Thirty seven

4.1K 362 84
                                    

– Ben, oszalałeś?! – podniosłam głos, obserwując jego twarz.

– Ostatnim razem było fajnie. – powiedział. – No nie daj się prosić.

– Ariana? – popatrzyłam na dziewczynę, której już z początku podobał się ten pomysł jak i jej chłopakowi. – Wy jesteście popierdoleni?

– Ostatni raz. – oznajmił Ben, patrząc na moją reakcję. Nie, nie mogę. Pamiętam jak ostatni raz wzięłam to gówno. Mimo, że jest fajny odlot, robi się po tym cholerne głupstwa. To nie jest dobre..

– Nie mogę. – odwróciłam wzrok na palce. – To jest głupie.. Wy jesteście głupi.

– No dajesz, będziesz z nami. – wysunął dłoń w moją stronę. – Będzie fajnie. – spojrzałam na substancję w jego ręce. Patrzyłam na ten mały proszek, który wygląda na nic groźnego, jednak może uzależnić każdego. Może rzeczywiście ostatni raz? Poza tym, jestem z nimi, więc nic złego mi się nie stanie lub nic głupiego nie zrobię. Ale kurwa mać, czemu Ariana to chcę brać? Nigdy bym nie pomyślała, że moja Ariana jest zdolna do czegoś takiego. Jak ona nawet nie pali.

– Ostatni raz? – westchnęłam patrząc na ich wszystkie rozentuzjazmowane twarze. Mi było daleko do szczęścia..

– Ostatni. – kiwnęła Ariana.

– Z tobą porozmawiam później. – mruknęłam do niej, posyłając w jej stronę złowrogie spojrzenie. Brunet podzielił dla każdego po kresce, po czym po kolei zaczęliśmy brać. Pierw on, Ariana, ja, a na samym końcu Rayan. Powróciłam na swoje miejsce, czyli obskórną, podziurawioną kanapę. Znajdowaliśmy się w opuszczonym budynku, niedaleko naszej szkoły. To nie jest pierwszy raz kiedy tutaj jesteśmy. Zdarzało nam się, aby choćby tutaj przyjść, posiedzieć i pogadać. Ale nigdy ćpać.

Spojrzałam na Arianę, która siedziała uśmiechnięta wpatrując się w każdego po kolei.

– Co cię tak bawi? – zapytałam. Powolnym ruchem spojrzała na mnie i wybuchnęła śmiechem. Zmarszczyłam brwi, lecz nic się nie odezwałam. Czułam jak zaczyna działać. Powieki ociążałe, tak samo jak ruchy, chcę mi się śmiać. Bardzo chcę mi się śmiać. Popatrzyłam na Bena, który nie odrywa wzroku ode mnie.

– Ben?

– Hm? – mruknął wpatrując się we mnie nieustępliwie.

– Dlaczego się tak patrzysz? – zaśmiałam się.

– Jesteś piękna Jenn. – wytrzeszczyłam szeroko oczy, po czym znowu się zaśmiałam. Nie wiem co mnie tak bawi, ale uwielbiam to uczucie. Jestem jak ptak. Jestem jak lew, który może wszystko, który może nie przejmować się niczym.

– Nie mów tak Ben. – zachichotałam pochylając się w jego stronę. – Ale dziękuję.

– Dlaczego nie mogę? – uniósł brew do góry.

– Ponieważ mam Harrego. – warknęłam, sama siebie zaskakując. Dlaczego to powiedziałam? Dlaczego zrobiłam to tak gwałtownie, wrednie i chamsko? Dlaczego akurat imię Stylesa wypadło z moich ust? O mój boże. –  Przepraszam Ben. J-ja..

– Nie wszystko w porządku. – powiedział przerywając mi. Czuję się cholernie winna. To jest okropne. Mój brzuch, moja głowa. Mój umysł. To boli, skręca, drży. Jestem głupia, beznadziejna. Czemu zawsze muszę zrobić coś źle? To znów wraca. Słowa wypowiedziane przez Harrego wtedy. Teraz znowu to wzięłam. Czuję się jak szmata.

Zamrugałam kilkakrotnie oczami, by usilnie zniszczyć nadchodzące łzy i wstałam z miejsca, gdzie wzrok każdego z tutaj obecnych padł na mnie.

Obssesion / H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz