Rozdział 23

6.5K 512 48
                                    

Chcąc chronić kogoś - raniła siebie.

*Clare*
  Zatrzymując się z powodu braku tchu, oparłam się o drzewo łapczywie biorąc oddechy. Musiałam uciec, musiałam go chronić przed samą sobą zwłaszcza, że w mojej ręce tkwił niewidzialny zegar wręczony pewnego dnia przez śmierć. Nie mogłam go zwrócić. Nie chciałam by przeze mnie chłopak cierpiał i stał się taki sam jak ja. Nie mógł być pogrążony w rozpaczy tak wielkiej, że największą walką było codzienne wstawanie z łóżka ze świadomością, że dzisiejszy dzień będzie taki sam jak poprzedni. Świadomość, że wszyscy będą cię wytykać palcami...
Słyszałam jego krzyki, które roznosiła dżungla. Wiem że mnie wołał ale wiedziałam także, że nie mogłam mu tego zrobić...nie mogłam pozwolić go skrzywdzić. Dlatego usunęłam się w cień. Tak będzie lepiej. Idąc przed siebie oglądałam wielkie korony drzew szukając z której strony zachodzi słońce. Pamiętam, że gdy jechałam skuterem czułam promienie słońca na twarzy wpadające przez kask. Więc muszę iść plecami w stronę słońca i dojdę do domu. Nie chcąc by chłopak szukał mnie bezsensownie krzyknęłam
-Wracam do domu. Nie szukaj mnie!
Gdy tylko te słowa opuściły moje usta zaczęłam biec ale chyba przeliczyłam swoją siłę ponieważ nagle poczułam jak upadam twarzą na ziemię a coś ciężkiego mnie przygniata. Jęcząc cicho z powodu bólu głowy przewróciłam się na bok przy okazji tego kogoś kto leżał na mnie. Patrząc w bok ujrzałam nikogo innego jak Matthew. W moich oczach stanęły łzy co nie uszło jego uwadze. Patrzył się na mnie i podchodząc na kolanach wziął moją twarz w dłonie i opierając swoje czoło o moje szepnął z żarem w oczach;
-Uparta kobieto zrozum, że cię nie zostawię. Obiecałem sobie, że będę cię chronił choćby nie wiem co i zdania nie zmienię choćbyś nie wiem co robiła. Rozumiesz? - zapytał mówiąc wolno.
Z moich oczu popłynęły łzy, które chłopak wycierał kciukiem. Zamknęłam oczy wybuchając płaczem. Nie chcę go ranić! Z powodu płaczu zgięłam się w pół, twarzą prawie że dotykając ziemi, ramiona trzęsły mi się niemiłosiernie. Dlaczego on nie pojmuje, że próbuję go ochronić przed tym co nieuniknione? Czułam jak chłopak bierze mnie w ramiona ale wyrwałam mu się. Spojrzał na mnie zaskoczony. Próbując się uspokoić wstałam opierając się o drzewo.
-Nie chcę cię skrzywdzić - powiedziałam cicho.
Zielonooki również stał i chciał do mnie podejść ale nakazałam mu gestem by tego nie robił.
-Nie krzywdzisz mnie - odpowiedział z uśmiechem jakbym żartowała.
-Skrzywdzę jeśli się nie rozstaniemy
Z twarzy chłopaka zniknął uśmiech a pojawiło się niedowierzanie.
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam patrzeć mu w twarz i skłamać odpowiadając, że chcę by odszedł. Nie chciałam by odchodził ale wiedziałam, że gdy tego na nim nie wymuszę to go skrzywdzę.
-Nie wierzę, że chcesz bym od ciebie odszedł. Nie możesz ode mnie odejść. Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz... - łkał upadając na kolana
Po moich policzkach również spływały łzy a wewnątrz rozrywało mi się serce. Podchodząc do niego podniosłam jego zapłakaną twarz i powiedziałam migając;
-Masz rację, nie chcę cię opuszczać ale muszę bo to i tak kiedyś nastąpi. Nie chcę cię bardziej krzywdzić. Zapomnij o mnie jakbyśmy w ogóle się nie spotkali. Proszę na koniec o jedno; nie skończ jak Narcyz. Przepraszam... Żegnaj...
Pocałowałam go w czoło i uciekłam w stronę zachodzącego słońca...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz