Rozdział 9

13.8K 811 50
                                    

Przeszłość kolizuje z teraźniejszością...

*Clary*
Uśmiechając się niepewnie wyciągnęłam dłoń po marker. Zrozumiał mnie bez słów. Zadałam mu podstawowe pytanie; gdzie jestem. Nie było dla mnie szokiem, gdy odpisał mi, że jesteśmy u niego w domu. Wyjaśnił mi co się wczoraj wydarzyło, dlaczego tu jestem i czemu mam wilgotne ubrania. Zajęło trochę czasu nim to wszystko napisał ale byłam mu wdzięczna, że nie narzekał na moją niepełnosprawność. Nagle przed oczami stanęła mi matka, co przypomniało mi, że nie mogę z nikim zawierać znajomości bo i tak na koniec zostanę sama. Chowając twarz w dłoniach zaczęłam płakać. Nie chciałam by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Dlaczego nie mogę przestać się bać? Dlaczego nie umiem zawierać nowych znajomości? Poczułam jak chłopak przygarnia mnie w swoje ramiona i całuje w czubek głowy. Z tego co zdążyłam zauważyć był bardzo opiekuńczy. Każda dziewczyna marzy o takim chłopaku. Niestety choćbym chciała nie potrafiłam wyrzucić z pamięci dnia w którym matka mnie opuściła. To zmieniło mnie i sposób postrzegania...
  Wróciłam ze szkoły radosna z powodu wiadomości, że wygrałam kolejny konkurs plastyczny w którym brałam udział. Rzucając plecak w kąt korytarza pobiegłam do salonu, gdzie zwykli siadać ojciec z matką z powodu pięknego widoku na ogród a raczej pięknej rozgałęzionej wierzby płaczącej; rodzice posadzili ją dziesięć lat wcześniej przed moimi narodzinami. Moja rodzicielka nie chciała mieć dziecka w młodym wieku dlatego pojawiając się na świat moja mama miała trzydzieści dwa lata. Niestety - co było dziwne - nie zastałam nikogo w salonie. Wyjmując telefon z kieszeni napisałam krótkiego SMS'a do taty;
-Cześć tato. Gdzie jest mama? Nie ma jej w domu.
Po chwili dostałam odpowiedź.
-To dziwne Cla... Nie wiem gdzie może być. Może została po godzinach? - odpisał używając mojego zdrobnienia, którego używał tylko on. -Wybacz, muszę wracać do pracy. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia - odpisałam
Nawet tato nie wiedział gdzie jest mama. Wzięłam plecak i zaczęłam odrabiać lekcje. Czas mijał, stos pracy domowej się zmniejszał aż w końcu nie zostało nic. Spoglądając na zegar zdziwiłam samą siebie tym, że uwinęłam się z tym wszystkim w dwie godziny. Zbiegając po schodach na parter podbiegłam do okna wyglądając przez zasłonkę czy aby matka nie szła chodnikiem. Niestety było za ciemno by cokolwiek zobaczyć. Czułam, że dzieje się coś złego ale nie wiedziałam co. Nim wróciłam do mojego pokoju zajrzałam do sypialni matki; jak zwykle panował tu nienaganny porządek, wszystko wszystko na swoim miejscu. Wchodząc do środka zrozumiałam jednak, że coś tu się zmieniło. Z wierzchu na pierwszy rzut oka wszystko było takie samo; ta sama narzuta, zdjęcia. W końcu zrozumiałam co było nie tak; nie było służbowych walizek matki. Czyżby miała nagły wyjazd z pracy? Otwierając szafę zauważyłam, że była pusta prócz jednego małego szczegółu; na jednym z wieszaków wisiała czarna bluza z kapturem. Była to ulubiona bluza matki, którą kupiła gdy byłyśmy na wspólnych zakupach. Zdjęłam ją z wieszaka i nałożyłam na siebie zakrywając twarz kapturem. Nie powiem zaniepokoiło mnie to ponieważ gdy matka miała wyjazdy służbowe informowała nas o tym tydzień wcześniej a w nagłych wypadkach zostawiała kartkę na lodówce... Właśnie! Ruszyłam biegiem do kuchni. Czułam się jakbym przebiegła maraton, podpierając dłonie o biodra uniosłam wzrok na lodówkę ale nic na niej nie wisiało. Zmęczona domysłami usiadłam w fotelu w którym zawsze siadywała matka, gry wraz z ojcem podziwiali ogród. Nagle zauważyłam jak światło w salonie miga; tato wrócił! Obracając się w kierunku ojca pomachałam mu dłonią i podchodząc przytuliłam się do niego. Nie wiedziałam wtedy, że będzie to nasz ostatni jakikolwiek miły gest...
Potem było nędzne oczekiwanie w fotelu do samego rana licząc, że kobieta której oboje ufaliśmy ponad wszystko, którą kochaliśmy ponad wszystko, wróci. Wszystko to jednak było jak krew w piach. Z czasem zauważyłam jak tato coraz częściej bywał w domu. Potem widywałam ojca jak pije szklankę whisky, szklanka z mijającym czasem zmieniła się w butelkę. Z czasem whisky przemieniła się w wódkę. Alkohol z każdym dniem mącił tacie w głowie. Wpierw po prostu mi groził, gdy próbowałam z nim porozmawiać by nie pił, żył dalej. Mijały tygodnie a wraz z nimi moja nadzieja, że ojciec się opamięta. Niestety bywało coraz gorzej. Po raz pierwszy podniósł na mnie rękę, gdy zabrakło mu alkoholu. Zeszłam wtedy po schodach na parter by sprawdzić jak się miewa, robiłam takie obchody kilka razy w ciągu dnia, już miałam wchodzić do salonu gdy poczułam pieczenie na policzku. Próbowałam mu wytłumaczyć, że nie miałam pieniędzy. Od tamtej pory zaczęłam pracować w kawiarni jednocześnie przejmując obowiązki, które robili rodzice; prałam, sprzątałam, pracowałam i opiekowałam się ojcem choć w zamian dostawałam uderzenia pięściami bo choćbym wszystko zrobiła na błysk, tato zawsze znajdował argument by mnie uderzyć. Nie wiem czy raniąc mnie uśmierzał swój wewnętrzny ból... Wtedy sądziłam, że uderzył mnie tylko raz z powodu domagania się organizmu o kolejną dawkę alkoholu. Jakże się myliłam... Od tamtego uderzenia nie było dnia bym nie dostała minimum jednego ciosu czy nie była podduszana. Pamiętam do tej pory jak o mało mnie nie udusił. Nie miałam czym oddychać ponieważ wisiałam w powietrzu przytrzymywana za gardło przy ścianie, kciukiem uciskał moją tchawicę. Było mi słabo a przed oczami tańczyły mi mroczki, gdy niespodziewanie poczułam jak uderzam głową o podłogę wraz z resztą ciała niczym bezwładna kukiełka. Czułam ból w gardle a głowa pulsowała niemiłosiernie. Mimo tego pobierałam łapczywie tlen niepewna czy to tylko przerwa w trakcie zabawy. Przed oczami miałam rozmazaną twarz ojca, który patrzył się na mnie i się śmiał popijając alkohol. Mam koszmary z nim w roli głównej... To najłagodniejsze wspomnienie jakie mam odkąd odeszła matka...
   Będąc w ramionach czarnowłosego sięgnęłam po notes i pisząc markerem po papierze zadałam mu pisemnie pytanie.
-Dlaczego robisz to wszystko? Dlaczego nie zrobiłeś tego, co zrobiłby on...? - urwałam tu moje pytanie ponieważ nie sądziłam iż powinien zadręczać się moim losem. Przeniosłam swój wzrok na wierzbę płaczącą, która przypominała mi moją własną, gdy jeszcze rosła w ogrodzie ponieważ ojciec ściął ją piłą ręczną, gdy tylko dotarł do nas list od matki. Poczułam jak chłopak wręcza mi notes więc wzięłam go i zaczęłam czytać to, co napisał;
-Nie mogłem cię zostawić pod tym drzewem, ktoś mógłby cię skrzywdzić.
Powstrzymywałam łzy rozpaczy i smutku spowodowanego tym, że obcy mi chłopak miał więcej serca niż mój ojciec. Nie wiedziałam jednak czy owy chłopak nie czerpał jakichś korzyści z tego, że się mną opiekował. Owszem był on jedyną osobą, która się mną opiekowała i przytulała od ponad roku ale nie mogłam mu ufać za bardzo choć podświadomość nie dawała mi znaków ostrzegawczych wobec jego osoby. Przywołując się do porządku odpisałam;
-Mogłeś mnie zostawić ale tego nie zrobiłeś. Mogłeś udać, że mnie tam w ogóle nie było. Umiesz migać?
Nie odpowiedziałam mu na temat tego, że śpiąc pod drzewem naraziłam się na niebezpieczeństwo, że ktoś mógłby mnie skrzywdzic ponieważ byłam i jestem krzywdzona. Bezpieczniejsza byłam pod tym drzewem niż we własnym domu. Co za ironia... Obserwowałam jak odpisuje na moje pytanie i obserwując go zdałam sobie sprawę, że jest leworęczny tak samo jak ja. A mówią, że nas leworęcznych jest mało. Podał mi notes i nim przeczytałam wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
-Nie umiem ale znam kogoś kto umie - odpisał.
Nikt praktycznie nie zna migowego prócz osób takich jak ja lub wyjątków. Unosząc wzrok chciałam oddać chłopakowi notes z markerem ale ujrzałam ponad ramieniem czarnowłosego nieznanego mi chłopaka, który stał przy drzwiach i patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem. Nie wyczułam od niego empatii a wręcz przeciwnie; bałam się go. Był to dobrze zbudowany, wysoki chłopak z niebieskimi oczami, który wprawiał mnie w histerię ponieważ budową przypominał mi ojca. Matt podążając za moim wzrokiem spojrzał na powód mojego strachu po czym zostawił mnie samą na parapecie i ruszył do owego chłopaka z którym się przywitał i o coś go chyba zapytał ponieważ patrzył na niebieskookiego wyczekująco. Zbudowany ruszył w moim kierunku a ja z każdym jego krokiem czułam się jak w pułapce, nie miałam gdzie uciec. Spojrzałam na Matthew posyłając mu błagające spojrzenie. Dzięki Bogu wysłuchał mnie ponieważ podbiegł do nieznajomego zatrzymując go. Nie wiem czy coś mu powiedział czy nie, ponieważ stał do mnie tyłem. W każdym bądź razie Zbudowany wyszedł z pokoju a ja odetchnęłam z ulgą. Wyrywając uprzednio kawałek kartki z notesu nabazgrałam pośpiesznie; boję się. Zeskakując z parapetu podbiegłam do chłopaka i zawieszając mu dłonie na szyi, wręczyłam mu kartkę w dłoń. Poczułam jak zielonooki unosi mnie do góry tak, że musiałam mu owinąć biodra swoimi nogami. Zapewne było mu niewygodnie, gdy wisiałam mu na szyi. Patrząc mu prosto w oczy przy dzielących nas kilku centymetrach, szepnął;
-Nie. Pozwolę. Cię. Skrzywdzić
Czując napływające łzy wzruszenia, których mam nadzieję, że nie zauważył, ukryłam twarz w jego ramieniu tuląc się do niego. Czułam jak Matt delikatnie głaska mnie po głowie i przytula mnie do siebie opierając się policzkiem o moją głowę. Nie powiem było to miłe poczuć się złudnie dla kogoś ważna choć te kilka chwil. Z tego co zdążyłam zauważyć jest bogaty a tacy ludzie jak ja nie są mile widziani wśród takich ludzi. Musiałam jak najszybciej stąd zniknąć poza tym nie mogłam pozwolić by zburzył mój mur, który budowałam wokół siebie. To zbyt bolesne. Zbyt wiele bolących wspomnień by narażać się na kolejne. Nie powiem że nie myślałam by znaleźć jedną osobę, której będę mogła zaufać, modliłam się o kogoś takiego po nocach ale potem wstawał dzień a z nim kolejne bolesne powitanie ojca i moja nadzieja wraz z chęcią na lepsze jutro znikały tak szybko jak się pojawiały. Trwaliśmy tak w tym uścisku do tej pory, gdy czarnowłosy nie obrócił się gwałtownie w kierunku drzwi w których ujrzałam Zbudowanego. Mój strach znów powrócił. Nauczyłam się ufać podświadomości już dawno temu i jak na razie nigdy mnie nie zawiodła. Teraz podpowiadała mi bym nie opuszczała Matthew na krok ponieważ nieznajomy tu był. Zbudowany zapytał o coś czarnowłosego mocno zdziwiony. Czułam wibracje głosu wydobywane ze strun głosowych zielonookiego, gdy odpowiadał chłopakowi. Po spojrzeniu na Matthew zrozumiałam, że był zdenerwowany; miał ściągnięte rysy twarzy, napięte mięśnie i patrzył na Zbudowanego stalowym wzrokiem. Niespodziewanie Matt spojrzał na mnie z uśmiechem. Wiedziałam, że nie chce bym się bała. Będąc niesłyszącą nauczyłam się jednego; mowy ciała. To bardzo przydatna rzecz bowiem mówi dużo o zamiarach danego człowieka i jego prawdziwych emocjach. Matthew był czymś zdenerwowany.
-To mój przyjaciel Ben. Nie musisz się go bać. Jakby coś się stało to rzuć czymś ciężkim to przybiegnę - powiedział patrząc mi w oczy.
Na jego słowa pokiwałam głową zastanawiając się dlaczego kolega czarnowłosego dziwnie się na nas patrzy. Schodząc z rąk Matthew złapałam go za dłoń by czuć się bezpieczniej. Miałam złe przeczucia co do tego całego kolegi...Bena? Chyba tak się nazywał. Nagle owy Ben zapytał mnie;
-Boisz się mnie?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć ponieważ jeśli czegoś się nauczyłam to by nie okazywać strachu podczas ataku, więc unosząc dłonie odpowiedziałam,
-Nie, po prostu jestem przeziębiona i mi zimno.
Musiałam jakoś usprawiedliwić to, że trzęsłam się jak na trzydziestostopniowym mrozie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że u mego boku nie ma Matthew. Takim oto sposobem cały plan o braku okazywania strachu szlak trafił. Nie dość, że nie miałam kaptura to wpadłam w panikę spowodowaną nieznaną mi osobą, która wprawiała mnie w histerię. Uciekając w jak najdalszy kąt pokoju byleby z dala od nieznajomego skryłam się w kącie pokoju. Przywierając do sciany błagałam niebiosa bym nagle się stąd teleportowała magicznym sposobem. Zamykając oczy liczyłem na zbawienie, niestety życie to nie film i stałam tam gdzie byłam z jedną różnicą; nieznajomy stał naprzeciw mnie. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.
-Dlaczego się boisz? - zapytał migając.
Niestety ja nie myślałam jasno. W głowie szumiało mi niczym echo; "ratuj się on cię skrzywdzi" Schyliłam się by uciec pod jego ramieniem. Niestety on złapał mnie za dłoń. Tego było dla mnie za wiele. Złapałam za pierwszą lepszą rzecz, którą miałam pod ręką i rzuciłam nią chłopakowi w twarz. Na jego nieszczęście okazała się nią encyklopedia. Pod siłą uderzenia niebieskooki upadł na podłogę trzymając się za twarz. Uciekłam w najdalszy kąt pokoju zwijając się w kulkę cała zapłakana ze strachu. Wiedziałam, że cała się trzęsę a moja twarz to jeden wielki ocean. Nie wiem czy wiedziony hałasem czy jakimś innym zmysłem do pokoju wpadł Matthew. Oglądając cały ten cyrk; ja zapłakana i zwinięta w kłębek w kącie pokoju a na samym środku Ben z zakrwawionym nosem a obok encyklopedia. Wpierw sądziłam, że zacznie krzyczeć i wyrzuci mnie z domu jak psa. Tymczasem Matt wziął mnie na ręce i przytulił do siebie a swojego kolegę kopnął w tyłek mówiąc coś do niego przez zaciśnięte zęby. Cokolwiek mu powiedział sprawiło to, że Zbudowany szedł za nami i co chwilę migał mi;
-Nie chcę cię skrzywdzić, przepraszam.
Mimo jego słów bałam się go. Nie wiem dlaczego. Skuliłam się ze strachu w ramionach czarnowłosego co nie uszło jego uwadze. Zatrzymał się i patrząc na Bena wskazał mu ruchem głowy by szedł pierwszy po schodach. Posłuchał. Matthew po chwili ruszył za nim całując mnie w czubek głowy i uśmiechając się do mnie.
-Nie bój się albatala.
Nie rozumiałam co znaczyło te słowo ale brzmiało bardzo ładnie...

      

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz