Wszystkie dni trasy wyglądały podobnie. Spędzało się godziny w busie, by dojechać na miejsce i dać koncert. Po czym wracało się do pojazdu, szło spać, by następnego dnia znowu jechać do kolejnego miasta. Na samym początku było fajnie, jednak teraz chłopacy są ciągle zmęczeni i ledwo trzymają się na nogach, zresztą ja tak samo.
Kawa, energetyk, drzemka. Kawa, energetyk, drzemka. Kawa, energetyk, drzemka. I tak w kółko.
Człowiek zmęczony to człowiek poddenerwowany. Kobieta podczas okresu to tykająca bomba. Więc powie mi ktoś, jak określić mnie?
Jestem wrakiem człowieka, 20 dzień w trasie, 1 dzień miesiączki.
***
- Śpiochu, wstawaj - jęknął Harry, któremu przygniatałam rękę - Clair, proszę - zaczął mnie łaskotać.
O nie. Tak się nie bawimy.
Poruszyłam się gwałtownie na łóżku, spychając chłopaka na ziemię.
- Spierdalaj.. - mruknęłam, ponownie przykrywając się kołdrą.
- Wiem, że wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale mogłabyś być trochę milsza - odparł urażony. W tym samym czasie usłyszałam otwierające się drzwi.
- Co z naszym leniuszkiem? - zapytał rozweselony Lou.
- Nie jest dzisiaj w sosie.. - Harry zapewne podniósł się z podłogi, ponieważ po chwili dotknął mojego ramienia.
- Powiedziałam spierdalaj! - zirytowałam się i odepchnęłam jego rękę, by po chwili dotarł do moich uszu śmiech Louisa - Wal się na ryj, Boo Bear - prychnęłam i zeskoczyłam na podłogę.
- Ktoś tu nam chyba miesiączkuje - powiedział Lou, a ja odwróciłam się w jego stronę biorąc wielki zamach, by zmierzyć się z jego policzkiem. Niestety nie udało mi się, ponieważ pojawił się Harry, który postanowił mnie unieruchomić, po czym wydał z siebie jakiś dziwny jęk niezadowolenia.
To ja tu kurwa krwawię, egoisto!
- Clair, długo to będzie trwało? - spytał, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. Szybko mnie puścił i cofnął się na bezpieczną odległość - To teraz nawet nie będę mógł Cię dotknąć?
- Zgadnij - prychnęłam i skierowałam się do łazienki.
Na nieszczęście wszystkich wkurzał mnie każdy szczegół. W ciągu 5 minutowego pobytu w toalecie zdążyłam wyjść z niej 12 razy, by zrobić aferę o m.in wyciskanie pasty przy wylocie, przez co musiałam całą zawartość tubki z końca przesuwać do przodu, lub o rozwieszone bokserki.
Na śniadanie zjadłam więcej od Niall'a, na co on sam posłał mi dziwne spojrzenie. Mieliśmy naleśniki. Nie dość, że wsunęłam swoją podwójną porcję, to jeszcze zjadłam połowę Harry'emu, a Louis'owi 1/4. Najlepsze z tego wszystkiego było to, że nie mieli odwagi zaprotestować.
***
Cały dzisiejszy dzień byłam nie do wytrzymania, więc chłopaki robili wszystko, by trzymać się jak najdalej ode mnie. Jedynym plusem było to, że koncert mamy dopiero jutro, więc można położyć się szybciej spać i trochę wypocząć.
Siedziałam na łóżku z notesem w dłoni.
- Możemy pogadać, czy mnie zjesz? - kątem oka ujrzałam Harry'ego wchodzącego do pokoju. Nie odezwałam się ani słowem, co najwidoczniej uznał za zgodę, gdyż niepewnie podszedł bliżej - Wszystko w porządku?
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
- Nie wiem jak to jest mieć okres, ale podejrzewam, że musisz się strasznie męczyć - dodał, a jego twarz promieniała empatią, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Jest do przeżycia - powiedziałam cicho, a po chwili dodałam - Chyba..
- Chcesz spać sama? - zapytał, a mnie ukłuło coś w sercu. Co prawda miałam zamiar go wygonić na noc, jednak.. Z jego ust zabrzmiało to boleśnie.
- Ja.. - zawahałam się, spoglądając na niego. W jego oczach wymalowany był smutek i nadzieja, że pewnie nie przystanę na jego propozycję.
Sorka, Hazzuś. Nie tym razem, misiu.
- Tak - mruknęłam stanowczo pod nosem i odwróciłam głowę. Zdałam sobie sprawę, że zabrzmiałam nieprzyjemnie. Kątem oka zobaczyłam, jak chłopak otwiera szerzej oczy ze zdziwienia, a na jego twarzy maluje się zawiedzenie, smutek i możliwe, że trochę gniewu.
- Super.. - prychnął i zostawił mnie samą, trzaskając drzwiami. Zamknęłam mocno oczy, próbując się uspokoić i jednocześnie namówić ciało do posłuszeństwa, by za nim nie pobiegło.
Udało się.
Po kilkunastu minutach odłożyłam notatnik na półkę i skierowałam się w stronę łazienki, by przygotować się do snu. Zobaczyłam Liama, który także do niej zmierzał, jednak gdy mnie ujrzał szybko się cofnął.
Jestem potworem..
Drzwi od toalety otworzyły się, a w nich stanął zielonooki. Zmierzył mnie wzrokiem, a następnie wyminął bez słowa. Czułam się beznadziejnie.
Weszłam do środka i doprowadziłam się do porządku. Użyłam wszystkich kremów i gotowa udałam się z powrotem do sypialni. Wskoczyłam pod ciepłą kołdrę i odpłynęłam.
***
Obudziłam się późno w nocy. Spało mi się okropnie, widocznie obecność loczka działała jak narkotyk i bez niego przestawałam sobie radzić. Rozejrzałam się dookoła, jednak dużo to nie dało, ponieważ wszystkie światła były zgaszone. Cały pokój przeszyty był mrokiem.
Sięgnęłam po swoją komórkę i włączyłam latarkę. Stanęłam na podłodze i skierowałam światło na łóżka chłopaków, spodziewając się gdzieś tu Harry'ego.
Nie ma.
Szturchnęłam lekko Louisa, lecz nie otrzymałam odpowiedzi. Zrezygnowana udałam się do salonu.
Jest.
Wszędzie idzie rozpoznać tę jego burzę loków, która aż prosi się, by wtopić w nią palce. Najciszej jak potrafiłam zbliżyłam się do śpiącego szatyna i delikatnie wsunęłam się na kanapę. Położyłam się obok, nakrywając się kołdrą i czule wtulając się w jego ciało.
Poczułam jak chłopak nieznacznie się przesuwa i obejmuje mnie swoim silnym ramieniem, przyciskając bliżej swojego torsu. Powoli zasypiałam, kiedy dotarł do mnie jego głos.
- Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz, księżniczko - szepnął i ucałował mnie w czubek głowy.
- Przepraszam - powiedziałam niemal niesłyszalnie.
Mogłabym zasypiać tak do końca życia.
***
Dzisiaj rozdział średni, ale nie zawsze musi być super, prawda? :D
Powiedzcie, że tak >.<
Przyznam się Wam, że te opowiadanie jest moją motywacją do rozpoczęcia kolejnego dnia. Dlatego cieszę się, że to czytacie, za co bardzo i z całego serca dziękuję. xx
♥♥♥
CZYTASZ
Fate. |H.S|
Fiksi PenggemarZmęczenie spowodowane podróżą uderzyło we mnie w momencie, w którym przekroczyłam próg domu. Na darmo łudziłam się, że zostanę przywitana, gdyż rodziców nigdy nie było w domu. Dosłownie NIGDY. Powolnym krokiem weszłam na piętro niosąc ze sobą tylko...