Rozdział 3

16.6K 978 48
                                    

      Niektórzy ludzie są jak zwierzęta; skrzywdzeni raz pozostają nieufni wohec wszystkich...

    *Clare*
Wchodząc do domu zamknęłam cicho drzwi by nie obudzić ojca, choć nie wiedziałam czy był w domu. Odkładając plecak w kąt korytarza, rozejrzałam się dookoła ale nic nie świadczyło o jego obecności. Zabrałam więc plecak i szybko pakując książki na jutrzejsze lekcje wyszłam z domu ruszając w kierunku kawiarni w której serwowałam kawę różnego rodzaju i desery. Pracowałam jako kelnerka co było jedynym środkiem dochodowym w moim domu. Trzy czwarte mojego wynagrodzenia przepadało w alkohol ojca. Gdyby nie to, że zabierałam bez jego wiedzy tę czwartą część kwoty to już dawno zabraliby nam dom a ja umarłabym z głodu. Musiałam ograniczać się do jedzenia najtańszych produktów co najczęściej było jabłkiem lub płatkami śniadaniowymi. Jadłam więc te dwie rzeczy na zmianę; miesiąc na jabłkach a następny miesiąc na płatkach. Bywało tak, że nie dałam rady patrzeć na oba te produkty ale jeść musiałam. Ratowało nas to, że nie posiadaliśmy telewizora bo nie miałabym za co płacić kolejnego rachunku. Biegnąc do knajpki trzymałam dłonią kaptur. Wchodząc do kawiarni pomachałam dłonią do koleżanek z pracy. Uważano mnie tutaj za małomówną i z reguły mnie nie zaczepiano. W mojej pracy nie musiałam rozmawiać ani posiadać słuchu; wystarczyło patrzeć. Podawano mi tackę z zamówieniem na której podany był numer stolika, który to zamówił więc po prostu nosiłam zamówienia i tak osiem godzin. Czasami zostawałam po godzinach ponieważ dodatkowe pieniądze w moim przypadku były na wagę złota. Zazwyczaj pracowałam od osiemnastej do drugiej nad ranem - była to kawiarnia 24\7 - ale gdy mogłam przychodziłam wcześniej by więcej zarobić. Na moje szczęście nie kazano mi zdejmować kaptura. Z resztą wiedziałam, że nazywano mnie tutaj kapturkiem. Nie przeszkadzało mi to bo nie robili tego w złej wierze. Tutaj każda pracownica miała swój przydomek. Ja z ruchu ust wyczytywałam kapturek, gdy podawano mi tace "Kapturek zaraz będzie następne zamówienie"
Podobało mi się tu. Czułam się tak, jakby ta kawiarnia i ci ludzie byli moją rodziną. Traktowali mnie jak normalną dziewczynę. Żałowałam jedynie, że nie znają prawdy. Nie mogłam jednak jej wyjawić bo naraziłabym się na kłopoty. Nosiłam więc kaptur i wykonywałam swoją pracę. Tym razem nie musiałam zostać po godzinach, nie było takiego ruchu. Biorąc więc swój plecak ruszyłam w kierunku szkoły. Nie chciałam iść do domu bo wiedziałam, że jak tylko tam wrócę nie dane mi będzie spać. Byłam naprawdę zmęczona i potrzebowałam snu jak niczego innego. Idąc przed siebie o drugiej nad ranem miałam uczucie jakby ktoś mnie śledził. Zrzuciłam to jednak na zmęczenie choć co kilka chwil obracałam się do tyłu by się upewnić. Uliczne latarnie rzucały jasną poświatę światła na chodniki. Zamyśliłam się nad swoim życiem i stwierdziłam, że zaskakujące jest to, jak brak jednego elementu wpływa na całą resztę. To jest jak gra w tetris lub puzzle; brak jednej części wpływa na całokształt. Tak samo w życiu brak kogoś\ czegoś wpływa na wszystko, nic nie będzie takie samo. Po moim policzku spłynęła łza. Otarłam ją wierzchem dłoni. Nie będę płakać przez kogoś kogo nie obchodzę. Stojąc pod budynkiem szkolnym próbowałam znaleźć jakąkolwiek oznakę tego, że budynek jest otwarty. Niestety nigdzie nie paliło się światło a na parkingu nie było ani jednego samochodu. Ruszyłam więc w stronę wielkiego drzewa bodajże sosny. Położyłam się pod nią używając plecaka jako poduszki. Na sen nie musiałam długo czekać. Zmęczenie dało o sobie znać...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz