Na statku panowała spokojna atmosfera. Większość załogi w tym momencie spożywało posiłek, w pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Clarke siedziała przy stole w towarzystwie Miles'a*, Diyozy i Paxton'a*, czując na sobie podejrzliwe spojrzenia ostatniej dwójki. Starała się zachowywać normalnie, jednocześnie próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Raven, siedzącą po drugiej stronie sali.
- Coś nie tak? - Charmaine odwróciła w jej kierunku twarz, mrużąc przy tym oczy.
- Nie. - odchrząknęła, Clarke. - Właściwie...
- Tak? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Chciałabym porozmawiać z Raven. - odparła bardzo ostrożnie.
Starsza kobieta wzięła głębszy oddech, jakby musiała przemyśleć słowa Griffin.
- Shaw. - zwróciła się do chłopaka i kiwnęła do niego porozumiewawczo głową.
Wytarł usta i wstał dołączając do blondynki. Patrzył na nią lekko zdezorientowany. Ustalili, że ich dwójka nie będzie zbliżać się do "nowo przybyłych", aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Raven wam nie ufa, dlatego stwierdziłam, że to ja powinnam jako pierwsza spróbować coś z niej wyciągnąć. - chcąc wyjść jeszcze bardziej przekonująco, sięgnęła do paska Paxtona i wyciągnęła zza niego średniej wielkości pistolet. Mężczyzna momentalnie doskoczył do niej i zacisnął swoje ramie na jej szyi, dociskając drugą ręką jej dłoń z bronią do uda.
- McCreary, nie próbuj. - Diyoza rozejrzała się po tłumie, który bacznie przyglądał się całej sytuacji. - Ma racje.
- To my nie możemy jej ufać! - jeszcze mocniej zacisnął swoje ramię. - Co się z Tobą dzieje, Diyoza? Sprawdzasz tu jej przyjaciół, jakbyśmy od teraz byli największymi sojusznikami! - po raz kolejny szarpnął Clarke, która zdawała sobie z tego nic nie robić. Zamiast tego coraz bardziej wyswobadzała swoją dłoń z pistoletem.
- Wystarczy! - Charmaine wstała zdenerwowana i wycelowała lufę w jego głowę.
-W dodatku sprowadziłaś tu ich Dowódce, która przypadkiem jest również jej... - wpadł w niekontrolowany śmiech. - Zajmuję tylko cenne miejsce w naszym laboratorium! Nasi ludzie potrzeb-
Nie dokończył. Clarke wyswobodziła się z jego uścisku i również wycelowała w niego pistolet. Wiedziała co musi tera zrobić. Musiała wykorzystać sytuacje, aby jeszcze bardziej zwiększyć swoją pozycje wśród nich. Dowiedziała się gdzie trzymają Lexę, cel był oczywisty.
Zaczęła biec w kierunku przypadkowo wskazanym przez mężczyznę z niechlujną grzywką. Zanim reszta zdołała odnaleźć się w sytuacji, Clarke zdołała pokonać już kilkanaście metrów. Diyoza zdawała się nie przejąć zbytnio jej poczynaniami. Szła z podejrzeniem na twarzy za biegnącą przed nią strażą, w kierunku laboratorium.
Griffin została ostatnia prosta do szklanego pomieszczenia. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziała tak wyspecjalizowanego pokoju, który był tylko małą częścią wielkiego skrzydła. Gdy tylko do niego dotarła zobaczyła pełno innych pokoi oddzielonych między sobą jedynie szybami. W każdym takim oddzielonym obszarze znajdowało się jedno lub kilka łóżek, obok których stał sprzęt, który na pierwszy rzut oka miałby podtrzymywać życie pacjentom. W niektórych z nich znajdowały się również komory, podobne do tych, na których pracowała Abby na Arce.
Przy samym końcu tego "punktu medycznego" znajdowało się kolejne takie pomieszczenie przy którym siedział, a właściwie spał na krześle strażnik. Clarke przestała biec, aby jak najbardziej zminimalizować wydawany przez siebie hałas. Miała zaledwie kilka sekund, zanim dostanie się w ręce załogi Gagarina.
Zbliżyła się maksymalnie do szyby. Przed nią, na płaskim łóżku leżała Lexa. Ubrana jedynie w białą koszulkę na ramiączkach i białe krótkie spodenki. Clarke przełknęła ciężko ślinę i wzięła głęboki wdech. Ze łzami w oczach obserwowała jak klatka piersiowa Lexy rytmicznie unosi się i opada wraz z kolejnym wyrzutem powietrza wprost do jej płuc. Była przypięta do trzech różnych urządzeń, zarówno monitorujących, jak i podtrzymujących jej życie. Jedno z nich przykuło większą uwagę blondynki. Przypominało sprzęt, który automatycznie w określonym czasie podaje lek choremu. Na jego tłoku jednak nie było napisane nic, co wskazywałoby chociażby na nazwę medykamentu. Jedynie tak dobrze jej znany Święty Symbol Przywódców.
Chciała do niej wejść, upewnić się, że wszystko jest w porządku, jednak szklane drzwi były zamknięte. Odwróciła głowę, słysząc ruch zaraz obok niej. Strażnik zaczął się wiercić w miejscu, mamrocząc niezrozumiałe rzeczy pod nosem. W tej też chwili dostrzegła koło jego głowy panel, który prawdopodobnie otwierał zamknięte wejście.
Jednak było za późno. Do skrzydła wbiegli pierwsi żołnierze. Clarke widząc to, podniosła pistolet, który cały czas trzymała w ręku i przyłożyła jego lufę do skroni nieświadomego mężczyzny, który czując zimny metal momentalnie otworzył oczy.
- Spokojnie. - powiedział strażnik na przodzie, powoli podnosząc swój karabin.
Clarke parsknęła na jego uwagę, delikatnie uderzając swojego "zakładnika".
- Odsuńcie się. - rozkazała jakby od niechcenia Dioyza, popychając kilku swoich ludzi. - No Clarke - zaczęła radośnie. - Masz co chciałaś. Wykorzystasz okazję? - przechyliła delikatnie głowę.
Serce Griffin gdyby mogło, wyskoczyłoby teraz z piersi. Czuła niewyobrażalny strach. Zaczęła zastanawiać czy aby na pewno zrobiła dobrze. Chciała tylko zyskać ich zaufanie. Co, jeśli za jego cenę będzie musiała dokonać czegoś, co nawet nie przyszło jej wcześniej do głowy.
- No dalej Clarke. Obie wiemy, że nie przyszłaś tu po jednego z moich ludzi. - machnęła ręką, aby tamci opuścili bronie. - Czyż nie?
Clarke musiała podjąć decyzje w następnych kilku sekundach. Uchyliła delikatnie usta, jakby wcześniej dostarczany tlen do jej ciała był niewystarczający. Miała odwrócić lufę w kierunku leżącej Lexy, nacisnąć spust i tym samym pozbawić życia osobę, na której zależy jej bardziej, niż na kimkolwiek innym? Która nauczyła ją jak kochać i jak być kochanym, w świecie pełnym cierpienia i nieustannej walki o przetrwanie?
Czy niezaplanowany ruch z jej strony skończy się tragicznie? Nie tak to miało wyglądać. Plan, który ułożyła sobie w głowie biegnąc tutaj, tak nie wyglądał.
Kim się stała przez ostatnie kilka lat, żeby mogła pozwolić sobie aby sprawy potoczyły się w tak przerażającym kierunku.
Czy to jest właśnie cena jaką musi zapłacić za chwilę względnego pokoju? Świat wielokrotnie udowadniał jej, że niektóre rzeczy po prostu musi zaakceptować. Że rzeczy, które robili, rzeczy niewybaczalne, zostały jednak wybaczone.
Co jeśli to wszystko jest tylko próbą? - zadała sobie ostatnie pytanie.
Przymknęła powieki i wycelowała pistolet w ciało nieprzytomnej Dowódcy.
-
* Paxton "Graveyard" McCreary, Miles Ezekiel Shaw.