Sousei no onmyouji op 2 Uważam, że to anime jest przepiękne ^^
Wiecie co, zauważyłam, że w obecnej chwili piszę rozdziały o objętości prawie trzech całych stron A4... Mam nadzieję, że ich długość wam nie przeszkadza. ^^ (Chodzi o to, że może dla nie których są za długie)
Dodaję szybciej ze względu, że dwie czytelniczki tego chciały, lecz ostrzegam rozdział ten jest na jutro! Tak więc jutro rozdziału nie będzie :P
— Nevra —
Minął dzień, a ja dalej nie wiem, kto jest winny stanu mojej księżniczki. Przez te dwadzieścia cztery godziny zginęło z jakieś dziesięć osób z mojego stada — w tym ta głupia baba z szkoły, która ośmieliła się nakrzyczeć na Melody. Ludzie, wykonywali każde moje polecenie bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Mimo to nic nie powstrzymywało mnie przed zabijaniem kolejnych osób. Tym razem padło na wampiry. Zabiłem ich już z trzydzieści, lecz mój gniew zamiast zmaleć cały czas rósł. W obecnej chwili klęczał przede mną kolejny przedstawiciel tego plugawego gatunku. Kopnąłem go w twarz, a z ran na jego twarzy poleciała krew. Ukucnąłem przy swojej ofierze i spojrzałem na nią z obrzydzeniem. Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że jakieś podrzędne istoty — takie jak wampiry — dały radę dojść tak daleko. Przecież nie mają już swojego przywódcy... Pamiętam doskonale dzień, w którym zabiłem ich króla i każdego — obecnego w zamku — w kim płynęła choćby jedna kropla królewskiej krwi wampirów. Rozszerzyłem oczy. A co jeśli to nie byli wszyscy? Co jeśli ich władca miał dziecko, które wychowywało się, pomiędzy ludźmi... W chwili, kiedy zginął on i jego następcy to dziecko było by prawowitym władcą wampirów. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Dziedzic Lucjana, co? — zapytałem, wstając.
Mój głos rozszedł się po całym lochu. W myślach przekazałem Becie swoje przemyślenia. Mój doradca myślach, przez chwilę, po czym uniósł głowę do góry.
— To bardzo możliwe, panie — oznajmił, a wszyscy inni obecni w lochu popatrzyli na nas z zdziwieniem.
Nie tłumacząc im niczego opuściłem, pomieszczenie, przekazując swojemu doradcy dalsze rozkazy. Zadaniem moje przyjaciela będzie znalezienie jakichkolwiek informacji o wszystkich dzieciach Lucjana. Nie ważne skąd i jak je zdobędzie, ma je zdobyć nawet za cenę życia wielu istnień. Ja sam przeszukam bibliotekę i spróbuję się czegoś dowiedzieć. Do mojego umysłu wtargnęło wspomnienie twarzy mojej ukochanej. Jej piękne niebieskie oczy i uśmiech. Melody na pewno nie pochwaliłaby mojego zachowania... Zacisnąłem szczękę, po czym zatrzymałem się. Musze ją zobaczyć... Nie dam rady bez niej.
— Kretynie! Jak tylko się obudzi, dowie się ile osób zabiłeś! — krzyczał w moich myślach mój wilk. — Chcesz by cię znienawidziła?! Chcesz by się od ciebie odwróciła?! — Prychnąłem z pogardą.
— Znam skutki swoich czynów, lecz nie pozwolę by cokolwiek mi się sprzeciwiało! A teraz milczy i mi nie przeszkadzaj! — rozkazałem, w myślach.
— Pff... Jesteś kretynem do kwadratu... — mruknął.
Wyraźnie zirytowany otworzyłem drzwi do naszej sypialni. Kiedy tylko to zrobiłem zauważyłem, że nad łóżkiem pochyla się jakaś zakapturzona postać. W jej prawej ręce była strzykawka. Ryk, jaki wyrwał się z moje gardła było słychać — zapewne — na całym terenie sfory. Moje mięśnie się napięły, a ja przybrałem pozycję, gotów by zaatakować zamaskowanego. Z dłoni tego stworzenia wyślizgła się strzykawka, po czym rozbiła się o podłogę. Warknąłem, wyczuwając, że osoba stojąca przy mojej ukochanej jest wampirem.
— Odsuń się... od niej! — ryknąłem, a moje nozdrza rozszerzyły się.
Wilk wewnątrz mnie chciał wyjść na zewnątrz, a ja nie miałem zamiaru go powstrzymywać. Wampir pojawił się przede mną w celu zaatakowania mnie z zaskoczenia. Niedoczekanie jego. Z zawrotną szybkością chwyciłem jego nadgarstek i połamałem go. Z gardła nieznajomego wyrwał się krzyk. Uśmiechnąłem się zauważając, że odsłonił swój tułów. Nie czekając na nic rozściełam czarny materiał. Z tułowia mojego wroga poleciała krew. Wampir odskoczył ode mnie, po czym stanął obok okna.
— Mam inne rozkazy... Lecz masz moje słowo, że pewnego dnia cię zabiję. Odbiorę ci wszystko co kochasz, tak jak ty odebrałeś mi siostrę!
Teraz miałem pewność, że ktoś nimi dowodzi. Wampiry chwyciły ostatnią z możliwych możliwości tak jak tchórze. Prychnąłem. Gorzej upaść nie mogły. Postać chciała wyskoczyć, lecz ja nie miałem zamiaru jej na to pozwolić. Pstryknąłem w palce, a rama okna zamknęła się — przytrzaskując kawałek czarnego materiału. Zakapturzona postać zaczęła się szarpać w celu uwolnienia się. Uśmiechnąłem się kpiąco, po czym podszedłem do niej. Nagle usłyszałem dźwięk pękającego materiału, a po chwili kaptur znikł z twarzy wampirzycy. Jej krwistoczerwone oczy, błyszczały nienawiścią. Zaśmiałem się w duchu. Ich władca jest aż tak głupi, by wysyłać kobietę w celu zabicia mnie? Szóstka wampirów nie daje mi rady, a on wysyła jedną wampirzycę? To świadczy jedynie o jego głupocie i wielkiej pewności siebie. Kopnąłem kobietę, a ona upadła na podłogę. Ponownie chciałem ją zaatakować, lecz ta spróbowała uderzyć mnie swoją nogą. Bez jakiekolwiek trudu złapałem za jej kończynę i połamałem ją. Z ust wampirzycy uciekły krzyk.
— Powiedź mi, marna istoto... Było warto? — zapytałem, uderzając ją w twarz.
Z łuku brwiowego kobiety zaczęła sączyć krew. Uśmiechnąłem się złowieszczo, zauważając, że nie może się nawet podnieść.
— Jesteś potworem! — krzyknęła, a do pokoju wbiegli moi strażnicy.
Odwróciłem się od niej plecami.
— Masz rację, jestem potworem i wiesz, co? — zapytałem, nie oczekując odpowiedzi. — Ty też nim jesteś...
Machnąłem dłonią, a moi strażnicy przywlekli ją przede mnie. Pochyliłem się, po czym szarpnąłem za jej włosy.
— Zapytam jeden raz. Czy to ty chciałaś mnie zabić w bibliotece? — Na twarzy wampirzycy pojawił się uśmiech.
— Tak, to ja. I wiesz, co współczuję tej dziewczynie takiego partnera. Żałuję, że nie ukróciłam jej cierpienia — oznajmiła, plując na mnie.
Otarłem wierzchem dłoni jej ślinę z swojej twarzy. Zacisnąłem zęby, po czym kopnąłem ją z całej siły w tą plastikową twarz. Kopałem ją raz za razem. Jej słowa były prawdą, a ja nie mogłem tego znieść.
— Ne...vra? — zapytał jakiś cichy głos.
Odeszłam od rannej i z szybkością światła pojawiłem się obok swojej partnerki. Nie wierzyłem, widząc jej półotwarte oczy. Ona się obudziła! — stwierdziłem z radością. Melody przetarła swoje oczy, ziewając. Nagle uderzyła we mnie pewna kwestia. Ten pokój jest pełen krwi tej wampirzycy. Zacisnąłem dłonie w pięści.
— Zabierzcie to ścierwo do lochu, później się nią zajmę — rozkazałem, biorąc osłabione ciało mojej partnerki na ręce. — I przyślijcie kogoś niech tu posprząta.
Spojrzałem na twarz czarnowłosej. Wydawało się, że nie rozbudziła się jeszcze w pełni i nie zauważyła niczego dziwnego, — bo, od kiedy widok krwi i poturbowanej wampirzycy może być dla człowieka normalny?
— Nevra... gdzie idziemy? — mruknęła, przez sen.
Pogładziłem jej policzek.
— Do miejsca, w którym wszystko jest piękne... — oznajmiłem, składając na jej czole pocałunek.
CDN
Melody się obudziła, a Nila wpadła w ręce Nevry... Co z tego wyniknie? Wiem to tylko ja! :D Co sądzicie o tym rozdziale? Kolejny już w środę!
(Data opublikowania tego rozdziału: 13.11.16r)
CZYTASZ
Jesteś moja kwiatuszku
WerewolfMelody to czarnowłosa nastolatka o niebieskich oczach. Należy do osób cichych, delikatnych oraz strachliwych, które dosłownie nikną w tłumie. Samotność nie jest jednak dla niej katorgą. Przywykła do niej tak samo, jak do ignorowania przez rodziców...