- Po co tu przyszliśmy? - blondynka spojrzała na Jahę pytająco, gdy znaleźli się w odległej części bunkra.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Clarke.
Raven wyciągnęła średniej wielkości urządzenie i wbiła je w kark dziewczyny. Griffin poczuła jak zimny płyn rozlewa się po całym jej organizmie. Każdy jej mięsień stał się sztywny. Nieznany impuls przeszedł przez ciało od góry do dołu. Upadła.
Zaczęła skręcać się z bólu, próbując złapać powietrze.
Raven tępym wzrokiem patrzyła na przedmiot w swojej ręce.
Jaha uklęknął przed nią i obserwował wszystko z lekko uchylonymi ustami.
- Clarke?
Dziewczyna podniosła się na rękach i spojrzała na niego, wykrzywiając głowę.
Widok jaki zobaczył zamroził mu krew w żyłach. Zawsze błękitne tęczówki, zmieniły się wraz z białkami w głęboką czerń. Skóra stała się sina, każde naczynie stało się widoczne.
- Niedługo dołączysz do syna, Thelonious'ie. - wysyczała. - Wszyscy zginiecie.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy i wycofał wcześniej wyciągniętą w jej stronę dłoń.
Clarke poczuła jak prąd przeszedł po jej ciele. Ponownie się wykrzywiła. Dziesiątki obrazów krążyły po jej głowie. Od widoku wysysanego w przestrzeń kosmiczną ojca, po cierpienia jakie doświadczyła na Ziemi.
- Jesteś słaba. - usłyszała głos w swojej podświadomości. - Jak mogłaś do tego dopuścić. Pozwolić się tak wrobić, jesteś nikim. Jesteś słaba.
- Clarke.... - patrzył jak dziewczyna niemal tarza się po podłodzę. - Clarke, wiem, że tam jesteś.
Ponownie uniosła się na rękach, wygięła szyję i mrocznym spojrzeniem lustrowała czarnoskórego. Uśmiechnęła się do siebie.
Nagłym ruchem wyciągnęła broń zza paska oszołomionej Reyes.
-
- Dlaczego nikt jej nie pilnował? - zapytała wściekła Lexa, gdy biegli sprawdzić kolejny korytarz.
- Wszyscy byliśmy na spotkaniu Rady. - rzuciła Indra.
Brunetka w sekundzie stanęła.
- Czyli to moja wina? - oburzyła się.
- Jeszcze przyjdzie czas na szukanie winnego. - wtrącił Bellamy. - Teraz musimy ją znaleźć.
- Nie mogła opuścić bunkra. - Abby zrozpaczona, chwyciła się za głowę. - Nie zna kodów.
- Chyba, że ktoś jej pomógł. - Kane zmarszczył brwi. - Gdzie jest Jaha?
Spojrzeli po sobie jak olśnieni. Tylko po co mężczyzna miałby próbować ją uwolnić?
Ich dyskusję przerwał głuchy krzyk. Wszyscy jak na komendę ruszyli w kierunku jego źródła.
Gdy znaleźli się na małej przestrzeni, stanowiącej kiedyś magazyn, zamarli.
- Clarke, nie!
Abby próbowała podbiec do córki, która ze łzami w oczach celowała w swój podbródek.
- Nie zbliżajcie się. - Raven wystawiła rękę, aby ich zatrzymać. - Jeszcze chwilę.
Blondynka gdy ujrzała swoich bliskich wypuściła z dłoni broń i ponownie upadła. Ból jaki odczuwała był nieporównywalny z tym, który czuła wcześniej. Wiła się, próbując złapać chociaż odrobinę powietrza.
Bellamy objął siostrę, która ledwo powstrzymywała płacz. Kane ułożył dłoń na klęczącej kilka metrów przed blondynką Abby. Obserwowali jak dziewczyna walczy z niezidentyfikowaną siłą, niszczącą ją od środka. Próbowała z tym walczyć.
Kolejna fala prądu przeszła wzdłuż jej kręgosłupa. Wygięła się w łuk, krzycząc z cierpienia. Nigdy w życiu nie czuła takiego bólu. Każdym ruchem, błagała o ulgę.
- To Ty jesteś słaba. - spojrzała na wszystkich.
Ponownie poczuła przeszywającą torturę. Wzięła głęboki wdech i przymknęła powieki czując kolejne skurcze.
Widziała swoich przyjaciół. Gdy wspólnie oglądali dawno już nieaktualne mecze. Gdy świętowali na Ziemi. Uśmiech Abby, gdy ponownie się zobaczyły. Chwilę spędzone z Lexą, ich pierwszy pocałunek.
Kolejny impuls.
- Nigdy nie dowiesz się co to przyjaźń, albo miłość. - mówiła tępo patrząc przed siebie.
Jej oczy znów nabierały zwyczajnych barw.
- No dalej, Clarke. - Raven wyszeptała lekko się uśmiechając.
- Jakie to przykre, wiesz? - poczuła jakby igły wbijały się w każdy najmniejszy centymetr jej skóry.
Niemal zawyła i po raz ostatni jej ciało skrzywiło się pod nienaturalnym kątem. Opadła bezsilnie na ziemię.
- Udało się jej? - zapytał Kane puszczając Abby, która momentalnie podbiegła do córki.
- Udało. - wyszeptała Lexa.
Wszyscy odwrócili się w jej kierunku.
Klęczała, ciężko oddychając. Z nosa, strumieniem ciekła czarna posoka.
Bez słowa podniosła się i wybiegła z pomieszczenia.