Rozdział 44

106 9 11
                                    

-Proszę pani. Proszę pani! Proszę się obudzić.
-Osochozi? - zapytałam wyrwana ze snu.
-Pani mąż się obudził. Może pani do niego iść.
-W jakiej jest teraz sali? - zapytałam już bardziej trzeźwo, gdy przypomniałam sobie w jakim miejscu teraz się znajduję.
-W sali numer 34. Rana na twarzy jednak nie jest tak poważna i dzisiaj pani mąż będzie mógł wrócić do domu.
-Dobrze, no to idę do niego. - zrobiłam tak jak powiedziałam. Szłam powoli korytarzem aż znalazłam salę, w której czekał na mnie mój "mąż".
Zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi i weszłam do sali.
Janek leżał na łóżku. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce tak, jakby chciał nie przytulić. Ja gdy byłam już odpowiednio blisko odskoczyłam jak oparzona. Zdziwienie - to było widać na jego twarzy.
-Co się stało? - zapytał zdezorientowany
-Jak to co się stało?! Spójrz na swoje ręce! - obejrzał swoje dłonie i wzruszył ramionami z przejęciem na twarzy
-Chodzi ci o te rany? Wiesz przecież, że to od sznura...
-Co? Nie o to mu chodziło! Twoje palce! Nie masz obrączki mój mężu! - powiedziałam, na co chłopak się roześmiał
-Ty droga żono też nie nosisz symbolu naszej miłości, dlatego też nie czuję obowiązku tłumaczenia ci, czemuż to takowego nie noszę.
-Dobra, dobra. Bez tych pięknych słownych zawijasów. - pocałowałam go w czoło. Janek nieco zmarkotniał.
-Ej, co się dzieje? Wiem, że nigdy mi się nie uda ci tego wynagrodzić, ale naprawdę nie chciałam, żeby cię porwali. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć...
-Co? Aaa...nie. Nie chodzi mi o porwanie, chociaż nie ukrywam, że to trochę pojechało mi po mojej męskiej godności - zaśmiał się - Ale ty powiedziałaś mi co ciebie spotkało w przeszłości. Ja to ciągle ukrywałem. Jesteś ze mną. Związek opiera się też na szczerości. - westchnął - Po tym co się ostatnio stało zobaczyłem, że mogę na tobie polegać bezgranicznie. Ale powinienem to zrozumieć wtedy jak mnie obroniłaś przed Pawłem pierwszego dnia szkoły...Teraz nadszedł czas, żebym ci wyjawił tą swoją tajemnicę.
-Oto pański wypis - wszedł lekarz poprawiając swoje okulary.
-Ale chyba w domu - ponownie zaśmiał się Jaś.
-Oouuoo chyba przeszkodziłem szanownym małżonkom. Ale tu są papiery. Teraz będą państwo mogli porozmawiać w domu - rzucił szybko poruszając brwiami i wypadł z pomieszczenia. Serio ci lekarze są coraz dziwniejsi...

-No więc tak...- westchnął
-Gdy Filip odwoził mnie ze szpitala, gdy umarła jego matka opowiedział mi pewną historię. Dotyczyła ona sytuacji z poprzedniej szkoły.
Filip żyje w luksusie. Jego mama miała zapewnioną świetną opiekę medyczną, ale jej się nie dało uratować.
Lecz kiedyś żyli w nędzy. Filip zawsze chodził w jakichś podartych szmatach, nie miał telefonu, mieszkali w jakiejś opuszczonej kamienicy w opłakanym stanie. Przez to był gnębiony przez innych. Zaczęło się od prowokacji słownych. Później zaczęli mu bardziej dokuczać, aż zaczęli go bić. Raz pobili go tak dotkliwie, że ocknął się w środku nocy. Wracał kulejąc na jedną nogę. To przykuło uwagę jednego dilera. Zapytał się co mu się stało, że wraca tak późno do domu. Ten mu opowiedział wszystko ze szczegółami. Warto wspomnieć, że gostek miał wtedy 10 lat. Diler pomyślał, że taki chłopiec-szara myszka, który jest gnębiony nie będzie wzbudzał podejrzeń. Jak się pewnie domyślasz, chciał, żeby dilował dla niego. Jako, że był jeszcze taki młody, nie miał limitu czasu na sprzedanie narkotyków. Umówili się, że 60% dla dilera a reszta dla Filipa. Dzieciak uszczęśliwiony. Przyniesie jakiś hajs do domu, jego mama nie będzie sobie żałować jedzenie byle Filip coś zjadł. Ale mimo wszystko i tak organizm jej nie wytrzymał tak długiego życia w nędzy. Lecz Filip nie poddawał się. Szło mu bardzo dobrze. Odkuli się jakoś. Na początku wynajęli małe mieszkanie. Kupili normalne ciuchy, zaczęli żyć jak ludzie. W końcu, gdy Filip miał 14 lat przeprowadzili się tam, gdzie mieszka chłopak obecnie. W szkole szybko stał się gwiazdą. Uważany za tego bogatego został bardzo popularny. Pewnego dnia ja też trafiłem do tej szkoły, też w wieku 14 lat. Nawiasem mówiąc Filip jest od nas 2 lata starszy.
Ja stałem się jeszcze szybciej popularny od niego. Dziewczyny leciały na moją specyficzną urodę. Twarz małego chłopca, postura odpowednia do wieku. Niegdyś sławny i lubiany Filip zaczął coraz bardziej się oddalać od centrum tej szkoły. Zaczął się bać, że terror na jego osobie się zacznie od nowa. Żył w stresie. Bał się panicznie. W szale paniki stwierdził, że musi wyeliminować problem. Problem, którym na moje nieszczęście byłem ja.

Postanowił się ze mną zaprzyjaźnić. Jak wiesz z natury jestem bardzo naiwny. Szybko zdobył moje zaufanie. W końcu podsunął mi narkotyki. Oczywiście miałem pewne obawy, ale zapewniał mnie, że to zwykłe dopalacze. Oczywiście na początku to były to zwykle dopalacze. Ale później zmieniały się się w kokainę i tego typu ścierwa. Jak się domyślasz uzależniłem się. Zaczęło mi brakować pieniędzy na te wszystkie głupoty. Zacząłem dilować. Zrobiłem się przy okazji bardziej impulsywny, ogólnie denerwowało mnie wszystko dookoła. Bogu dziękować, że rodzice zorientowali się na czas i wysłali mnie na odwyk. Ale gdy z niego wróciłem nie mogłem być nadal w tej samej szkole. Trudno byłoby mi wydobrzeć do końca. I przeniosłem się do tej szkoły, w której się poznaliśmy...
Filip poszedł się swojej mamie jak mnie załatwił. Ale ona wytłumaczyła mu, jak bardzo źle zrobił. Dlatego postanowił mnie przeprosić. Właśnie za to mnie przepraszał na boisku. Właśnie dlatego dzwonił, gdy się przytulaliśmy w naszym miejscu nad stawem w lesie...
Tak było... ale ja nadal nie jestem w stanie mu zaufać...
To dla mnie za wiele- ja słuchałam ze łzami w oczach. To jest tajemnica mojego chłopaka... Szczerze miałam wiele teorii, ale na to bym nie wpadła. Nie mogę uwierzyć w to, że Filip tak się zachował.
-Nie wierzę! Ja się z nim związałam! - zwróciłam wzrok w stronę kobiecego głosu. To była Zuza...
-Słyszałam wszystko! Powiedz, że on taki nie jest! - krzyczała na Jasia.
-Uspokój się...
-Ja go kocham mimo wszystko... - powiedziała sama do siebie. Jej zdania wcale nie sklejały się ze sobą. W końcu rzuciła mi zapłakane spojrzenie i wybiegła
-Musimy za nią iść! Już! Teraz! - zaczęłam wrzeszczeć - Gdy jest tak zdenerwowana może zrobić coś, czego będzie żałować do końca życia!
-Dobrze, ale uspokój się. W takim stanie jej nie pomożesz.
-Idziemy do samochodu - zignorowałam go

W następnej sekundzie byliśmy na zewnątrz. Ja nadal nie mogłam się opanować. Boję się o nią.
-Ja poprowadzę - rzucił Janek
-C-co? Dlaczego?
-Nie jesteś w stanie prowadzić.
-No dobrze. - wsiadliśmy do samochodu.
Jechaliśmy szukając Zuzy. Gdzie ona może być???
-Czemu jej nie powstrzymałeś gdy wybiegała z domu?! - zaczęłam się na niego drzeć
-Z tego samego powodu co ty. Bylem zszokowany całą sytuacją.
-Teraz uważasz, że to moja wina?!?- nie wiem co się ze mną dzieje, ale mam potworną ochotę go o wszystko obwiniać.
-Wcale tak nie powiedziałem
-Ale to sugerujesz! - wziął głęboki wdech
-Daria, zapnij pasy.
-Ale wy...
-Zapnij pasy.
-Powiedzia...
-Zapnij pasy!
-Nie byłoby tej sytuacji, gdyby nie... - trzasnął pięścią w kierownicę i zwrócił głowę w moją stronę
-Daria! Czego ty nie rozumiesz w poleceniu...
-NIEEEEE!

Rozpędzony tir, światła, ludzie, panika, krew, bardzo dużo krwi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

...Rozpędzony tir, światła, ludzie, panika, krew, bardzo dużo krwi...

...Ostatnie spojrzenie...Ostatnie tchnienie...

            ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za tak długą nieobecność.

Kolejny rozdział #niebawem...

Czy To On? FF jdabrowskyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz