Sara
Kilka tygodni później
Nadszedł już marzec, a do ślubu pozostał jedynie miesiąc. Wszyscy żyli świadomością o tej uroczystości, ale nie przeszkodziło to w kilku głośnych kłótniach pomiędzy babcią i tatą oraz Oliwką, a Calum'em. Miałam już dość tego, ale wiedziałam, że tacie i babci nic już nie pomoże, więc postanowiłam pogodzić Cal'a i Oliwkę. Pomyślałam, że jeśli spędzą ze sobą trochę czasu to bliżej się poznają i ten dziecinny konflikt wreszcie się zakończy, ale pozostała jedynie sprawa tego jak ja mam ich namówić do wspólnie spędzonego czasu... Chyba bez siły się nie obędzie.
-Calum! Oliwia! Chodźcie szybko, potrzebuje waszej pomocy!- piszczałam, wbiegając do salonu gdzie oni właśnie siedzieli i sprzeczali się o pilota.
Na szczęście postanowili pójść za mną i oderwać się od kłótni.
Poprowadziłam ich do pokoju pod dachem, w którym przetrzymywaliśmy książki i inne rzeczy, a właściwie to pomieszczenie w pewnym sensie było drugim strychem tylko, że w przeciwieństwie do strychu tutaj było okno wbudowane w dach (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi) i meble, które dawały pomieszczeniu bardziej mieszkalny charakter.
-Co my mamy niby zrobić?- zapytał Calum, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Pogodzić się.- rozkazałam i nim zdążyli zareagować, zamknęłam drzwi na klucz.
-Sara wypuść nas!....To znaczy mnie, a jego, możesz tu zostawić do usranej śmierci.- Oliwia waliła pięściami w drzwi.
-Bardzo śmieszne.- warknął Calum.
-Nie. Wrócę za kilka godzin, a wy macie się pogodzić!- poinformowałam ich i zeszłam na dół zostawiając ich samych.
Mam nadzieję, że plan wypali, a oni się nie pozabijają... Powinnam myśleć bardziej pozytywnie.
Weszłam do salonu i zaczęłam bawić się z Budyniem dopóki nie usłyszałam trzasków, dochodzących z ogrodu. Zabrałam pieska na ręce i podeszłam do drzwi, prowadzących do wyjścia na ogród gdzie zauważyłam tatę, babcie, Luke'a, Ashton'a i Alę, robiących coś przy altance.
Zaciekawiłam się, więc ubrałam bluzę i buty, a następnie wyszłam na zewnątrz.
Marzec w tym roku był niepokojąco ciepły, a śnieg zupełnie stopniał, pozbawiając Budynia ukochanej zabawy, ale i tak on zawsze znajdzie coś do roboty. Postawiłam futrzaka na ziemi i pozwoliłam mu pobiegać, sama natomiast poszłam w kierunku altanki.
-Co robicie?- zapytałam obejmując Luke'a.
-Ala, Ash i babcia robią jakieś dekoracje, a Waldek naprawia stolik z altanki.- odpowiedział mi blondyn, przyciągając mnie bliżej siebie.
Tata spojrzał się na nas dziwnie i chciał coś powiedzieć, ale babcia odwróciła się do niego.
-Kurwa klej to, a nie wtrącaj się między nich!- zdenerwowała się.
Luke uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i pocałował mnie w czubek głowy. Postanowiłam jednak więcej nie prowokować ojca, dlatego zdecydowałam się pomóc reszcie w dekoracjach.
-Co to tak właściwie ma być?- złapałam za mały kawałek drewna.
-Ala zażyczyła sobie serce z kawałków drewna, więc teraz to ze sobą łączymy.- zaśmiał się Ashton.
-A mogę wiedzieć czemu robicie to na zewnątrz?- uniosłam brew.
- Żeby klejem w domu nie śmierdziało.- dziewczyna spojrzała na mnie, a ja jedynie pokiwałam głową w zrozumieniu.