Jakoś przeboleliśmy wszyscy te 4 dni katorgi, a teraz przed nami została już tylko połowa trasy. Praktycznie codziennie odbywały się rozmowy przez Skype z Brianą, przez co nawet ja zaczęłam strasznie tęsknić, nie wspominając o Louisie. Chłopak musiał zostawić na całe 2 miesiące swoją ciężarną kobietę. Przyznam jednak, że urocze było widzieć, jak z tygodnia na tydzień dziewczynie rośnie brzuch.
Mimo ciągłych wyjazdów zespołu i faktu, że naprawdę ciężko pracują byłam przekonana, że maluszek będzie miał wspaniałych rodziców. W końcu mowa o Lou. Takich dwóch jak on jeden to nie znajdziecie. Mówię całkiem poważnie. Ma tak cudowny charakter, że robi mi się smutno, kiedy nie widzę go od 5 minut. Mogłabym siedzieć z nim całą wieczność, a tematów do rozmów by nam nie ubywało.
Wracając jednak do mnie. Harry to narkotyk. Teraz jestem tego pewna. Przyłapałam się, że podczas koncertów nie spuszczam z niego wzroku. On sam także co chwilę zerka w moją stronę i posyła mi te swoje seksowne i zadziorne uśmieszki. Strasznie trudno skupić myśli.
Jedno trzeba mu przyznać. Uszczęśliwia mnie jak nikt inny. Gdy byłam w związku z Shawnem wydawało mi się, że lepiej być nie może. Jednak teraz widzę, jak bardzo się myliłam. Loczek jest najbardziej opiekuńczą osobą, jaką poznałam. Nawet Oliver się przy nim chowa.
Czuję się przez nich rozpieszczana. Przez wszystkich. Co do jednego. Niall przygotowuje mi śniadanie do łóżka, które jednak zanosi mi Harry z myślą, że nie dowiem się, że to robota blondyna.
Urocze.
Wszyscy mówią, jakie to Liam ma wielkie serce. Szczególnie tyczy się to fanek, a przecież nawet go nie znają. Z wielką chęcią mogę przyznać, że to prawda. Gorszy dzień, czy nawet lekka sprzeczka z chłopakiem - i pojawia się Li. Otula swoim potężnym ramieniem i uspokaja kojącym głosem. I nagle wszystko znika. Wszystkie zmartwienia i nieporozumienia. I czujesz się błogo.
No i Lou. Złoty chłopak. Potrafi mnie rozśmieszyć nawet najmniejszym drobiazgiem. Zawsze poprawia mi humor i wiem, że mogę na niego liczyć. Kocham ich wszystkich, są naprawdę wspaniałymi przyjaciółmi i nie chciałabym nikogo wyróżniać, jednak wiem, że Louis zawsze przy mnie będzie.
Widzę w nim oparcie, w pewien sposób jest moim azylem. Jest połączeniem Niall'a i jego humoru, Liam'a z jego pokrzepiającym charakterem, a nawet Harry'ego i tego całego nieokrzesania. Jednak tym, co najbardziej w nim lubię jest cząstka jego samego. To czyni go tak wyjątkowym.
Od razu uprzedzam. Harry to Harry. Jest moim powietrzem i całym moim życiem. Nikt mi go nie zastąpi, bez względu na to, jak dobrze wyrażałabym się o kimś innym. Jest w nim coś niezwykłego. Coś, co mnie uzależnia i przyciąga. Coś, co nie pozwala mi się oddalić. Coś, co każe mi być blisko.
Jako dowód, żeby pozostawić to bez żadnych nieporozumień przyznam się, że przez jakiś czas wyglądałam, jakby mnie ktoś skatował.
Niespodzianka.
To tylko malinki. "Tylko". Szyja, brzuch, dekolt, ramie, udo, plecy. Coś pominęłam? Mam nadzieję, że nie.
Jest jednak coś, co zaczęło mnie niepokoić, lecz Harry nie chce o tym rozmawiać. Podzieliłam się z nimi ostatnio moją nową piosenką, którą nazwałam Drag me down. Siedzieliśmy w salonie, wydurniając się i żartując.
W pewnym momencie Liam zaczął ją śpiewać, więc wszyscy się dołączyli. Zbliżał się koniec, a tym samym wysokie dźwięki Harry'ego.
Raz.
Dwa.
Teraz.
Chłopak nie wszedł w dźwięk, a śpiewaliśmy to już kilka razy. Załamał mu się głos i zaczął kaszleć. Przerażona zerwałam się z miejsca i do niego podbiegłam, pytając, czy wszystko w porządku.
Zbył mnie krótkim "Nie dramatyzuj" i wyszedł. Po prostu wyszedł zostawiając mnie zmartwioną. Do końca dnia leżał w łóżku, za zasłoną. Nie rozmawiał z nikim.
***
Dzisiaj bez dialogów :D Takie rozmyślania ;)
Ps. Pozdrowienia z zakupów, szczawiki ❤❤❤
CZYTASZ
Fate. |H.S|
Hayran KurguZmęczenie spowodowane podróżą uderzyło we mnie w momencie, w którym przekroczyłam próg domu. Na darmo łudziłam się, że zostanę przywitana, gdyż rodziców nigdy nie było w domu. Dosłownie NIGDY. Powolnym krokiem weszłam na piętro niosąc ze sobą tylko...