Rozdział 16

10.8K 695 18
                                    

Najpiękniejsze chwile tworzymy my sami...

*Matthew*
    Budząc się chciałem rozciągnąć zdrętwiałe ramiona ale coś mi to uniemożliwiało. Otwierając oczy ujrzałem przytuloną do mnie Clare. Jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej a ramiona ciasno oplatywały mój tułów. Uśmiechnąłem się na ten widok. Wyglądała słodko. Całując ją w czubek głowy powoli rozplotłem jej dłonie i biorąc ją na ręce zaniosłem do mojego pokoju kładąc na łóżku. Okrywając ją kołdrą patrzyłem jak wciąż śpi. Usiadłem obok niej i przypatrywałem się jej chwilę. Wyglądała tak spokojnie mimo tych wszystkich krzywd. Zazdrościłem jej tego, że posiadała złote serce; potrafiła wybaczyć każdemu nawet największą krzywdę, której nikt inny by nie wybaczył. Zazdrościłem jej tego, że mimo wszystko pozostała sobą a nie człowiekiem ubolewającym nad sobą. Jakże łatwo uwierzyć w to, że to my posiadamy największy bagaż z przeszłości...jakże łatwo się pod nim ugiąć... Wstając podszedłem do okna i wyglądając przez nie postanowiłem zabrać dziewczynę w jedno miejsce. Chciałem pokazać coś co dostępne jest dla każdego ale nikt nie zna historii z nim związanej prócz mnie i mego dziadka świętej pamięci. Myśląc o nim poczułem ciepłe dłonie otaczające mnie w pasie. Uśmiechnąłem się wiedząc, że dziewczyna wstała. Nagłym ruchem złapałem ją w pasie i posadziłem sobie na barana. Słyszałem jak się śmieje i chwyta mnie za szyję by nie upaść. Chwyciłem jej dłonie odplątując je z mojej szyi i każdą z nich pocałowałem. Idąc po schodach do kuchni cały czas miałem uśmiech na twarzy. Nie wiedziałem, że można się do kogoś tak przywiązać dopóki jej nie poznałem. Zapewne brunetka nie myśli w ten sposób o mnie jak ja o niej bo kto chciałby być z kimś kto kocha poezję i książki? Teraz każda pragnie kogoś, kto jest umięśniony tak jak Ben i ma wielkie mniemanie o sobie. Ja taki nie jestem, przestałem a w zasadzie nigdy nie goniłem za coraz to nowszą modą co równa się zaprzestaniu gonienia za ludźmi... zostałem w tyle. Sadzając dziewczynę na krześle nie spojrzałem jej w oczy. Nie chciałem by widziała mój smutek. Spędziłem z nią jedne z lepszych chwil w moim nastoletnim życiu, nie musiałem udawać kimś kim nie jestem a ona to akceptowała a przynajmniej tak myślałem. Czy gdybym zapytał czy chciałaby być...
Nie, to głupie. Uśmiechając się sztucznie podszedłem do szafki z której wyjąłem dwa kubki by zrobić nam herbaty. Ledwo zdążyłem je odstawić na blat gdy poczułem szarpnięcie za łokieć. Obracając się ujrzałem brunetkę na granicy płaczu.
-Skoro przestałam być tajemniczą zabawką; zdjąłeś mi kaptur, poznałeś że moje życie to nie kolorowe kredki i nie chcesz mieć ze mną nic do czynienia to miej na tyle odwagi powiedzieć mi to w twarz a nie ukrywasz się za maską "pan obojętny". Przeżyłam podduszanie to i przeżyję to!
Na jej ostatnie słowa otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. Dziewczyna chyba źle zrozumiała moją reakcję bowiem wyszła z pomieszczenia ze łzami spływającymi po policzkach. Wybiegając za nią szukałem jej wzrokiem. Po kilku minutach poszukiwań ujrzałem ją siedzącą na jednej z wielu gałęzi wierzby płaczącej. Nim wbiegłem do ogrodu wyjąłem telefon i zrobiłem jej zdjęcie. Wyglądała tak pięknie; czerwona suknia spływała po obydwu stronach gałęzi tworząc piękny kontrast wśród długich zielonych liści wierzby. Podchodząc niepewnie ku niej widziałem jej zamknięte oczy i odchyloną głowę opartą o konar drzewa. Wspinając się w garniturze na drzewo pomyślałem sobie co by powiedział na to mój ojciec. Siadając dosłownie naprzeciw dziewczyny obserwowałem jak otwiera pomału oczy i patrzy na mnie z rozpaczą wymalowaną na twarzy i w oczach.
-Nie chcę byś odchodziła - powiedziałem migając.
Gdy nie odpowiedziała dodałem
-Boję się...
Czekałem aż coś powie. Cokolwiek. Ale ona milczała a ja z każdą sekundą czułem jak umieram wewnątrz. Sądziłem że znalazłem tę jedyną o której mówił mi ojciec. Sądziłem, że to ona bo z nią czułem się tak jak z nikim innym. Poznałem dziewczynę, która wydawało mi się jest dla mnie przeznaczona. Widocznie się myliłem. Schylając głowę ku dołowi przygotowywałem się do zejścia na trawę ale powstrzymała mnie dłoń dziewczyny.
-Nie zakochaj się we mnie, proszę. Nie chcę byś krzywdził siebie zbędnymi nadziejami. Tak miało być... - powiedziała.
Spojrzałem na nią próbując ukryć łzy spowodowane jej słowami. Nie wiedziała, że mówi mi to za późno. Ja już ją kochałem. Mimo tego by jej nie krzywdzić odparłem z zawadiackim uśmiechem;
-Nie zakocham się ale nie mogę obiecać, że będę trzymał dłonie przy sobie.
Usłyszałem jak dziewczyna się śmieje a po chwili łapie się gwałtownie za usta przestając.
-Przepraszam - zamigała
-Za co?
Nie rozumiałem za co mnie przeprasza.
-Mój głos...
-Twój głos jest piękny - odparłem przerywając jej
Czytałem o ludziach niesłyszących i o tym, że niektórzy z nich przestają rozmawiać. Przebywając z dziewczyną zrozumiałem, że ona należy do takich osób. Nie używała swojego głosu zapewne od dawna i podejrzewam, że się go wstydziła. Co prawda nie brzmi on tak jak u innych; jest momentami donośniejszy ale do licha; nikt nie jest idealny! Dziewczyna na moje słowa zawstydziła się. Chwyciłem jej dłonie w swoje i całując każdą z nich patrzyłem jej prosto w oczy.
-Zabieram cię w pewne miejsce. Chcesz się przebrać? - zapytałem słownie mówiąc powoli.
Zgodziła się wieszając mi dłonie na szyi jednocześnie prosząc by zdjął mnie z drzewa bo jak się okazało; ma lęk wysokości. Śmiałem się gdy mi to powiedziała za co nawiasem mówiąc dostałem łokciem w żebra ale było warto by usłyszeć jej śmiech...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz