20 września, dzień wyjazdu.
Wygodnie leżałam w łóżku, gdy nagle usłyszałam najbardziej zjebany dźwięk świata.
Budzik.
Zegar wskazywał 07:00 co oznaczało, że pora wstawać. Podniosłam się z cudownej oazy i pomaszerowałam do kuchni, by coś zjeść. W połowie śniadania przyszedł Oliver, który mocno mnie ścisnął, nie chcąc wypuścić.
- Moja mała siostrzyczka tak szybko dorasta - westchnął.
- Daj spokój - śmieję się - Nie będzie mnie tylko 2 miesiące, wcześniej mieszkałeś sam dużo dłużej.
- Owszem - przyznał - Ale Twoje towarzystwo uzależnia, a teraz jeszcze muszę się Tobą dzielić z 4 chłopakami.
Szeroko się uśmiechnęłam i mocniej ścisnęłam brata. Naprawdę go kocham i nie wyobrażam sobie co by było, gdybym go nie miała.
Po godzinie byłam gotowa do wyjścia.
Hazza♥: Już jestem, myszko :) xx
Ja: Już nie księżniczko? :)
Hazza♥: Mam się ograniczać do jednego?
Ja: Ależ skąd :*
Hazza♥: Tak też myślałem :) A więc syrenko, żabko, myszko, księżniczko, gołąbeczku, kotku, misiaczku, mróweczko, szczawiku zejdź do mnie na dół xx
Ja: Haha, szczawiku? :D
Hazza♥: Nie wybrzydzaj i rusz swoją piękną pupę kochanie :)
Pokręciłam głową w geście niedowierzania i, jeszcze raz żegnając się z bratem, wyszłam.
***
Zajechaliśmy pod umówione miejsce, a moim oczom ukazał się wielki, czerwony bus. Jestem wniebowzięta, poważnie.
Weszłam z Harrym do środka, ponieważ byliśmy pierwsi, i odłożyliśmy walizki. Wyszliśmy na zewnątrz czekając na pozostałych. Po kilku minutach przyjechał Lou z Bri, a następnie Niall z Liamem.
- Trzymaj się - przytuliłam dziewczynę, która ledwo powstrzymywała łzy.
- Pilnuj go, kochana - mocno mnie ścisnęła, po czym poszła jeszcze pożegnać Louisa. Zdziwiona zauważyłam, że rozkleił się bardziej od niej.
- Mamy problem - usłyszałam głos Harry'ego. Wszyscy odwrócili się w jego stronę - Nasz gitarzysta miał wypadek. To nic poważnego, jednak nie może z nami pojechać.
- Mogę go zastąpić - wypaliłam, czym zainteresowałam moich przyjaciół.
- Grasz na gitarze? - zapytał Niall, na co przytaknęłam głową.
- To nie będzie dla Ciebie problem? - spojrzałam na loczka.
- Ani trochę - przyznałam - Nigdy nie spodziewałabym się, że wystąpię z wami na scenie.
Na ich twarzy wymalowała się ulga, zadowolenie i podziw. Kurwa, ale jestem szczęśliwa.
Kilkanaście minut później wszyscy wsiedliśmy do busa zostawiając Bri samą. Ustawiliśmy się przy oknie machając jej na pożegnanie. Szczerze mówiąc to nawet mi zaczęło się chcieć płakać.
***
Chwyciłam swoją torebkę i powędrowałam do przedziału z łóżkami. Odsunęłam drzwi i uważnie obejrzałam pomieszczenie.
- Harry! - krzyknęłam powstrzymując śmiech. Chłopak momentalnie znalazł się za moimi plecami.
- Coś się stało? - zapytał.
- Specjalnie to zataiłeś, czy zapomniałeś wspomnieć mi, że są tu cztery łóżka? - uniosłam znacząco jedną brew.
- No cóż - zaczął - Wiesz.. - zaśmiał się.
- Będziesz musiał spać z Lou - westchnęłam, co spotkało się z jego przerażoną miną.
- Larry nie żyje! - usłyszeliśmy krzyk Louisa, na co wybuchnęliśmy śmiechem.
Cmoknęłam zielonookiego w policzek i ruszyłam wzdłuż łóżek.
- Które jest Twoje? - zapytałam, a Harry wyszczerzył się w tym swoim wspaniałym uśmiechu.
***
Leżałam na "naszym" łóżku z notatnikiem w ręku i słuchawkami na uszach. Zaczęłam nucić sobie melodię, którą stworzyłam i miałam ją nagraną. Wzrokiem śledziłam tekst nowej piosenki.
- Co tam masz? - Harry wyrwał mi zeszyt z ręki, a ja gwałtownie zerwałam się z miejsca, wręcz się na niego rzucając - Haha, Clair, spokojnie- usłyszałam śmiech chłopaka, który po chwili oddał mi notes.
- Nigdy więcej tak nie rób - westchnęłam ciężko.
- No już, chodź - złapał mnie za nogi i przerzucił sobie przez bark - Zaśpiewasz nam.
- No chyba oszalałeś - zaczęłam bić go po plecach - Puszczaj mnie.
- Wedle życzenia - odstawił mnie na ziemię i zablokował korytarz tak, że nie mogłam się wycofać. Rozejrzałam się po siedzących na kanapie chłopakach.
- Pokaż nam co tam tworzysz - usłyszałam głos Lou - Prosimy.
Przemogłam się, chwyciłam swoją komórkę i puściłam melodię, po czym zaczęłam śpiewać.
In the middle of the night
When the wolves come out
Headed straight for your heart
Like a bullet in the dark
One by one I gotta take them down
But they run and hide
They're goin' down without a fight*Skończyłam swój mały występ, a po całym busie rozniosły się oklaski.
- To jest genialne, księżniczko - pocałował mnie Harry, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
***
*Wolves♥♥♥
Ostatni dzień maratonu, rozdział pierwszy :D
Następny o 16, szczawiki. xx
CZYTASZ
Fate. |H.S|
FanfictionZmęczenie spowodowane podróżą uderzyło we mnie w momencie, w którym przekroczyłam próg domu. Na darmo łudziłam się, że zostanę przywitana, gdyż rodziców nigdy nie było w domu. Dosłownie NIGDY. Powolnym krokiem weszłam na piętro niosąc ze sobą tylko...