Rozdział 52

4.5K 370 38
                                    

*Matthew*
    Wychodząc z sali Clare z postanowieniem, że między nami jest wszystko skończone ujrzałem starsze małżeństwo, które widząc mnie podeszli do mnie bez słowa obejmując. Stałem jak ten kołek nie wiedząc co robić podczas sytuacji gdy nieznani ci ludzie przytulają się do ciebie z obydwu stron nic nie mówiąc. Nie uczyli mnie w szkole co mam wtedy robić więc czekałem aż sobie odejdą. Na szczęście odsunęli się po chwili patrząc na mnie.
-Wiemy co ci się przytrafiło i szczerze ci współczujemy. Chcemy przeprosić za naszą córkę...ona nie wie co robi ale chce żyć jak normalna nastolatka w jej wieku. Tylko, że prawda jest taka iż normalna nie jest... - szepnęła załamana matka Clare.
Kładąc dłoń na jej ramieniu spojrzałem jej w oczy chcąc ją pocieszyć.
-Wie Pani...normalność nie istnieje są tylko przyzwyczajenia do danego typu ludzi i jeżeli ktoś odstaje od danego modelu człowieka, uważa się go za błąd w produkcji okrajania idealnego wzorca. Niestety ale taki jest świat; jedna wielka fabryka w której kreuje się człowieka na wzorzec drugiego tym samym zabijając jego oryginalne piękno, które każdy z nas otrzymuje przy urodzeniu. Zgadzam się, pańska córka jest chora ale nie zagraża życiu innym i nie pozwólcie państwo wmówić sobie, że należy ją gdzieś zamknąć do zakładu psychiatrycznego czy izolatki. Ona chce tylko miłości od drugiego człowieka...lecz nie jestem nim ja... Przepraszam muszę iść... - powiedziałem odchodząc mimo krzyków matki dziewczyny
Wychodząc ze szpitala czułem jak me serce krzyczy bym powrócił do środka i przytulił się do brunetki. Czułem jak tęsknota mnie zżera z każdym krokiem. Czułem, że zaczyna się moja abstynencja. Abstynencja od szczęścia, które było tylko wtedy gdy Clare była ze mną. Wiedziałem, że ten ogród nad którym pracowałem całą noc jest niczego nie wart bo ona go nie widziała...bo nie widziałem jej radosnego uśmiechu. Idąc drogą w stronę domu zrozumiałem, że owym "ojcem" dziewczyny, którego mi przedstawiła był jej wujek, który wyszedł z więzienia. Mimo tych wszystkich kłamstw nadal ją kochałem...mimo wszystkich naszych nieporozumień nadal pragnąłem się nią opiekować. Jednak moje kochanie powiedziało nie...a ja nie miałem prawa wtrącać się w jej życie skoro mnie w nim nie chciała...
   Idąc szosą skręciłem w kierunku plaży, gdzie wchodząc na pomost długi na osiemdziesiąt metrów przeszedłem całą jego długość i stając na jego krawędzi rozłożyłem ramiona i zamykając oczy zrobiłem krok do przodu. Zimna woda pochłonęła mnie na samo dno. Nie wypłynąłem na powierzchnię gdy brakowało mi tlenu. Nie ratowałem się, gdy czułem jak mój organizm słabnie ponieważ przed oczyma miałem scenę z mojej ostatniej wizyty u Clare;
-Kochałaś mnie kiedykolwiek? Czy nasze chwile miały dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? - zapytałem chcąc usłyszeć to z jej ust
Milczała chwilę a ja czułem, że serce mi się kraje.
-Tak myślałem... - powiedziałem wychodząc pozwalając łzom ujrzeć światło dzienne...
   Ona nigdy mnie nie kochała...
Ja dałem jej wszystko co dać mogłem; zaufałem jej, kochałem ją...
Może to moja wina, że pokochałem za bardzo. Może to moja wina, że zaufałem za bardzo... Może to moja wina iż przywiązałem się...za bardzo.

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz