Rozdział 2

18.2K 993 111
                                    

      Biednym jest ten, kto nie ma nic prócz pieniędzy.

*Matthew*
    Wszedłem do szkoły ubrany w garnitur, odpicowany jak szczur na otwarcie nowego kanału - jak mawiał mój ojciec. Oszczędzając sobie tego samego corocznego udawania radości pod tytułem "Życzymy owocnej nauki." Po co to wszystko skoro wystarczy, że znajdzie się jedna wredna nauczycielka, która zrobi ci z życia piekło i nie zdasz do następnej klasy przez nienawiść? Usiadłem więc na parapecie i otwierając okno paliłem papierosa. Nie dbałem o to, że ktoś może mnie przyłapać. Nie raz mnie złapano i zawsze kończyło się to gadką z rodzicami, którzy przekupywali nauczycieli by nie zgłaszali tego na policję, "no bo jak to biedny Matt w przyszłości zostanie prawnikiem?" By być prawnikiem muszę mieć czystą kartotekę. Och jak mi przykro, że nie chce pójść w ślady ojca, ojca ojca i całego pokolenia! Tak mi cholernie przykro, że aż wcale. Zdenerwowany trzasnąłem oknem i ruszyłem w kierunku sali, gdzie będę poznawał klasę i wychowawcę. Nie zdałem poprzedniego roku więc muszę powtarzać pierwszą klasę (tym razem pieniądze rodziców nie były w stanie pokryć jedenastu na czternaście możliwych jedynek. Niestety nie osiągnąłem szczytu głupoty choć tak bardzo się starałem)
Ojciec był wściekły, matka załamana a ja się śmiałem. Moim marzeniem była szkoła muzyczna ale ojciec tego nie zaakceptował a na dowód swoich słów połamał moje pianino i gitarę. Nie wybaczyłem mu tego do tej pory. Poniekąd dlatego nie zdałem do następnej klasy. Chemiczka się na mnie uwzięła a skoro wiedziałem, że obleję to postanowiłem zostać największym głupcem w historii szkoły i mieć czternaście jedynek na koniec roku. Niestety nawet to w życiu mi nie wyszło. Plan nie wypalił i miałem tylko jedenaście.
    Siedząc w sali słuchałem mojej wychowawczyni pi razy drzwi, którą o zrzędzenie losu była babka od chemii.
-Wiem, że Pani cieszy się na mój widok. Mam tak samo - powiedziałem z uśmiechem na co w klasie rozbrzmiały śmiechy.
-Nie pogrążaj się od samego początku Matthew - odparła poważnym tonem.
Była to kobieta po sześćdziesiątce ale trzymała fason lepiej niż niejedna trzydziestka. Niespodziewanie do klasy weszła dziewczyna z kapturem na głowie. Zachowywała się dziwnie; ani razu nie spojrzała, nie podniosła w ogóle wzroku, cały czas patrzyła w ziemię. Ruszyła w stronę ostatniej ławki mimo słów nauczycielki by przeprosiła za spóźnienie ale dziewczyna jakby w ogóle jej nie słyszała i do końca paplaniny nauczycielki patrzyła się na podłogę. Nie widziałem jej twarzy bo uniemożliwiał mi to jej kaptur. Gdy usłyszałem dwa magiczne słowa "koniec spotkania" wyszedłem z sali i obserwowałem jak owa dziewczyna rusza ku wyjściu. Miałem ochotę podejść do niej i zapytać czy zechciałaby pójść ze mną na kawę czy coś ale moje plany unicestwił przyjaciel Ben, znam go z tamtego roku (farciarz zdał). Ben był dobrze zbudowanym chłopakiem z niebieskimi oczami na które zwabił niejedną dziewczynę. Jego (o dziwo skutecznym) tekstem na podryw był "mam ładne oczy, zatańczysz?" Do tej pory tego nie rozgryzłem.
-Kto to? - zapytał wskazując na dziewczynę w kapturze, która zniknęła za drzwiami wyjściowymi.
-Dziewczyna z mojej klasy - odpowiedziałem
-Ładna?
-Nie wiem. Ale nie będzie twoją zabawką - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
-Ktoś tu się zabujał - zagwizdał nabijając się ze mnie.
Zostawiłem tego idiotę samego. Ruszyłem w kierunku domu w akompaniamencie chuczących w głowie słów Bena...

     ____________________________

    Polubiliście Matthew?

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz