Rozdział 1

22.9K 1.1K 165
                                    

    Wszyscy skrywamy tajemnice...

*Clare*
   Ubrana w starą czarno-białą sukienkę i baleriny, wyszłam z pokoju po drodze biorąc rzecz z którą nigdy się nie rozstaję od ponad roku, czarnej bluzy z kapturem. Miała ona dla mnie wartość sentymentalną jak i chroniła mnie przed światem. Nikt nie widział mojej twarzy co było bardzo ważne. Znajdując się w korytarzu wiedziałam, że tato wrócił.
  Wszędzie bowiem walały się butelki i czuć było odór alkoholu. Chodząc pomiędzy tym bałaganem zobaczyłam śpiącego ojca; spał na podłodze pośród tych butelek, jedną wciąż trzymał w dłoni. Nie widziałam go od dwóch dni i to dlatego, że znów  poszedł w tango. Czy miałam do niego wyrzuty? Nie, nie miałam mu za złe że poszedł w alkoholizm. Było mi go żal. Żal spowodowany tym, że kochał moją matkę, która okazała się być materialistką. Przeszkadzało jej to, że nie żyjemy w piętrowym domu z ogrodem. Z czasem to ja zaczęłam jej zawadzać a dokładniej moja niepełnosprawność, która jak twierdziła "przynosi jej wstyd". Blisko piętnaście lat nie wspomniała o tym słowem. Opuściła mnie i mego ojca bez głupiego "do widzenia" czy raczej "żegnaj" Sama nie wiem czy to dobrze czy źle... Wiem, że po prostu zniknęła od tak z dnia na dzień. Pewnego dnia nie wróciła z pracy, pamiętam jak wraz z ojcem zachodziłam w głowę, gdzie się podziała, czy ktoś ją porwał?  A wszystko po to, by tydzień po jej zniknięciu otrzymać list w którym własna matka pisze do rodziny jedno zdanie: "Nie szukajcie mnie, zaczynam nowe życie." Tak naprawdę w głębi serca wiedziałam, że nigdy mnie nie kochała. Teraz miałam pewność, że tak rzeczywiście było. Zdawałam sobie sprawę, że moja niepełnosprawność sprawiała, że byłam dla moich rodziców piątym kołem u wozu. Nie chciałam tego ale nie miałam na to wpływu co nie usprawiedliwiało tego, że miałam poczucie winy.
   Spoglądając na zegar zauważyłam, że za dziesięć minut zacznie się rozpoczęcie roku szkolnego. Wiedziałam, że nie zdążę mimo moich starań. Zaczęłam więc po cichu zbierać porozrzucane wszędzie butelki do papierowej torby, którą postawiłam obok śpiącego na podłodze ojca. Wiedziałam, że nie mam na tyle siły by go podnieść, dlatego zrobiłam to, co zrobić mogłam; okryłam go kocem i posprzątałam butelki do torby. Nie chciałam zachęcać go do dalszego szukania pomocy w kieliszku ale wiedziałam, że gdybym ich nie pozbierała dostałabym w twarz. Chciałam by się w końcu otrząsnął i żył dalej tak, jak robiłam to ja. To nie w porządku, że mój ojciec płacze nad kimś kto potrafił zostawić nas bez mrugnięcia okiem. Całując ojca w czoło opuściłam dom nakładając kaptur na głowę. Biegłam całą drogę by zdążyć na końcówkę rozpoczęcia roku szkolnego. Wbiegając do szkoły podeszłam do recepcji, gdzie dowiedziałam się w jakiej sali znajduje się moja klasa. Idąc ze spuszczoną głową szukałam odpowiedniej sali; zerkałam ukradkiem na numery sal aby nikt nie widział mojej twarzy. Odnajdując drzwi z numerem pięćdziesiąt, weszłam do środka od progu przyzwyczajając się do widoku parkietu. Nie powiedziałam ani słowa nie chcąc się upokarzać. Matka od małego migała mi, bym nie używała głosu bo brzmię idiotycznie. Powtarzała mi to za każdym razem, gdy chciałam się odezwać, dlatego z czasem zaprzestałam próbować rozmawiać z innymi. Milczałam więc wchodząc do klasy i nie uniosłam wzroku. Usiadłam w ostatniej ławce, która jak zauważyłam kątem oka, była wolna. Nie wiedziałam co mówił mój wychowawca ani jak wyglądał. Jedyne co wiedziałam to to, że niedługo widok tej podłogi będę znała na pamięć. Czułam na sobie spojrzenia rówieśników, którzy nie wiedzieli jednego; nigdy nie zdjęłam kaptura poza domem od ponad roku i to się nie zmieni. Chciałam by w nowej szkole wszyscy myśleli, że jestem niczym nie wyróżniającą się nastolatką. Nie mogłam jednak udawać szczęścia. Nie umiałam udawać, że słyszę. Jestem niesłysząca od urodzenia. Mogę znów słyszeć za pomocą operacji ale nie chcę. Nie chcę słyszeć tych wszystkich słów, które zdołałam wyczytać z ust ludzi;
-Dziwaczka
-Sierota
-Wariatka
To nieliczne, które padały w moim kierunku. Czy się do tego przyzwyczaiłam? Nie. Nie można przyzwyczaić się do tego, że ktoś cię rani. Możesz mieć tylko świadomość, że owa osoba jest do tego zdolna ale przyzwyczaić do bólu się nie da, ponieważ przyzwyczaić się, oznacza, że to nie boli. A mnie bolało za każdym razem...każde słowo...

     _______________________________
  
    Tak to się zaczyna 😊

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz