Lexa obudziła się z krótkiej drzemki. Wiedząc, że u Clarke są teraz pozostali, starała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zabrała z szuflady pierwszą, lepszą książkę i usiadła na łóżku. Po przeczytaniu zaledwie kilku stron, drzwi do jej pokoju gwałtownie się otworzyły. Zdziwiła się, gdyż każdy kto chciał wejść do pomieszczenia, musiał dostać wcześniejsze pozwolenie.
- Lexa! - brunetka zerwała się na nogi, wiedziała, że niespodziewana wizyta Octavii była spowodowana czymś bardzo poważnym.
- Coś się stało Clarke? - jej serce przyspieszyło.
- Idź jak najszybciej do jej sali. - nakazała.
- Czy ona n-nie-
- Po prostu chodź za mną. - wybiegła, a zaraz za nią zdezorientowana zielonooka.
Biegły mijając kolejne korytarze. Lexa obawiała się tym, co mogła tam zastać. Blake nie zdążyła powiedzieć jej co dokładnie się stało, a aktualnie znajdowała się kilkanaście metrów za nią, nie dając rady dorównać tępa brunetce.
Gdy dotarła do holu przed wejściem do wnętrza, w którym Clarke była w dalszym ciągu badana przez matkę i Jacksona, ujrzała przy szybie jej bliskich i przyjaciół. Gdy tylko ją dostrzegli, jak na komendę wszyscy odwrócili się w jej kierunku.
- Dlaczego nie powiadomiliście mnie wcześniej?! - zeskanowała wzrokiem każdego z osobna.
Nie czekając na odpowiedź ruszyła w kierunku metalowych drzwi. Otworzyła je i niepewnym krokiem, pełna wątpliwości, zaczęła zbliżać się do tyłem siedzącej dziewczyny. Abby widząc ją powoli zaczęła się wycofywać do wyjścia.
- Clarke... - wyszeptała kiedy zostały same.
Powoli zaczęła zauważać kolejne detale jej twarzy. Pod zaszklonymi i przekrwionymi oczami znajdowały się sine plamy, które nie zdążyły się jeszcze wygoić. Zapadnięte policzki i kilkanaście rozcięć spowodowały, że przez ciało Lexy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. W jej oczach ponownie zebrały się łzy, lecz tym razem nie pozwoliła, aby opuściły tamtego miejsca. Clarke powoli podniosła głowę, dostrzegając brunetkę.
Stanęła praktycznie naprzeciwko niej. Uchyliła lekko usta, gdy ich spojrzenia się spotkały. Puste wejrzenie w ciągu dwóch sekund zmieniło się na najzimniejsze i najsurowsze jakie kiedykolwiek zanotowała ze strony Clarke.
Wtedy blondynka zrobiła coś nieoczekiwanego. Ze wściekłością i rządzą śmierci na twarzy doskoczyła do Lexy i pchnęła ją na pobliską szafkę powodując jej roztrzaskanie. Zielonooka nie zdołała nawet zareagować. Poza tym Clarke posiadała w sobie niezwykłą siłę.
Gdy leżała na ziemi, Griffin usiadła na niej i chwyciła za jej szyję dociskając do podłoża. Z furią patrzyła jak dziewczyna nie może wziąć kolejnego wdechu. Lexa była przerażona i zdezorientowana.
- Clarke! - Bellamy chwycił ją pod ramiona. - Clarke, zostaw ją!
Razem z Lincolnem próbowali odciągnąć ją od półprzytomnej Kanclerz. Jednym ruchem ściągnęła z siebie ramiona oplatające jej głowę i wymierzyła cios prosto w żebra Lincolna. Następnie odepchnęła Bellamy'ego na pobliski stolik ze sprzętem medycznym.
Ponownie doskoczyła do Lexy, jeszcze mocniej zaciskając dłonie wokół jej szyi. Jej białka zmieniły odcień na bordowy. Na twarzy uwidoczniły się wszystkie większe naczynia. Clarke w pewnej chwili, gdy powieki dziewczyny się powoli zamykały, odczuła zawahanie. Spojrzała na nią, nie czując nic. Jednak jak momentalnie to uczucie się pojawiło, tak momentalnie zniknęło. Naparła na nią całym ciężarem swojego ciała.
Lexa chciała wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, jednak poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają, a powieki opadają. Pojawiła się wyłącznie ciemność.
Bellamy odzyskując równowagę wziął tacę z półki i z wielkim bólem wymierzył ją prosto w potylicę Clarke.