Rozdział 4

15.3K 929 16
                                    

       Zaufanie do kogoś jest jak życie; posiada się jedno.

  *Matthew*
    Opuszczając budynek szkolny rozglądałem się dookoła z nadzieją, że ujrzę dziewczynę w kapturze ale nadzieja okazała się złudna, ponieważ nigdzie nie było widać owej dziewczyny. Wzdychając ruszyłem do pierwszego lepszego baru czy czegoś, byle było po drodze. Niestety była to kawiarnia 24\7. Wolałem jednak siedzieć tutaj aniżeli w domu i słuchać bzdet wygadywanych przez rodziców. Siadając w najbardziej zacienionym kącie budynku poprosiłem przechodzącej kelnerki o małą czarną. Czekając usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka i o ironio była to TA dziewczyna z mojej klasy. Co ona tu robi? - pomyślałem
Obserwowałem jak macha do kelnerek i pozostałych pracowników po czym znika na zaplecze. Czyżby ona tu pracowała? Komu się chce pracować w wieku szesnastu - siedemnastu lat? Trzeba się bawić, imprezować! Liczyłem na to, że zdejmie kaptur i mnie obsłuży. Niestety żadne z moich marzeń się nie spełniło. Obsłużyła mnie bowiem ta sama kelnerka, która przyjmowała ode mnie zamówienie a zakapturzona  dziewczyna nadal nosiła kaptur. Przysłuchując się rozmowom obecnych tutaj ludzi zdołałem wywnioskować, że na zakapturzoną wołają "kapturek." Nie zauważyłem natomiast by jej samej to przeszkadzało. Dziwne natomiast było to, że ani razu się nie odezwała. Po prostu wykonywała swoją pracę. Chciałem z nią porozmawiać więc siedziałem w tym lokalu ala lata '90 i zamawiałem kolejne kawy byleby mnie z niego nie wyrzucili. Mijały godziny a ja czułem, że wraz z mijającym czasem ja i fotel stajemy się jednością. Bodajże dopiero koło drugiej rano (czterech kawach) zauważyłem jak Kapturek wychodzi z kawiarni. Rzuciłem na stół banknot dwa razy większy niż wartość rachunku i pobiegłem za dziewczyną. Dla osoby patrzącej na to wszystko z boku mogłem altualnie wyglądać na conajmniej nie normalnego psychicznie chłopaka bowiem chowałem się najbliższym drzewem za każdym razem, gdy dziewczyna oglądała się za siebie. Z czasem zauważyłem, że droga którą idziemy prowadzi do szkoły. Dlaczego idzie do szkoły o drugiej nad ranem? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Obserwowałem jak patrzy na budynek szkolny. Chociażbym posiadał oczy jastrzębia lub sokoła to i tak nie dostrzegłbym jej twarzy ponieważ uniemożliwiał mi to jej kaptur. Musiałem za wszelką cenę dowiedzieć się dlaczego ukrywa swoją twarz. Przecież ryzyko spotkania kogokolwiek na ulicy o drugiej nad ranem -prócz mnie - jest tak samo prawdopodobne jak to, że tekst Bena na podryw się nie sprawdzi. Idąc za nią skryłem się za rogiem budynku i obserwowałem jak zmierza w kierunku sosny pod którą się położyła używając plecaka jako poduszki po czym zamknęła oczy. Podszedłem do niej po około kwadransie przez cały czas mając ją na oku. Jak można być tak nieodpowiedzialnym by spać pod gołym niebem na obcym terenie? Siadając obok niej zastanawiałem się czy powinienem ją obudzić i poprosić by wróciła do domu czy zabrać ją do siebie. Ale drugi pomysł spalał na panewce ponieważ nie miałem jak zabrać jej do mojego domu. Myśląc nad tym chwilę zadzwoniłem do jedynej osoby, która mogła mi pomóc.
-Ben?

    

Usłysz mnie - Dominika LOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz