28

4.7K 399 135
                                    

KORDIAN

- Różowa koszula... - powiedziałem sam do siebie, jadąc do domu. - I ten krawat... - zaśmiałem się, kręcąc głową.

Dziewczyny niby na to lecą? Ta, jasne. Bo uwierzę. A może jednak... Ech!

Skręciłem w wąska uliczkę i podjechałem pod mój dom. Widziałem tam zapalone światło. Oznaczało to, że rodzice i Albin byli w domu. Ucieszyłem się na tą myśl. Kocham swoją rodzinę jak nikogo innego. Oczywiście nie wiedzą kilku aspektów o mnie (pewnie nie spodobało by się im to, jak zachowuję się w szkole), ale mogę im ufać we wszystkim.

Zanim jednak wszedłem do środka, pomyślałem o Flo. Nigdy bym nie pomyślał, że ma taką sytuację w domu. Poza tym jego tata... Było mi tak szkoda szatyna. W wieku siedemnastu lat musiał zacząć pełnić rolę głowy rodziny. Nie wiedziałem o tym zupełnie. Gdybym tylko miał jakieś podejrzenia. Ale on nigdy nie zaprzeczał, gdy ktoś mówił o jego pieniądzach i trzypiętrowej willi. Co prawda też tego nie potwierdzał. Więc te wszystkie plotki to była jedna wielka bzdura. Góra pieniędzy okazała się być paroma groszami, a ogromna willa - dwupokojowym mieszkankiem.

To nie miało sensu, a jednak było prawdziwe.

Nigdy bym go nie podejrzewał o pracę w kawiarni na dworcu, ani o jakąkolwiek pracę, chociaż zawsze był uczynny i dobry. Szczególnie to było widać, gdy mówił o Tami, która chyba mnie polubiła. Dobrze zrobiłem, że kupiłem te prezenty dla niej.

Westchnąłem z uśmiechem. Flo zaprosił mnie do pubu w weekend z jego wujkiem. Tak bardzo chciał, bym poznał go na nowo z zupełnie innej strony, że nie mogłem mu odmówić.

Wyszedłem z samochodu i skierowałem się na pomost. Usiadłem po turecku i spojrzałem się na taflę wody. Była nienaruszona. Nie wiał wiatr, ani żadna ryba nie miała ochoty wyskoczyć na powietrze w poszukiwaniu jedzenia w formie robaka. Było tak spokojnie.

Po drugiej stronie jeziora ujrzałem ten pamiętny pomost. Ta kobieta... Codziennie wrzucała kamienie do wody. Kiedyś nawet policzyłem ile kamieni dziennie tam wrzuca. Zawsze były trzy. Ni mniej ni więcej. Nie wiedziałem dlaczego, ale odkąd umarła czułem, że muszę pamiętać o tym, o czym ona pamiętała. Więc codziennie wrzucałem do wody trzy kamienie. Tak jak tamta blondynka.

Nigdy nie widziałem jej z bliska, ale jej płacz było słychać aż z drugiej strony jeziora. Taki bolesny i pełen winy, której nie rozumiałem. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Plotki mówiły, że to przez to, że porzuciła dziecko. Ale czy mam wierzyć tym opowieściom? Może to też jest kłamstwo, jak w przypadku Flo?

Ali nigdy jej nie lubił. Nie wiem dlaczego, ale większość osób nad jeziorem jej unikała. Traktowali ją jak jakąś wariatkę. Może wiedzieli coś więcej niż ja?

- Znowu tutaj siedzisz? - zapytał się dobrze znany mi głos.

- To też jest część naszego domu - stwierdziłem, patrząc się na swojego przyszywanego brata.

- Tak, ale już jest kolacja - powiedział Ali, wskazując na budynek.

Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.

- Posiedzę jeszcze chwilkę i zaraz przyjdę - powiedziałem do rudzielca, który zgodził się bez zbędnych słów.

Znów zostałem sam z moimi myślami. Tak lubiłem najbardziej.

Kochany Albin... Znam go od zawsze i chociaż nie jesteśmy prawdziwą rodziną, traktuję go jakby był moim biologicznym bratem. Rodzice adoptowali mnie, gdy miałem niespełna kilka miesięcy. Nie ukrywałem zdziwienia, gdy się o tym dowiedziałem. W sumie byłem szczęśliwy. Zupełnie obcy mi ludzie pokochali mnie jak własne dziecko. To było niesamowite. Wydaję mi się, że właśnie dlatego zachowuję się w szkole jak jakiś twardziel. Pod tą maską chcę ukryć moje emocje i prawdziwą twarz zwykłej emocjonalnej ciapy. Taka była prawda, ale czy to oznacza, że jestem gorszy?

Kubek czekoladyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz