- Octavia, stój! - Indra wraz z Lexą próbowały zatrzymać biegnącą do wyjścia dziewczynę.
- Nie możesz tam sama iść!
- To może być pułapka!
- To mój brat! - wycedziła przez zęby stając na schodach prowadzących do włazu.
- Tym bardziej nie możesz.
- Daj Radzie jeszcze trochę czasu, wymyślimy coś. - brunetka próbowała ją przekonać.
- A gdyby to była-
- Ona nie żyje. - Commander przerwała jej niemal natychmiast szorstkim głosem. - Jako Kanclerz powinnaś wiedzieć, że każdą decyzję, a szczególnie tak ważną należy najpierw przedyskutować i dopiero później wybrać odpowiednie rozwiązanie.
- Tego Cię uczyłyśmy, Octavio. - wtrąciła się ciemnoskóra. - Emocję nie są dobrymi doradcami, doskonale o tym wiesz.
Blake przełknęła ślinę i przymknęła powieki. Jako sprawująca władzę, miała prawo do wydawania rozkazów. Dała Radzie godzinę na podjęcie odpowiednich środków. Sama nie brała udziału w naradzie, gdyż jej głos nie byłby obiektywny.
Gdy wróciła do Głównej Sali tępo wpatrywała się w obraz coraz bardziej słabszego Bellamy'ego. Jej serce rozsypywało się na miliony kawałków, jak widziała go tam samego, gdy tutaj na dole obradowali czy w ogóle jest sens ryzykować otwarcie bunkra, aby go ratować.
-
- Octavio. - usłyszała głos Lexy. - Jako, iż nie wiemy jak promieniowanie może na nas działać, postanowiliśmy, że ja wyjdę do Twojego brata i jak najszybciej go tutaj sprowadzę. Jestem czarnokrwista, co może stanowić dla mnie barierę ochronną, gdyby mój kombinezon został uszkodzony. - spojrzała na pozostałych członków posiedzenia. - Jeśli to spisek i coś pójdzie nie tak, niech tymczasowo Abigail Griffin przejmie moje stanowisko. - zwróciła się do Kane'a.
- Jesteś Kanclerzem, nie możesz tak ryzykować. - czarnowłosa protestowała.
- Decyzja została podjęta. - stwierdziła poważnym tonem i udała się do pomieszczenia ze specjalną odzieżą.
-
- Będziesz musiała pokonać trzysta metrów, aby do niego dotrzeć. Drony będą Was obserwować. Gdy będziesz wystarczająco blisko, otworzymy drugie wejście, będziecie mieć najbliżej. - tłumaczyła ciemnoskóra.
- Indra, nie zapominaj, że sama zaproponowałam to rozwiązanie. - lekko się uśmiechnęła.
- Wiem, Hedo. Tylko dalej uważam, że nie powinnaś tak ryzykować dla tego chłopaka. Chyba nie zapomniałaś, ilu naszych ludzi przez niego zginęło.
- Nie jestem w stanie uwierzyć, że to powiedziałaś. To były inne czasy. Jego winy zostały dawno wybaczone. - dopięła swój strój z morderczym spojrzeniem i udała się do włazu.
- Zaczekaj. - Indra chwyciła metalowy przedmiot w dłoń. - Mimo, że świetnie posługujesz się pistoletem, wiem, że to bardziej Ci się przyda. - podała jej, jej stary miecz.
- Myślałam, że przepadł. - spojrzała na nią zaskoczona, odbierając broń. - Dziękuje. - lekko się uśmiechnęła. - Jestem gotowa. - zakomunikowała przed radio.
Lexa usłyszała dziesiątki dźwięków świadczących o powolnej procedurze otwierania bunkra. Jej serce gwałtownie przyspieszyło gdy usłyszała charakterystyczny trzask. Przełknęła ślinę i oparła dłoń na powierzchni potężnych, metalowych drzwi, które następnie pchnęła.
Promienie słoneczne uderzyły o jej twarz, poczuła typowe ciepło. Drzewa poruszał spokojny wiatr. Było dokładnie tak, jak zapamiętała. Może nawet piękniej. Stała przez kilka minut i podziwiała świat, który przed laty musieli zostawić. Zastanawiała się, jak to możliwe, że wszelka roślinność potrafiła odrodzić się z praktycznej nicości i stworzyć coś tak urokliwego.
Spojrzała na wskaźniki na swoim kombinezonie, które wskazywały brak jakichkolwiek oznak skażenia. Tak jak myślała. Mimo, iż jasno ustalili, że pod żadnym pozorem nie może ściągnąć nawet rękawicy, to pokusa była większa. Najpierw delikatnie i z pełną gracją odpięła zapięcie przy jej hełmie, aby zaraz potem ściągnąć go ze swojej głowy.
Wzięła głęboki wdech. Poczuła zapach drzew, trawy i kwiatów, który tak bardzo uwielbiała. Uśmiechnęła się sama do siebie, czując, że zaraz może się rozkleić.
Nie zanotowała, żadnych skutków ubocznych promieniowania na swojej skórze. Krótkie podmuchy, drażniły jej twarz, przypominając cel jej wyjścia.
Ruszyła w wyznaczonym kierunku. Zbliżyła się do mężczyzny na bezpieczną odległość. Nie zauważyła niczego niepokojącego, więc powoli zaczęła się do niego podchodzić.
- Nie! Uciekaj! - Bellamy zaczął krzyczeć, gdy tylko ją zobaczył. - To pułapka!
Commander nie zdążyła zareagować, gdyż została zaatakowana od tyłu, przez nieznanego napastnika. Upadła, jednak w sekundzie pozbierała się na nogi i wyciągnęła swój miecz. Ukazał się jej potężnie zbudowany, zarośnięty mężczyzna w starych spodniach i potarganej kurtce. Lexa bez zastanowienia naparła na niego. Niestety zablokował jej cios, wielkim karabinem. Siłowali się przez chwilę, jednak ten odepchnął ją, gdy zacisnęła pięść drugiej ręki na ostrzu, aby zwiększyć swoje szanse. Wycelował do niej, jednak brunetka była szybsza i sprawnym kopnięciem w jego kostkę powaliła go na ziemię, tym samym wytrącając mu broń z ręki. Nie dał jednak za wygraną, szybko chwycił ją z powrotem między swoje szerokie ramiona. Strzelił.