Rozdział 24

6.6K 527 19
                                    

    Minęli się jak obcy,
bez gestu i słowa [...]
    Może w popłochu
albo roztargnieniu
albo niepamiętaniu,
że przez krótki czas
kochali się na zawsze.
        -W. Szymborska - Perspektywa

*Matthew*
    Błądziłem wśród drzew szukając dziewczyny mimo wcześniejszego zwątpienia, że mi się nie uda. Próbując pokonać zmęczenie które pojawiało się z każdym przebytym krokiem w postaci coraz dłuższego utrzymywania zamkniętych oczu czy uginania się nóg w kolanach czy nawet upadków przez nie spowodowanych. Po przebytych kilometrach i zgubienia się na tym terytorium i wielokrotnych zwątpieniach usłyszałem;
-Wracam do domu. Nie szukaj mnie!
Zbierając ostatki sił pobiegłem w kierunku z którego dobiegał owy głos starając się opanować galarwtowate nogi. W pewnym momencie ujrzałem kasztanowe włosy i przyspieszyłem bieg po chwili łapiąc dziewczynę za koszulkę wpadając na nią. Brunetka uderzyła twarzą w ziemię a ja upadłem na nią. Poczułem jak Clare wydaje jęk bólu a potem spycha z siebie przez co leżałem teraz obok niej. Spoglądając w bok patrzyłem na kasztanowowłosą, która wydawała się smutna jak nigdy. W jej oczach migotały łzy co mnie zaniepokoiło. Podszedłem do niej nie martwiąc się o to, że niszczę markowe ubrania i matka zapewne będzie mi to wypominała do końca życia. Biorąc twarz dziewczyny w swoje dłonie patrzyłem jej prosto w oczy opierając swoje czoło o jej i szepnąłem pewny swoich słów jak nigdy dotąd;  
-Uparta kobieto zrozum, że cię nie zostawię. Obiecałem sobie, że będę cię chronił choćby nie wiem co i zdania nie zmienię choćbyś nie wiem co robiła. Rozumiesz?
Chciałem by była pewna, że jej nie zostawię. Sądziłem, że bała się zaufać mi całkowicie i potrzebuje zapewnienia. Poczułem jak na moje dłonie kapią jej łzy więc zacząłem je wycierać bezsensownie ponieważ po chwili dziewczyna wybuchnęła płaczem. Nie wiedziałem dlaczego płacze. Nie wiedziałem...
Nagle brunetka zgięła się w pół tak iż jej twarz praktycznie dotykała ziemi a jej ramiona trzęsły się. Próbując ją pocieszyć chciałem ją przytulić ale wyrwała się z nich jakbym ją brzydził. Spojrzałem na nią zaskoczony jej reakcją na mój dotyk. Przedtem jej nie przeszkadzało, gdy ją dotykałem czy całowałem a teraz? Teraz zachowywała się tak...dziwnie.
Stała oparta o drzewo biorąc głębokie oddechy.
-Nie chcę cię skrzywdzić - powiedziała prawie że szeptem.
Zapewne widziała mój urażony wzrok i żal wymalowany na mojej twarzy.
Nawet jeśli nie chciała mnie krzywdzić to właśnie to robiła. Wstając chciałem do niej podejść a właściwie zrobiłem już krok czy dwa ale brunetka zatrzymała mnie pokazując gestem bym się zatrzymał.
-Nie krzywdzisz mnie - powiedziałem uśmiechając się choć do szczęścia było mi daleko. Chciałem rozluźnić atmosferę.
-Skrzywdzę jeśli się nie rozstaniemy - powiedziała czym natychmiast zmazała mój uśmiech z twarzy.
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz... - powiedziałem na granicy rozpaczy.
Nic nie odpowiedziała...milczała. Schyliła głowę ku ziemi i unikała mojego wzroku.
-Nie wierzę, że chcesz bym od ciebie odszedł. Nie możesz ode mnie odejść. Nie możesz mnie zostawić! Nie możesz... - łkałem upadając na kolana
Czułem się tak...to uczucie nie do opisania. Wpierw jest to szok; nie dowierzasz temu co słyszysz i pytasz ponownie jakbyś liczył, że się przesłyszałeś ale gdy owa osoba milczy...masz cholerną pewność, że twój słuch jest jak na złość na wagę złota! Następne co czujesz to uczucie rozrywania serca i wielki ból, ból w postaci łez, krzyków pomieszanych z nadzieją, że to nieprawda. Poczułem jak brunetka podnosi swoją malutką ciepłą rączką moją zapłakaną twarz i patrząc w moje zapłakane z rozpaczy oczy i szepcze;
-Masz rację, nie chcę cię opuszczać ale muszę bo to i tak kiedyś nastąpi. Nie chcę cię bardziej krzywdzić. Zapomnij o mnie jakbyśmy w ogóle się nie spotkali. Proszę na koniec o jedno; nie skończ jak Narcyz. Przepraszam... Żegnaj...
Nim odeszła pocałowała mnie w czoło a ja tkwiłem w tej dżungli, która od tej pory nie będzie ostoją spokoju lecz rozpaczy. Nie wiem jak długo jeszcze siedziałem w tej dżungli nim wsiadłem na motor i odjechałem ale wiem jedno; nie jestem tym kim byłem wcześniej i wszyscy to zobaczyli nazajutrz. Mimo tego, że ona mnie nie chciała to wiedziałem że mnie kocha. Powiedziała mi to czynem, który zrobiła nim mnie opuściła; pocałowała mnie w czoło nim odeszła a to znaczy wiele; że ci na kimś zależy. Obiecałem, że będę ją chronił i słowa dotrzymam...

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz