Wychodziłam właśnie z kolejnego lokalu, w którym szukali pracowników, kiedy dostałam wiadomość.
Harry: Co tam księżniczko? Mam super wieści, dasz radę zaraz u mnie być?
Ja: Czy to coś ważnego? Muszę bardzo szybko znaleźć pracę.
Harry: To nawet jeszcze lepiej. Czekam :)
Wypuściłam ciężkie powietrze i pokręciłam głową ze zrezygnowania. Naprawdę miałam teraz dużo na głowie. Mam nadzieję, że nie wymyślił nic głupiego.
Po kilkunastu minutach dotarłam pod wieżowiec, w którym mieszka zielonooki. Minęłam ochroniarza i skierowałam się do windy, by dotrzeć do jego mieszkania. Delikatnie zapukałam do drzwi. Nie czekałam długo, bo już po chwili moim oczom ukazał się chłopak z uśmiechem od ucha do ucha, co niemal natychmiastowo odwzajemniłam.
- Chcesz coś do picia? - spytał kiedy usiadłam w salonie.
- Do rzeczy, proszę - westchnęłam - Muszę zajść jeszcze do kilku sklepów.
- Nie ma takiej potrzeby, Clair - wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Co masz na myśli? - uważniej mu się przyjrzałam.
- Pamiętasz jak obiecywałem, że pomogę Ci spełnić marzenia z zeszytu? - skinęłam potwierdzająco głową - A więc pogadałem z kim trzeba i załatwiłem, żebyś została naszą wspólniczką przy tworzeniu piosenek.
Przez kilka minut patrzyłam się na niego pustym wzrokiem. Analizowałam dokładnie to, co powiedział. Po chwili doszłam do wniosku, że to oznacza współpracę z One Direction. W jednej sekundzie wydałam z siebie głośny pisk zadowolenia i rzuciłam się chłopakowi w ramiona. Nie spodziewał się tego, jednak zaraz się opamiętał i mocno mnie uścisnął.
- O mój Boże, Harry! - krzyknęłam dłużej nie potrafiąc kontrolować fali szczęścia, która we mnie uderzyła - Nie wiem jak mam Ci dziękować, dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- A ja mam pewien pomysł - po tych słowach lekko się od niego odsunęłam i dostrzegłam na jego twarzy chytry uśmieszek - Przedstaw mi jakąś swoją piosenkę.
- Ja.. Ja nie wiem, czy dam radę - zaczęłam się jąkać co spotęgowało moje zdenerwowanie. Jeszcze nigdy nie pokazywałam nikomu moich dzieł, ale skoro mam z nimi pracować, a oni mają śpiewać moje utwory, to chyba powinnam się przełamać, racja?
- Proszę, bardzo chciałbym to usłyszeć - dostrzegłam w jego oczach szczerość i ciekawość, czemu nie potrafiłam się oprzeć. Wyjęłam mój notes, otworzyłam na jednej ze stron i zaczęłam wybijać dłońmi rytm. Następnie zaczęłam cicho śpiewać, tym samym dziękując za to, że potrafiłam to robić, więc nie fałszowałam.
How many nights does it take to count the stars?
That's the time it would take to fix my heart
Oh, baby, I was there for you
All I ever wanted was the truth, yeah, yeah
How many nights have you wished someone would stay?
Lay awake only hoping they're okay
I never counted all of mine
If I tried, I know it would feel like infinity
Infinity, infinity, yeah
Infinity*Zamilkłam i wpatrywałam się w swoje dłonie, gdy po chwili chłopak siedzący naprzeciwko mnie chwycił za nie, na co podniosłam wzrok. Uśmiechnął się do mnie szczerze, a ja odpowiedziałam tym samym.
- To było genialne - przyznał przez co poczułam przyjemne ciepło w sercu - Chce śpiewać ten moment - wyszczerzył się, a ja lekko się zaśmiałam.
- Masz to jak w banku. Jednak w dalszym ciągu powinnam załatwić sobie jakieś stałe źródło dochodów - mruknęłam.
- Mam dla Ciebie ciekawszą robotę. Tydzień po urodzinach Niall'a wyjeżdżamy w trasę koncertową - o nie, totalnie o tym zapomniałam - Gadałem z chłopakami i wszyscy się zgodzili. Chciałabyś jechać z nami?
- Żartujesz, prawda? - zapytałam podekscytowana, na co pokiwał przecząco głową. Nie wytrzymałam i ponownie rzuciłam się mu w ramiona - Nie mam pojęcia czym sobie na Ciebie zasłużyłam, ale dziękuję za to, że jesteś.
- Z naszej dwójki to ja jestem tym, który powinien dziękować - cicho westchnął, a ja w tym momencie zbytnio nie zastanawiałam się nad sensem jego słów.
***
* Infinity❤
Jutro przypominam, że nie ma rozdziału :) Za to w weekend maraton ^^ 3 w sobotę i 3 w niedzielę 😍
CZYTASZ
Fate. |H.S|
FanfictionZmęczenie spowodowane podróżą uderzyło we mnie w momencie, w którym przekroczyłam próg domu. Na darmo łudziłam się, że zostanę przywitana, gdyż rodziców nigdy nie było w domu. Dosłownie NIGDY. Powolnym krokiem weszłam na piętro niosąc ze sobą tylko...