Part 18

4.6K 374 80
                                    

~Luke~

-Sara!- krzyknąłem obolały.

-Tak?-zapytała niewinnie jak ja przed chwilą.

-Cholera co to było!?- wkurzyłem się.

-Obawiam się, że śnieg.- uśmiechnęła się rozbawiona moją reakcją.

Było mi strasznie przez nią zimno. Miałem wrażenie, że zostałem pozbawiony pewnej istotnej części ciała.

-Wracamy.- powiedziałem, kierując się do domu.

-Co?! Nie ma mowy!- zaprotestowała. Kobiety....

Przerzuciłem ją sobie przez ramię i pomimo krzyków i protestów ruszyłem do drzwi.

-Luke! Do kogo ja mówię?!- krzyczała.

-Oj nie piszcz już.- klepnąłem ją w tyłek. Spodziewałem się, że piśnie, gwałtownie się poruszy albo, że polecą epitety, ale na pewno nie tego, że mi odda i to dwa razy mocniej.

Postanowiłem to zignorować i zanieść ją do jej pokoju. Nie obyło się bez dziwnych spojrzeń reszty, ale w tym momencie nie obchodziło mnie to. Przekroczyłem próg jej pokoju i położyłem ją na łóżku.

-Chciałam się pobawić na śniegu!- obdarowała mnie gniewnym spojrzeniem.

-A ja wolę się z Tobą "pobawić" tutaj.- mruknąłem dwuznacznie.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, a nawet się nie ruszyła tylko wpatrywała się w obiekt za mną.

-Przepraszam. Przesadziłam.- spuściła wzrok.

Nie mogłem się na nią długo gniewać, a o ten śnieg w gatkach sam się prosiłem. Ukucnąłem przed nią i ściągnąłem jej rękawiczki by spleść nasze palce razem. Miała zimne dłonie, więc ucałowałem jedna i drugą, a następnie ściągnąłem jej czapkę, szalik i kurtkę, robiąc to samo ze sobą.

-Jesteś zimna.- przytuliłem ją do siebie. Pokiwała głową i wtuliła się we mnie.

-Luke?- wyszeptała.

-Co?

-Ymm no...Nadal Cię boli?-zapytała nieśmiało.

-Tak. Obawiam się, że będę bezpłodny i nie spłodzę Ci naszych dzieci.- odpowiedziałem sarkastycznie.

-Czy Ty już myślisz o dzieciach?- zdziwiła się.

-Mówiłem już, że myślę o Tobie w bardzo poważnych i życiowych kategoriach. Nie wiem jak Ty, ale wydaje mi się, że będziesz matką moich dzieci.- pocałowałem ją w czoło.

-Wiesz, że wszystko, może się zmienić?- zapytała smutno.

-Wiem, ale wolę o tym nie myśleć.- oparłem głowę o jej zagłówek jej łóżka i wpatrywałem się w sufit. Bałem się trochę tego, że kiedyś znów ją stracę.

- Ale z tymi dziećmi to przesadziłeś. Nie ma mowy, że będę miała dzieci! Ja się do tego nie nadaję!- zaczęła się śmiać.

-Nadajesz. Już za parę lak, kiedy będziesz moją żoną urodzisz mi piątkę dzieci i adoptujemy dwa psy i chomika.- rozmarzyłem się.

-Taaa jeszcze tego mi brakuje by po domu biegały takie dzieci pochodzące od demona.- prychnęła.

-A założymy się, że prędzej, czy później urodzisz mi piękne dzieci?- zapytałem.

-Jak chcesz, ale musisz wiedzieć, że już przegrałeś.- uścisnęła moją dłoń.

-No to ja pójdę do chłopków. Muszę im powiedzieć, że ja też odpadam z zakładu.- podniosłem się.

Never Say Never l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz