X.

808 77 2
                                    

Gdy dotarli do okolic laboratorium ich oczom ukazały się szczątki pozostałe po kapsule. Młode rośliny, które dopiero co odradzały się po niszczycielskiej fali, powoli znów obracały się w popiół. Wyczuwalna była woń paliwa, która drażniła nozdrza każdego z nich. Resztki tego co pozostało z ich statku walały się dosłownie wszędzie. 

- Raven! - krzyczał Bellamy. 

- Green! - Kane z coraz większym przerażaniem szukał czegokolwiek, co wyglądałoby chociaż podobnie do ludzkich szczątków. 

- Tutaj! - wrzasnęła Echo. 

Wszyscy podbiegli do stojącej obok wysuszonego pnia drzewa kobiety. Na jego szczycie wisiała potargana tkanina, przypominająca coś na kształt spadochronu. Spojrzeli po sobie. 

- Przynajmniej jeden z nich musiał przeżyć. - Bellamy skrzywił się na tą myśl. 

- Lincoln'ie! - wrzasnęła Lexa, wchodząc wgłąb kiedyś gęstego lasu. 

Nie zaszła jednak daleko. Poczuła tępy ból rozchodzący się od tyłu jej głowy aż do kości ogonowej. Nie mogąc dłużej znieść tego uczucia upadła na kolana.

Przed oczami widziała jedynie ciemność, którą przecinały z początku niezrozumiałe obrazy. 

"Nie, błagam! Ona jest taka malutka!" 

"Jesteś nikim! Nawet królika nie potrafisz upolować!" 

"No dalej, Lexa! Tak jak Cię uczyłam." 

"Nie wierć się tak, próbuję Cię uczesać." 

"Nigdy nie poznałam swoich rodziców, ale każdy z nas "wybrańców" również ich nie poznał. Tak już musi być, Lex." 

"To, że mnie wczoraj pokonałaś, nie znaczy, że dzisiaj tak będzie." 

"Prezent od królowej Nia." 

"Musisz coś zjeść. Jesteś najbardziej obiecującą Natblidą, nie pozwolę Ci tego zmarnować, nie pozwolę Ci umrzeć..."

" Ascende Superius" 

" Może życie polega na czymś więcej, niż tylko przetrwaniu." 

" Błagam... Nie rób tego." 

"Jeżeli jeszcze raz mnie zdradzisz..."

"Czarna krew jest jedynie eksperymentem kobiety, którą nazywacie Bekk'ą Pramhed'ą."

"Muszę to zrobić, muszę zniszczyć cząstkę Ciebie." 

"Ja dźwigam ciężar, aby oni nie musieli." 

"Tym razem nie ucieknę, tym razem zginiesz."

" Obyśmy znów się spotkały." 

"Czekałem, czekaliśmy do samego końca..."

Lex'ie wydawało się jakby minął tydzień, kiedy nie była świadoma i kiedy demony przeszłości ponownie uderzył. Jednak tak naprawdę trwało to zaledwie kilka sekund. Dokładnie tyle, aby reszta towarzystwa zdążyła do niej dotrzeć. 

Do rzeczywistości powoli przywracał rozgłos jej własnego imienia. 

- Lexa. - poczuła dłoń Indy na ramieniu. 

- Co się stało? - dopytał zaniepokojony Marcus. 

- Nie mam pojęcia. - potrząsnęła głową, dalej dochodząc do siebie. 

Kiedyś zdarzyło się jej już coś podobnego. Dokładnie, kiedy Clarke przesunęła dźwignię, niszcząc Miasto Świateł. Wtedy tylko, to nie było tak intensywne jak tym razem. Nie było takie rzeczywiste, takie prawdziwe. 

- Krew. - Ballamy wskazał nos na swojej twarzy. 

- To nic takiego, kontynuujmy poszukiwania. - szybkim ruchem starła czarną ciecz i ruszyła dalej. 

Indra spojrzała podejrzliwie na zaniepokojonego Kane'a. Ten wzruszył bezsilnie ramionami i razem z czarnoskóra dołączyli do Dowódcy. 

-

- Kto odważył się majstr- 

Nie dokończyła, gdyż z oddali doszedł do nich szelest zgniatanych gałęzi. 

Lincoln momentalnie wycelował lufę w kierunku dochodzącego dźwięku. 

- To niemożliwe, żeby ktoś przetrwał. - odezwał się przerażony Monty. 

- Jak ostatnio wylądowaliśmy, myśleliśmy podobnie. - wtrącił z sarkazmem Murphy. 

- Może to-

- Stać! - wrzasnął były Ziemianin. 

Gdy Bellamy doprowadził resztę do wejścia laboratorium, dostrzegli sylwetki czwórki osób. 

- To oni! - porwała się Echo, potykając o wystający konar. 

- Zaczekaj. - chwyciła ją Lexa. - Widzisz? - wskazała na uzbrojonego Lincolna. - Bellamy idź pierwszy. Bądź ostrożny. Echo, Harper idźcie za nim. Marcus'ie, Indr'o pójdziemy na końcu. 

Ballamy ostrożnie wyszedł zza skały, która stanowiła ich ukrycie. Trzymał ręce w górze i powoli kroczył przed siebie. Nie przeszedł zaledwie metra, gdy zauważył jak czarnoskóry gwałtownie zbliżył broń do swojego ramienia. 

- Lincoln, opuść broń! - krzyknął, gdyż tamci nie zdołali go rozpoznać. 

Po jego słowach cała czwórka ruszyła w jego kierunku. Stanęli jak słupy soli, gdy dostrzegli niepewnie idących Ziemian wraz z Kane'em, tuż za swoimi przyjaciółmi. Lincoln ponownie chwycił za broń i wycelował w Lexę. Nie miał pojęcia czego może się spodziewać. Przełknął ślinę wiedząc, że jeśli jego przypuszczenia okażą się błędne, jego przyszłość stanie pod wielkim znakiem zapytania.

- Nie zbliżać się! - rozkazał John. 

- Spokojnie, karaluchu. - na twarzy Bellamy'ego zagościł uśmiech. - Wszystko w porządku. Przyjechaliśmy po was. Wszyscy. - zbliżył się do oszołomionego Murphy'ego i zamknął go w silnym uścisku. 

- Jest bezpieczna? Emori jest bezpieczna? - zapytał łamiącym się głosem, odwzajemniając gest. 

- Są bezpieczni. - uścisnął jego ramię. - Octavia, czeka na nas w bunkrze. - uśmiechnął się pokrzepiająco do zaniepokojonego Lincolna. 

- To się dzieje naprawdę? - Raven dalej stała jak wryta. - Udało mi się? Udało nam się? 

- Jak najbardziej. - Echo podeszła do niej i czule przytuliła tak jak wcześniej pozostałych. 

- Oczywiście, że musiało mi się udać. - zaśmiała się sama do siebie. 

- Musimy jak najszybciej opuścić ten teren. - zakomunikowała Lexa, która przez ten cały czas obserwowała każdy podejrzany ruch i notowała każdy najmniejszy szelest.



For humanity | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz