by się przysiąść. Siedzieliśmy w ciszy, którą przerywały dźwięki cichego płaczu i podciągania nosem.

- Nie płacz. On nie jest tego wart.- podałem jej chusteczkę, którą niechętnie ode mnie przyjęła.

- Po co tu przyszedłeś?-wyszeptała.

- Szukałem takiej jednej ładnej. A właśnie! Może ją widziałaś? Taka bardzo podobna do Ciebie, a właściwie to identyczna.- powiedziałem.

- Dlaczego ją szukałeś? - zapytała.

- To długa historia.... Opowiem Ci bajkę.- popatrzyła na mnie ze zdumieniem lecz w jej oczach było widać ciekawość.

-Pięć lat temu żył i nadal żyje sobie pewien chłopiec, który jest skończonym idiotą. On i jego przyjaciele byli jeszcze głupimi dzieciakami gdy zaczęli łamać prawo i buntować się, ale poznali też wtedy pewną dziewczynę....-zatrzymałem się na chwilę.- Tak po prostu weszła do ich szkoły. On od razu zauważył jaka krucha, przestraszona i niepewna jest, dlatego postanowił to wykorzystać, ale gdzieś w głębi siebie dobrze wiedział, że jest piękna, wartościowa i bardzo silna. Niestety w trzy lata sprawił, że ona sama zaczęła się niszczyć i krzywdzić.... Dopiero niedawno uświadomił sobie jakie błędy popełniał i, że już nie jest w stanie zrobić jej więcej złego.

- Ta bajka ładnie się rozwija, więc czemu chłopiec jest jak to ująłeś "idiotą"?- przerwała.

- Bo uświadomił to sobie dopiero po trzech latach i jeszcze na dodatek nie był w stanie ją ochronić przez co musiała cierpieć. On też cierpiał wiesz? Czuł się okropnie bo przez niego działy jej się krzywdy, bo rozstał się z nią na całe dwa lata, bo nie umiał jej chronić i nie powiedział jej czegoś bardzo ważnego... Nie powiedział jej, że czuł do niej coś tak niesamowitego co sprawiało, że przez ten cały czas kiedy jej nie było on nadal o niej myślał, że żałował wszystkich błędów, że gdyby mógł to cały jej ból wzięły na siebie i na dodatek był wstanie odnaleźć ją w innym i zupełnie nieznanym kraju.- zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Miała spokojniejszy wyraz twarzy, a oczy skupione na mojej osobie.

- I co dalej? - zaciekawiła się.

- Nie wiem.- wzruszyłem ramionami.- Na tym to się na razie kończy. Teraz wszystko w ich rękach. On powinien powiedzieć jej pewnie rzeczy szczerze i świadomie, a ona zadecyduje, czy jest on godny by być jej jedynym, który już nigdy jej nie opuści.- skończyłem.

- Piękna bajka, ale wydaje mi się, że trzeba ją jakoś kontynuować. - dopowiedziała.

Uśmiechnąłem się szeroko, złapałem jej dłoń i splotłem nasze palce razem tak jak robiłem to zazwyczaj. Spojrzałem na jej twarz, która delikatnie uniosłem drugą ręką. Przybliżyłem swoją twarz do niej i ucałowałem ją w czoło później policzki i na końcu nos (wolałbym usta, ale boję się, że jeszcze nie jest na to gotowa). Oparłem swoje czoło o jej i wyszeptałem....

- Kocham Cię.

~Alicja~

Widziałam jak Luke się trochę poszarpał z Oskarem, a następnie wybiegł na zewnątrz, zostawiając mnie samą. Jestem pewna, że poszło o Sarę i mam nadzieję, że moja przyjaciółka w końcu doświadczy zasłużonej miłości. Heh.... Niech Luke trzyma się na baczności i lepiej jej nie krzywdzi bo ona już wiele wycierpiała, a zawody miłosne bolą cholernie mocno i zostają z nami na długo. Wiem o tym doskonale, ponieważ sama teraz jeden taki przeżywam.... Mój zawód miłosny nazywa się Ashton Irwin. Na samym początku traktowałam go jak kolegę lub nawet przyjaciela z umiłowaniem do pierogów. To, że przestałam go tak postrzegać zauważyłam po kilku dniach pracy u nas, a jego chęć do pomocy przy piosence na muzykę i nasz prawie pocałunek tylko skumulowały siłę tego dziwnego ciepła w brzuchu. Przed tym cholernym, wczorajszym wyjściem rozmawiałam z nim o tej sytuacji, a nasza poważna rozmowa skończyła się na tym, że umówiliśmy się na randkę. Cieszyłam się jak porąbana jedenastoletnia dziewczynka po pierwszym pocałunku ze swoją wielką klasową miłością, ale ta radość trwała tylko przez pewien czas.... Na imprezie tańczyliśmy razem, śmialiśmy się, a nawet parę razy całowaliśmy, ale wszystko co piękne kiedyś się kończy... Ashton powiedział, że idzie zobaczyć co u Luke'a i Michael'a. Obiecał, że zaraz wróci i nie mam się ruszać z baru, więc zrobiłam to o co prosił, ale ta "chwila" przedłużała się niemiłosiernie, a ja bałam się coraz bardziej o niego i o siebie. Ponad czterech nachalnych, starych i pijanych facetów proponowało mi "bliższe poznanie", a większość z nich składali swoje propozycje "przez przypadek", łapiąc mnie za tyłek. Nikt normalny by tego nie wytrzymał, dlatego w szybkim tempie odeszłam od tych zboczeńców by znaleźć Ash'a. Nie było to proste i coraz bardziej się martwiłam, że coś złego mu się stało, ale okazuje się, że niepotrzebnie się martwiłam bo bardzo dobrze zajęła się nim pewna długonoga, wytapetowana, plastikowa i podejrzewam, że mało inteligentna blondyna. Byli tak bardzo zajęci, że nawet mnie nie zauważyli.... No oczywiście dopóki nie zwymiotowałam z obrzydzenia na ich widok. Czy to aż takie trudne by zamknąć drzwi od kabiny?!

Niby to nic wielkiego bo my nawet nie jesteśmy parą, ale i tak poczułam się jak śmieć lub zabawka, którą w każdej chwili on mógł się bawić i odkładać. Ughh.. Cholerne łzy same mi wypływają gdy o tym myślę, a co dopiero gdyby Irwin tu był. Nie chce go zwolnić przez moje durne miłostki, ale jednak wolałabym by nie przychodził do pracy przez ten tydzień bym miała czas się ogarnąć.

-Aluś...- z zamyśleń wyrwał mnie cichy głosik przy ladzie.

Nikogo nie zauważyłam, ale wtedy z pod lady wyłoniły się dwie małe rączki. Wychyliłam się i zobaczyłam małą dziewczynkę w czarnych legginsach, różowej spódniczce, białej bluzeczce z kotkiem i jeansowej kurteczce. Włoski miała jasne, krótkie i związane w dwa koczki, które razem z uroczym uśmiechem i rumieńcami dopełniały się w całość, przedstawiającą moją piękną młodszą siostrzyczkę.

-Ania.- uśmiechnęłam się promiennie.- Co Ty tu robisz skarbie? Miałaś zostać u Pani Marii.- zapytałam ją.

Pani Maria to nasza sąsiadka, która bardzo lubi dzieci i pomaga mi i babci zajmując się Andzią wtedy, kiedy babcia jest w szpitalu, a ja w szkole albo w pracy. Nasi rodzice zginęli gdy miałam jedenaście lat, a moja siostra pięć miesięcy, więc babcia nas do siebie przyjęła, stając się dla nas drugą matką. Boję się teraz, że babcia poważnie zachoruje lub co gorsza umrze i zabiorą mi Anię.

-Tak, ale zostawiłam jej karteczkę, że poszłam Cię odwiedzić.- uśmiechnęła się, ukazując kilka braków w zębach.

Przygotowałam dla Ani herbatę i zadzwoniłam do Pani Marii by ją poinformować, że małej nic nie jest.

Od Autorki:

Hej Kochani♥!

Luke i Sara. Czyżby wreszcie razem? No i Ala.... Przybliżyłam wam trochę jej historię i wiemy już dlaczego ona była taka smutna :c
Na zdjęciu mamy Anię.

Never Say Never l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz