Przyszedł następny SMS.
Otworzę go.
Dla dobra Harry'ego.
Od: Lou
"Gdzie jesteś?"
Wahając się wystukałam odpowiedź.
Do: Lou
"W domu. Przyjdź do mnie. Do pokoju. Musimy pogadać. x"
Łzy znowu spłynęły mi po policzku. Szybko je wytarłam i ogarnęłam pokój. Kiedy skończyłam usiadłam na łóżku i oczekiwałam gościa. Nagle drzwi uchyliły się, a zza nich wysunęła się głowa Louisa.
- Oh, hej... Jest może... Hazz? - zapytał wchodząc do pokoju.
Usiadł obok mnie.- Musimy porozmawiać, Lou. Na temat mojego brata - odwróciłam wzrok nie chcąc patrzeć na człowieka, który zniszczył życie Harry'ego.
Powinnam być teraz w szpitalu , razem z rodziną. Ale muszę wyjaśnić tę sprawę.- Słucham cię, Em - jego głos...Sam on jest jak anioł.
Kurwa , Emma, tu chodzi o twojego brata, który walczy w tej chwili o życie!
Ogarnij się do cholery! - Emma?- Oh, przepraszam. Przejdźmy do rzeczy... Louis. Harry... Harry jest w szpitalu... - powiedziałam na jednym wydechu. Jego twarz zrobiła się cała blada. - ...przez ciebie! Jesteś jakiś jebnięty! Skoro tak go 'kochałeś' to dlaczego tak napisałeś?!
Dlaczego właśnie tak go potraktowałeś? On cię kochał, a ty to wykorzystałeś. Wykorzystałeś uczucie, które było szczere. On robił wszystko, by być z tobą i tylko z tobą! Jesteś chujem - wyrzuciłam z siebie wszystko, a następnie zaczęłam płakać. Nie potrafiłam dłużej tego trzymać w sobie.
To było straszne.- Co ja zrobiłem... - usłyszałam. - E-emma... Który to szpital?
- Chodź - rozkazałam. Zbiegliśmy po schodach do garażu. Wskazałam na cabriolet.
Wsiedliśmy. Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik. Wcisnęłam pedał gazu i ruszyliśmy z piskiem opon. Omijałam samochody z każdą sekundą coraz szybciej. Nie zwracałam uwagi na czerwone światło, liczył się tylko Jeden Kierunek - szpital.W końcu zaparkowałam przed szaro-burym budynkiem. Wysiedliśmy, a ja zablokowałam samochód. Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do recepcji.
- Witam, w czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się blond - włosa kobieta, która jako jedyna promieniała w tym miejscu.
- Szukam mojego brata.
- Imię i nazwisko proszę - spojrzała na mnie spod okularów.
- Harry Styles - odpowiedziałam.
Zajrzała do komputera i po chwili dostałam odpowiedź:- Sala numer 19, Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. A pan kim jest?
- Aaa ja? ja.. um... nazywam się Louis Styles, jestem bratem - podniosłam brwi i już chciałam zaprzeczyć, ale recepcjonistka zauważyła moją postawę, więc uśmiechnęłam się słabo i ruszyłam w stronę OIOM'u.
- Nie pasuje do ciebie nasze nazwisko - prychnęłam.
-Nie miałem innego wyjścia - zatrzymał się przed drzwiami na oddział.
Ominęłam go i pchnęłam drzwi.
Tommo pobiegł za mną i razem szukaliśmy numeru 19.- Znalazłem! - krzyknął, ale natychmiast tego pożałował.
Po prostu go spoliczkowałam, tutaj ludzie potrzebują spokoju.- Emma - szepnął znajomy mi głos. Spojrzałam na ojca, który wpatrywał się w naszą dwójkę.
- Tato - wtuliłam się w niego z płaczem. Mama dołączyła do nas.
- Co z Hazzą? - chrząknął Lou.
- Wiemy tylko tyle, że jest w fatalnym stanie - albo będzie w śpiączce - albo umrze.
Louis' POV
Osunąłem się o ścianę i schowałem twarz w dłonie.
ON MUSI ŻYĆ!
Nie może mnie zostawić.
On... on nie może tego zrobić...
Nie teraz do chuja!!
Emma , dwie godziny później, OIOM
Tomlinson zasnął. Słodko wyglądał. Ja nadal czekałam na jakąkolwiek wiadomość. Lekarze od dwóch godzin biegali od sali do sali. Rodziców wysłałam do domu, by wypoczęli. Wytrzymali na prawdę długo. Nareszcie drzwi sali otworzyły się. Niski, starszy mężczyzna o łysej głowie stanął przede mną.
- Stan twojego brata jest w miarę stabilny. Żyje.
----------------------------------------------
![](https://img.wattpad.com/cover/58617060-288-k572613.jpg)
CZYTASZ
Never Say Never (L.S) | Zakończone
FanfictionHistoria opowiada o 20-letnim Louisie oraz 18-latku Harrym. Louis Tomlinson, szkolny "zły chłopczyk", lubi pomiatać ludźmi i uczuciami dziewczyn. Ma swoją 'elitę'. Jednak odkąd do szkoły zapisał się młodszy o dwa lata Harry Styles, Louis zaczyna coś...