Rozdział 25 Nie można rządzić sercem...

35.7K 1.7K 294
                                    

Every Time The Rain Comes Down Male Version Nightcore  

Moi kochani, chciałabym się was zapytać czy fakt, że Melody wyznała miłość Alfie zniszczył tę opowieść? Wiem, że teraz może myślicie, że ta opowieść będzie taka jak inne o Mate, lecz uwierzcie mi na słowo, że nie mam zamiaru wyskoczyć teraz z ciążą, ślubem i narodzinami dziecka. O nie. Moim celem jest uzyskanie w tej opowieści czegoś innego, — nie mogę zdradzić dokładnie, bo zniszczyło by to całą niespodziankę — niespotykanego w tym gatunku. Fakt, będzie w tym trochę uczuć, lecz to dla tego, że nie mogę zrobić z tego opowieści o brutalu katującym swoją przeznaczoną. Nie mogę. Fakt, będzie w tej książce rozlew krwi, lecz nie mam zamiaru pisać o tym, że Nevra będzie bił bądź poniżał swoją partnerkę. Wiem, że wielu z was może uznać, że jestem strasznie wrażliwa, lecz chciałam tylko wyjaśnić, że ta opowieść jak i wszystkie inne napisane przeze mnie są wymyślane w całości przeze mnie. Cała opowieść, losy bohaterów ich reakcje, relacje i zachowania są w mojej głowie. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam :)P Pozdrawiam i zapraszam na rozdział!

— Nevra —

Trzymałem w swoich ramionach nieprzytomne ciało swojej ukochanej i nie dowierzałem. Jak mogłem nie wyczuć obecności kogoś obcego w budynku?.. Jak ta istota dała radę przekraść się obok moich strażników? Zamknąłem oczy, czując niewyobrażalną złość.

— Znajdę cię! — krzyknąłem z histerycznym śmiechem. — Znajdę i poćwiartuję! — Moje groźby odbijały się echem po pomieszczeniu.

Moi ludzie byli przerażeni, lecz nie obchodziło mnie to. Nie liczyli się dla mnie. Nic oprócz niej się dla mnie nie liczyło. Spojrzałem, na twarz swojej ukochanej w chwili kiedy podbiegł do mnie jeden z mężczyzn — należących do ochrony.

— A-Alfo. — Jego drżący głos, sprawił, że mój gniew sięgnął zenitu. Spojrzałem na niego z chęcią mordu. — Lekarz jest w pokoju na piętrze, więc... — Nie dokończył. Nim wypowiedział całe zdanie wyrwałem mu serce z piersi.

W pomieszczeniu zapanowała wręcz grobowa cisza. Moi ludzie padli na kolana, a ja rzuciłem — wciąż — ciepłe serce na podłogę.

— Posłuchajcie mnie teraz uważnie! — rozkazałem. — Macie godzinę i ani sekundy więcej by dowiedzieć się, kto był sprawcą... Jeśli nie dostarczycie mi tych informacji zabiję każdego z was na oczach jego rodziny, w tym dzieci — oświadczyłem lodowatym tonem. — Ta sytuacja jest także waszą winną. — Postawiłem krok w kierunku klęczących. — Myśleliście, że jeśli wasza Luna została odnaleziona coś się zmieni?! — zapytałem. — Ja jestem Alfą, a wy jesteście tylko marionetkami w moich dłoniach. Jeśli zechce skażę was na śmierć. Uznajcie mnie za potwora, jeśli chcecie. Nie obchodzi mnie wasze zdanie. Jeśli chcecie wystawcie najlepszego wilka z was, niech ze mną walczy! — Prychnąłem na myśl, że jakieś ścierwo mogłoby mnie pokonać. — Lecz pamiętajcie, każdy kto mi się sprzeciwi zapłaci gardłem! — ryknąłem. — A teraz marsz do pracy!

Wilkołaki z prędkością światła powstawały i rozbiegły się w różnych kierunkach. Popatrzyłem na dziewczynę w moich ramionach. Wyglądała jakby spała, lecz ja wiedziałem, że trafiono ją trującą — dla wilkołaków — substancją. Jako, że Melody jest — tak jak jej ojciec — człowiekiem, nic poza kilku dniową śpiączką nie powinno się jej stać. Mimo to chciałem by lekarz ją zbadał. Chciałem mieć pewność, że nic się jej nie stanie. Westchnąłem, odgarniając kosmyk jej włosów za ucho.

— Nie zdołałem cię obronić... — wyszeptałem z bólem. — Nie pochwaliłabyś tego, lecz nie można władać światem dobrocią serca i miłością. — Pokręciłem głową. — Jedyny sposób na zachowanie władzy i kontroli to strach i ból. — Złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, po czym oparłem czoło o jej. — Tylko ty i nasza rodzina zaznacie miłości z mojej strony. Wszystko inne jest robactwem, które mi się podporządkuję.

Pokonywałem kolejne stopnie, będąc pewny swoich słów. Wiedziałem jakby zareagowała czarnowłosa, lecz nie ma innej możliwości. Podporządkuję sobie świat i sprawie, że po kres jego istnienia istoty wszelkiego rodzaju, będą drzeć na samą wzmiankę nazwiska „Crulet". Moje oczy błyszczały podekscytowaniem. Otworzyłem drzwi do pokoju kopniakiem. W chwili kiedy moje stopy przekroczyły próg pomieszczenia ujrzałem kobietę w okolicach czterdziestki. Lekarka miała nisko pochyloną głowę, a ja słyszałem doskonale jej serce. Biło tak szybko. Jej strach i zdenerwowanie było bardzo łatwo wyczuć. Uśmiechnąłem się bez cienia humoru. Ułożyłem swoją bratnią duszę na łóżku, po czym podszedłem do kobiety.

— Twoim obowiązkiem jest strzec Luny, a także kontrolować stan jej zdrowia — oznajmiłem, nawlekając na palec pasmo jej blond włosów. — Jeśli, stanie się jej coś złego, lub stan jej zdrowia pogorszy się zniszczę ciebie i wszystkich z twojej rodziny. — Pociągnąłem kobietę za włosy, a ta upadła na ziemię. Z jej oczu pociekły łzy. — Rozumiesz? — zapytałem, a ona pośpiesznie pokiwała głową.

Położyłem, na stoliku telefon, po czym złożyłem na czole swojej ukochanej pocałunek.

— Zabiję każdego, kto ośmieli się ciebie skrzywdzić bądź znieważyć... — szepnąłem, prostując się.

Spokojnym krokiem podszedłem do drzwi.

— Co dwadzieścia minut chcę byś wysyłała mi SMS o stanie jej zdrowia, numer masz w komórce. Hasło to 5191 — oznajmiłem, wkładając do kieszeni w spodniach dłonie. — Zapamiętaj to co ci powiedziałem. Każdy twój błąd może oznaczać śmierć kogoś całkiem niewinnego.

Nie czekając na nic opuściłem pomieszczenie. Nie obchodziło mnie, że ta kobieta jest przerażona. Miałem to gdzieś, w obecnej chwili chciałem tylko zobaczyć osobę odpowiedzialną za to co się stało.

CDN

Dodaję rozdział szybciej z powodu, że jutro nie będzie mnie w domu. :( Mam nadzieję, że się spodobał?

Co sądzicie o zachowaniu Nevry? Czy dobrze robi? Jaka będzie reakcja Melody w chwili kiedy się obudzi? Kto postrzelił czarnowłosą? Mogę jedynie podpowiedzieć, że nie jest to mężczyzna :D Kolejny już w poniedziałek!

(Data opublikowania tego rozdziału: 09.11.16r)

Jesteś moja kwiatuszkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz