Rozdział 47

4.5K 406 43
                                    

*Matthew*
   ~kilka dni później~
   Chciałem dowiedzieć się co i jak z Clare ale rodzice milczeli jak zaklęci. Odkąd zabrali mnie z miejsca wypadku byli w domu wraz ze mną co było dziwne zwłaszcza, że nawet w święta byli w pracy. Nie chciałem chodzić do szkoły ale matka uparła się, że nie pozwoli bym marnował sobie życie. Tak bardzo tęskniłem za Clare... Biorąc plecak zszedłem po schodach na parter skąd mój wzrok od razu powędrował ku ogrodowi, który tak bardzo kojarzyl mi się z nią. Nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramię, obracając się w tamtym kierunku ujrzałem ojca Clare.
-Kochałeś ją bardziej niż ja przez całe życie - szepnął -Dziękuję.
Patrząc mu w oczy płakałem.
-Ona Pana kochała mimo wszystko, wybaczyła Panu wszystko. - powiedziałem wychodząc z domu mimo krzyków matki, że nie zjadłem śniadania. Nie chciałem jeść, nie czułem głodu. Wchodząc do szkoły postanowiłem dowiedzieć się co z Clare ale żeby się tego dowiedzieć musiałem znaleźć winowajcę tej całej sytuacji. Stojąc przy swojej szafce wyjąłem telefon, kliknąłem ikonkę galerii zamiast kontaktów i gdy chciałem cofnąć zatrzymałem się zauważając nieznane mi zdjęcie. Widniała na nim Clare przewieszona przez moje ramię. Szliśmy wtedy do marketu po popcorn... Stojąc na środku korytarza upadłem na kolana zaczynając płakać, czując jak wszyscy się na mnie patrzą. Ocierając łzy wstałem i nie zwracając uwagi na szepty ruszyłem w kierunku Bena, który stał na końcu korytarza. Łapiąc go za rękaw zwróciłem jego uwagę i przechodząc od razu do rzeczy spytałem przez zęby;
-Gdzie jest Clare?
Chłopak patrzył się na mnie z litością nakazując bym poszedł za nim. Posłuchałem bo co innego mi pozostało? Zatrzymaliśmy się przy samochodzie Bena.
-Pokażę Ci - powiedział wsiadając do maszyny. Poszedłem w jego kierunku i już niebawem jechałem w nieznanym mi kierunku. Patrzyłem się w mijający krajobraz przez szybę samochodową pytając w pewnym momencie;
-Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego mi ją zabrałeś? - zapytałem ocierając spływające łzy.
-Nie obwiniaj mnie skoro nie rozumiesz - powiedział zatrzymując się na parkingu szpitalnym. Spojrzałem na niego a on na mnie i powiedział jedynie;
-Piętro pierwsze, sala dwudziesta druga. Podaj się za jej narzeczonego i cię wpuszczą.
Pokiwałam głową na zgodę i wysiadłem z samochodu idąc w kierunku szpitalu...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz