Rozdział 25

6.5K 483 28
                                    

       Moim aniołem stróżem...

*Clare*
   Wchodząc do domu zamknęłam drzwi bezbamiętnym gestem. Ledwo zdążyłam się obrócić a poczułam uderzenie w policzek, czując smak krwi w ustach spojrzałam obojętnie na ojca. Czułam się tak pusta, że nic mnie nie obchodziło. Wszystko było bez sensu. Patrząc ojcu w oczy powiedziałam mu to, co chciałam mu powiedzieć od dawna prosto w oczy.
-Wiem, że bijesz mnie dlatego że przypominam ci matkę. Dlaczego nosiłam kaptur, jak myślisz!? Nie chciałam byś mnie bił ale nawet to było bezskuteczne! Śmiało bij mnie dalej i tak to już bez sensu! Na co czekasz!? - krzyczałam mu to wszystko prosto w twarz mając dosyć wszystkiego ale on tylko stał i patrzył na mnie nic nie mówiąc. Prychając na jego zachowanie poszłam do pokoju gdzie trzasnęłam drzwiami wskakując na łóżko chowając twarz w poduszki. Łkając cicho błagałam Najwyższego by chłopak o zielonych oczach przeze mnie nie cierpiał...
   ...poczułam ostre światło rażące moje oczy, zrywając się szybko z miejsca ujrzałam przed sobą dwoje mężczyzn w białych fartuchach. Jeden z nich trzymał kartę i był starszy od tego drugiego, który uważnie mi się przyglądał. Mówili coś ale wystarczyło bym powiedziała, że jestem niesłysząca w języku migowym i od razu zrozumieli przechodząc na język pisemny. Ten młodszy podszedł do mnie z zeszytem, który przyjęłam i zaczęłam czytać z tych bochomazów wynikało, że zemdlałam w pracy - co wyjaśniało co tu robię - a poza tym wykryto u mnie niepokojącą rzecz o której chcą ze mną porozmawiać. Zgodziłam się. Siadając na łóżku poprosiłam by powiedzieli co mi dolega. Jeden oglądał się na drugiego oczekując, że ten drugi wykona najbrudniejszą robotę. Starszy spojrzał na mnie i mówiąc wolno powiedział;
-Jest Pani chora na...
   Wstając gwałtownie z łóżka cała spocona po koszmarze sennym spojrzałam na budzik zauważając, że za dwie godziny będzie siódma. Ruszając do łazienki weszłam pod prysznic myśląc nad tym co nałożę na głowę skoro Matthew ma moją bluzę a innej nie mam... Właśnie Matt...mam nadzieję, że z nim wszystko w porządku i nie martwi się kimś takim jak ja bo nie warto. Wychodząc ubrana w czarne jeansy, które mimo rozmiaru S były za duże i musiałam je ściskać za pomocą paska by w ogóle się trzymały choć miesiąc temu były idealne, czarna koszulka wisiała na mnie jak na wieszaku a włosy jedynie wyglądały normalnie. Oczy miałam martwe; widziały zbyt wiele a serce czuło za mocno. Po co ty serce tak się przywiązujesz do innych? Jestem nienormalna...serce to tylko organ pompujący krew dla organizmu bym nie umarła...bezsens. Czasami wolałabym umrzeć a za chwilę karam siebie w myślach za taki tok rozumowania bo rzekomo życie to dar. Może i dar ale jeśli nie martwisz się za bardzo i nie zależy ci za bardzo. Biorąc plecak wyszłam z domu po drodze zaglądając do pokoju matki i doznałam szoku...ojciec wraz z tą swoją dziewczyną leżeli tam...na łóżku matki. Nie mogąc na to patrzeć zamknęłam cicho drzwi wybiegając z domu nie myśląc o tym, że nie mam kaptura. Szłam do szkoły o 5 nad ranem płacząc całą drogę. Wszystkiego na raz było za dużo. To wszystko mnie przerastało; świadomość że niebawem zniknę jak gwiazda na niebie czego nikt nawet nie zauważy i obawa że ojciec sobie nie poradzi. Nagle jakby Anioł Stróż szepnął mi do ucha rozwiązanie; ciesz się. Ale czym? - pomyślałam. I wszystko jakby znachodząc swoje miejsce ukazało mi się przed oczami; ojciec znalazł kogoś kogo pokochał i ta kobieta będzie go pilnowała, dzięki niej stanie się na nowo tym samym człowiekiem, którego znałam. Miałam jednak jeszcze coś do załatwienia; pogodzić się z tym, że zniknę i przygotować do tego najbliższych. Tylko jak? Stając przed budynkiem szkolnym postanowiłam nie ukrywać samej siebie. Na koniec swoich dni dowiem się kto przyjacielem a kto wrogiem na zawsze...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz