Nightcore - Psalm dla Ciebie
— Kero —
Mrok otaczał mnie, lecz na mojej twarzy cały czas był uśmiech. To dziś. Dziś powstaniemy by odzyskać władzę. Sprawię, że wilkołaki ugną się przede mną na kolana. Będą cierpieć tak samo jak cierpieli moi poddani. Część moich ludzi zaatakowało granice i muszę powiedzieć, że o ich poświęceniu będą śpiewać po wieki. Wiem, że powinienem im powiedzieć, że to ich ostatnia wyprawa, lecz gdybym to zrobił zapewne by nie chcieli iść, a tak poszli w bój myśląc, że dojdzie do nich wsparcie. Vincent był przeciwny moim postępowanie, lecz jest on jedynie zwykłym sługą, więc nie zwróciłem na jego słowa jakiejkolwiek uwagi. On nie ma prawa sprzeciwiać się swojemu — przyszłemu — królowi. Uniosłem głowę do góry i spojrzałem na jedno z okien. Wytrzeszczyłem oczy, zauważając w nim Melody. Czarnowłosa najwyraźniej z kimś rozmawiała. Zacisnąłem szczękę, zauważając Alfę bez koszulki. Co oni tam robili?! Nie... — pomyślałem. — Melody nie jest taka — nie przespała by się z kimś po tak krótkim czasie znajomości. Poczułem ogarniający moje ciało gniew. Jeśli on ją do czegoś zmusił zabiję go. Po chwili jednak wilkołak ubrał białą koszulkę i podszedł do okna. Jego spojrzenie padło na moją osobę. Wyglądał jakby nad czymś myślał. Zacisnąłem — przykute do słupa — dłonie. Moje paznokcie wbiły się boleśnie w moją skórę, lecz nie obchodziło mnie to. Chciałem widzieć śmierć tego głąba. Pragnąłem krwi czarnowłosej. Marzyłem o panowaniu nad wszystkim co się rusza. Pożądałem władzy i niebieskookiej. Miałem tyle marzeń, lecz droga do ich spełnienia była zbyt długa. Nie chciało mi się czekać tak długo, więc postanowiłem, że zacznę działać. Nie ważne kogo będę musiał poświęcić. Liczy się dla mnie tylko i wyłącznie rezultat moich czynów. Moim pierwszym celem jest wydostanie się z tego więzienia. Jako syn byłego króla zasługuję na większy szacunek. Powinni mi się kłaniać i błagać o wybaczenie. Nie zapominaj, że jesteś wampirem pół krwi — przypomniał obrzydliwy głos w mojej głowie. Zamknąłem oczy. Prawdą jest, że zostałem poczęty na wskutek romansu władcy wampirów z ludzką kobietą. Po moich narodzinach ojciec postanowił, że zostanę wraz z ludźmi. Zrobił to, bo przeczuwał, że w przyszłości wybuchnie wojna, w której może zginąć. Wychowywałem się z ludźmi, których zadanie było jednoznaczne; wychować i służyć. Do końca życia będę żałować, że wraz z moim narodzinami moja matka zmarła. Rodząc się rozszarpałem ją na strzępy. Z tego co wiem każda ludzka kobieta, która urodziła dziecko wampira umierała. Ludzki organizm jest za słaby by utrzymać potomka tak szlachetnej rasy jaką są wampiry. Oczywiście można przemienić człowieka w wampira, lecz taka przemiana jest równo znaczna z ślubem. Westchnąłem, zauważając, że światło za oknem zgasło. Nie widziałem już tej jego parszywej twarzy, za co dziękowałem. Na myśl, że przytula i całuję czarnowłosą mam ochotę go zabić. Nie wytrzymuję wiedząc, że ta krucha istota jest przeznaczona temu potworowi. Ze mną była by o wiele szczęśliwsza... Zaraz, przecież i tak go zabiję, a wtedy Melody będzie moja na wieki. Uśmiechnąłem się. Nagły szelest wyrwał mnie z zamyśleń. Z cienia wyłoniła się grupka wyzwolonych wampirów pod dowództwem Vincenta. Głowy moich pobratymców zostały skierowane w kierunku ziemi. Tylko twarz mojego sługi była uniesiona na tyle wysoko by mógł spojrzeć na moją twarz.
— Vincencie! — zawołałem cicho, dumny z rezultatów swojego planu. Wiedziałem, że to nie wszyscy niewolnicy, lecz lepsza połowa niż nic.
Sługa jak porażony doskoczył do mnie, po czym pokłonił się. Nie potrzebowałem jego pomocy w ucieczce. Jedno moje spojrzenie wystarczyło, by trzymane mnie łańcuchy pękły. Z gracją wylądowałem na ziemi. Wampiry uklękły.
— Panie — oznajmili z szacunkiem, a ja uśmiechnąłem się z wyższością. Tak właśnie powinno się traktować króla.
— Powstańcie, nieśmiertelne sługi. Czas byśmy powrócili do swoich domów. Chwila, w której byliśmy niewolnikami, minęła. Dzień, w których odrodzimy się jak feniks z popiołów właśnie nadszedł — oświadczyłem, a moje oczy zapłonęły szkarłatem. — Czas by wampiry pokazały tym kundlom swoją prawdziwą moc.
Mimo, że nic nie mówili widziałem w ich oczach podziw. Oni i reszta naszej rasy podążą za mną. Wiem to. Nikt nie podważy mojego autorytetu i władzy. Uśmiechnąłem się kierując siebie i swoich poddanych w kierunku mrocznego lasu. Nie obawiałem się, że spotkamy jakiś strażników po drodze. Zabiję każdego, kto ośmieli się spróbować odebrać mi mój tron. Szliśmy już parę minut, a po drodze spotkaliśmy pięciu strażników, który zabiłem za pomocą swoich mocy. Zatrzymałem się, nadgryzając swój nadgarstek. Moi poddani spojrzeli na mnie niezrozumiale.
— Ja najmłodszy syn poprzedniego władcy wampirów, przysięgam wam na krew, płynącą w moich żyłach, że wilkołaki będą waszymi własnościami. Padną wam do stóp i będą błagać o wybaczenie. Jako król wampirów poprowadzę was do zwycięstwa i zdobędę to czego chcę — przysiągłem, a oni zaczęli wiwatować. Ta wojna dopiero się rozpoczęła...
CDN
Kero szaleję! Nasz Nevra zapewne się wkurzy i to bardzo. Ach... Ciekawe co wyniknie z ich sporu. Nasza Melody wreszcie zobaczy co oznacza prawdziwe okrucieństwo, lecz czy to zrozumie? O tym w kolejnym rozdziale w środę!
(Data opublikowania tego rozdziału: 28.11.16r)
CZYTASZ
Jesteś moja kwiatuszku
WerewolfMelody to czarnowłosa nastolatka o niebieskich oczach. Należy do osób cichych, delikatnych oraz strachliwych, które dosłownie nikną w tłumie. Samotność nie jest jednak dla niej katorgą. Przywykła do niej tak samo, jak do ignorowania przez rodziców...