- Abby przeprowadziła badania. Raven potwierdziła, że jest pod wpływem Gagarina, a dokładniej nieudanego eksperymentu Becc'i. - Kane próbował przekonać Lexę. - Raven dezaktywowała niewielką część, która odpowiadała między innymi za agresję. Wróciły do niej wspomnienia...
- To nie znaczy, że tam wejdę. - nawet nie spojrzała na rozmówce.
- Jest unieruchomiona.
- Myślisz, że się jej boję? - odwróciła się do mężczyzny. - To coś innego.
- Lexa... Spróbuj. - zagryzł nerwowo wargę. - Robimy to dla Clarke.
-
Gdy Kanclerz upewniła się, że rozmowa z Clarke odbędzie się tylko między nimi, otwarła drzwi.
- Wiem co się stało. - zaczęła, gdy tylko zobaczyła wchodzącą Lexe. - Wyglądasz koszmarnie.
- Ty też. - nie pozostała dłużna.
- Nie jesteś miła. - uniosła brew.
- Nigdy nie byłam. - odparła ze spokojem. - Nie to co Ty.
- Kiedy usłyszałam, że zostałaś postrzelona... - zaczęła się zastanawiać. - Coś mi się przypomniało. - zabrzmiała łagodnie.
Clarke poprawiła się na łóżku, jakby chciała aby Lexa usiadła obok. Część jej chciała tego, lecz była ona w dalszym ciągu tłumiona przez nieznane jeszcze bodźce.
- Pamiętam jak niemal błagałaś mnie, żebym zostawiła Cię na pastwę Pauna. - wspomniała, przez co Lexa zaczęła się jej uważnie przysłuchiwać. - Jednak nie mogłam tego zrobić, chociaż było to wtedy najłatwiejszym rozwiązaniem. - wzruszyła ramionami. - Pamiętam, że wtedy, już wtedy nie chodziło jedynie o dobro moich ludzi. - każde kolejne słowo sprawiało jej przeszywający ból.
Przymknęła powieki i przekrzywiła kark kilkukrotnie w każdą stronę. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do siebie bez krzty humoru. Lexa w dalszym ciągu, bez słowa ją obserwowała.
- Dlaczego, aż tak dla Ciebie ryzykowałam?
- Bo byłaś odważna, miła? Bo Ci na mnie zależało? - zapytała pełna wątpliwości. Nie wiedziała, czym spowodowana była nagła zmiana u blondynki.
- A Tobie na mnie nie?
- Oczywiście, że tak, Clarke. - lekko się uśmiechnęła. - Tylko, zawsze powtarzano mi, że jest to oznaka słabości.
- Wiesz, Diyoza mówiła mi, że wszystko co powiesz będzie kłamstwem. - Lexa zmarszczyła brwi. - Ale nie do końca miała rację. - ponownie sztucznie się uśmiechnęła. - Wiem jedno. Oszczędziłabym sobie i moim ludziom męczarni, gdybym wtedy dała Ci zginąć. - spojrzała głęboko w zielone tęczówki.
Lexa poczuła jak rozsypuję się od środka. Atak fizyczny ze strony Clarke, był niczym z tym co teraz powiedziała. Mimo, że wiedziała, że tak naprawdę to nie ona. Że przemawia przez nią coś niezrozumiałego, jednak zabolało.
Nie pozwoliła tego po sobie poznać.
Z pustką na twarzy ostrożnie podeszła bliżej łóżka. Ściągnęła zegarek ze swojego lewego nadgarstka.
- Nie zbliżaj się do mnie. - warknęła.
Lexa jednak to zignorowała. Chwyciła pewnie jej dłoń i delikatnie założyła zegarek.
- Dałaś mi go. - lekko się uśmiechnęła. - Teraz znów jest Twój. - pokiwała smutno głową i wyszła.