Rozdział 79

716 57 34
                                    

- Nie pozwolę żebyś tak skończyła - dalej jej tłumaczyłem. - Jeszcze jutro siłą przywiozę tutaj Dezyderego i pogadasz z nim. To nie jest prośba, lub pouczenie - mówiłem poważnie. Chciała coś powiedzieć, ale przerwałem jej - wiem że jesteś uparta, ale nie robisz dobrze. Mówisz że chcesz najlepiej dla dziecka, ale odbierając tatę zrobisz mu krzywdę - starałem się przemówić jej do rozsądku. - Nie mów że nie chcesz zepsuć jego marzeń kosztem swoich. Przecież razem poradzicie sobie.

Spojrzała w dół i zastanawiała się nad wszystkim.

- Mery zrozum że zrobisz krzywdę dziecku, sobie i Dezyderemu, bo nie będzie nawet świadomy że jest ojcem - starałem się spokojnie wyłączyć jej wszystko. - Przyjedziemy jutro, dobrze? Chociaż żeby wiedział - patrzyłem jej w oczy.

- Dobrze - powiedziała po chwili.

Widziałem ze jej dłoń znów zaczęła drżeć. Położyłem swoją na jej plecach.

- Będzie dobrze - uśmiechnąłem się.

Pogadaliśmy jeszcze chwile i pożegnałem się z dziewczyną. Poszedłem do samochodu i od razu ruszyłem w stronę jakiejś restauracji.

Po zjedzonym posiłku jechałem prosto do domu Dezyderego.

~^.^~

POV DEZY

Dopijając ostatnią puszkę leżałem na kanapie i dosłownie nie mogłem się ruszyć.

Nie ma to jak oblać koniec nauki.

Co innego można robić w taki specjalny dzień?

Może oglądać jakiś film, do tego czerwone wino i Mery.

Jej malinowe usta delikatnie smakują czerwony trunek. Tego samego koloru włosy opadają jej na twarz, a ja jako dobry chłopak patrze jej w oczy i zakładam niesforne kosmyki za ucho. Powoli zbliżając swoją twarz do niej by najpierw delikatnie smakować, później brutalniej łapie ją za pośladki, a ta jęczy mi w usta co od razu wykorzystuje.

- Cholera - przekolnołem myśli.

Za bardzo mi jej brakuje. Nie mogę się pogodzić z tym jak to wszystko się potoczyło.

Słowa Flo. Zdawają się absurdalne, ale i... Logiczne?

Bez sensu...

Ciekawe co z nią teraz... Może... Gdybym spróbował...

- Nieee - odparłem do siebie i zacząłem się śmiać.

Zacząłem się szamotać na łóżku, aż usłyszałem dzwonek i spadłem z niego.

Powoli wstałem i chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi. Gdy otworzyłem je od razu oparłem się o famuge.

- Dobry - mówię próbując rozpoznać osobę przede mną. - Ale wyrosłaś Mery - wpadło mi do głowy.

- I mówisz że nie zależy ci? - Usłyszałem kpiący głos brata.

- Czego chcesz? - Mówiłem od niechcenia. Miałem dość jego pitolenia.

- Zostaje dzisiaj u ciebie, a jutro jedziemy do Gdyni - oznajmił po czym wszedł do mieszkania.

- Że co? - Spytałem nie wierząc co on mówi.

- Jutro jedziemy do Gdyni i nie ma wyproś. Jedziesz i koniec - czułem jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i opadam na podłogę.

W połowie drogi łapie mnie brat i podnosi. Położył mnie na kanapie i gdzieś poszedł. Nie myśląc o niczym po prostu zasnąłem.

~^.^~

Powoli otworzyłem oczy. Powoli podniosłem się do pozycji siedzącej. Każda część ciała bolała mnie niemiłosiernie.

- Aleś się urządził - usłyszałem głos brata za sobą.

- Jeżeli znowu masz mi prawić morały, to daruj sobie - odparłem trzymając się za głowę.

- Nie będę ci prawić morałów i lepiej się ogarnij, bo dzisiaj jedziemy do Gdyni - mówił poważnie.

- Co ty pieprzysz - mówiłem roześmiany.

- Musisz z kimś pogadać i zachowuj się do cholery jak dorosły, a nie jak dziecko. Przecież widzę że dalej ci zależy - siadł obok mnie i tłumaczył z troską.

Nie odpowiadając poszedłem do łazienki by wziąć prysznic.

To wszystko mnie przerasta. Mery nawet nie próbowała się bronić. Po prostu odeszła. Cholernie za nią tęsknię, ale obydwoje spieprzyliśmy.

Zimna woda spływała po całym moim ciele. Mokre kosmyki wpadały mi do oczu, jednak w mojej głowie nie było miejsca dla takich szczegółów.

Powoli wtarłem szampon we włosy. Później żel w ciało i dokładnie się umyłem. Będąc samemu mam jakoś dużo miejsca pod prysznicem. Trochę przez to czuję pustkę.

Jeszcze półtora miesiąca temu stałem tutaj wraz z Mery i wzajemnie rozcieraliśmy po naszych ciałach ulubiony żel. Zawsze to Maria wcierała szampon w moje włosy. Żeby w ogóle mogła do nich dostać łapałem ją za uda i podnosiłem.

Już tego nie ma. Po prostu tak wszystko prysnęło.

Jeszcze raz opłukałem się cały i wyszedłem spod prysznica. Dokładnie wytarłem cialo i zawiesiłem ręcznik na dolnej części mojej osoby.

Wyszedłem z łazienki i poszedłem do sypialni po rzeczy. Ubrałem się, po czym wróciłem do Flo, który czekał na mnie w salonie.

- Od razu lepiej wyglądasz - skomentował.

- Czuje się piękny - odpowiedziałem żartobliwie.

Obydwoje zaczęliśmy się śmiać.

- Masz tu tabletki na ból głowy, a obiad zjemy w drodze - mówił szybko i wstał z kanapy.

- Jak to obiad?

- Jest już prawie 14, a przed nami trzy godziny drogi, więc musimy się pospieszyć. Obiecałem że będziemy dzisiaj, a ta osoba nie powinna sie stresować - mówił tajemniczo.

- Nie owijaj w bawełnę - powiedziałem ostro gdy zamykałem już drzwi do mieszkania. - Jedziemy do niej?

- Nie spieprz tego - odparł poważnie. Już więcej się nie odzywaliśmy.

*BADUMPSSST*

Cóż, trochę dramatu tutaj. Cóż...

To ten, (chyba) na dziś już koniec rozdziałów :P

Zaszalałam, namieszałam i historia już się kończy...

MadziK

Kamisamamira.blogspot.com

Love song || MasterczułekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz