Lexa poczuła ostry ból w ramieniu, w wyniku którego upadła na kolana. Mocno zacisnęła pieść na rękojeści mieczu i zamknęła powieki. Wydychając powietrze zamachnęła się z całych reszt sił. Przeciwnik był w takim szoku, że nie zdążył zareagować. Commander szybkim i sprawnym ruchem odcięła mu dłoń w której trzymał strzelbę.
W sekundzie doskoczyła do niego i przyłożyła ostrze do jego gardła.
- Zabij go! - krzyknął Bellamy.
- Nie. - surowo na niego spojrzała. - Będzie naszym więźniem. - przeniosła wzrok na zwijającego się z bólu mężczyzny.
Rozcięła liny, które uniemożliwiały ucieczkę Blake'owi i zawiązała je wokół ramienia krwawiącego napastnika. Pod wpływem adrenaliny nie czuła, że sama traci coraz więcej krwi. Chwyciła intruza za kurtkę i podniosła do siadu, nie tracąc go z zasięgu wzroku.
- Dasz rady iść? - zwróciła się do otrzepującego się bruneta.
- Zajmę się nim. Nic Ci nie jest, Hedo? - ta jedynie przecząco pokiwała głową.
Zacisnął dłoń na jego zdrowym ramieniu i szarpnął go za sobą. Lexa szła za nimi celując pistoletem wprost w jego głowę, rozglądając się wokół.
Znajdowali się przy włazie prowadzącym do środka bunkra. Brunetka chwilę wcześniej zakomunikowała, że są już blisko, przez co nie mieli problemu z wejściem.
Bellamy widząc siostrę, w momencie oddał jeńca w ręce żołnierzy towarzyszącym całej Radzie. Ledwo go puścił, kiedy to ze łzami w oczach rzuciła się w jego ramiona. Dopiero po chwili doszła do niego realność sytuacji i najmocniej jak potrafił objął Octavię.
Do rzeczywistości przywrócił go natłok pytań kierowanych w jego stronę. Nikt nie zauważył, że druga pani Kanclerz coraz ciężej oddycha, próbując ustać na nogach. Chcieli się dowiedzieć jak najwięcej. Wypytywali go o ich losy, o życie na Arce, o więźnia, o resztę ekipy.
- Odsuńcie się! - krzyknął, ignorując ich.
W ostatniej chwili chwycił osuwającą się po poręczy schodów Lexe.
- Została postrzelona, potrzebuje pomocy! - wyjaśnił, trzymając ją na rękach.
- Natychmiast zanieś ją do szpitala! - dopiero teraz dotarła do nich powaga sytuacji.
Abby zaczęła biec w kierunku izby lekarskiej, aby jak najszybciej przygotować potrzebny sprzęt. Była wciekła na siebie, że wcześniej nie zauważyła rany postrzałowej na jej ramieniu. Nie wiadomo, ile potrzebne będzie krwi do przetoczenia. Prawo które obowiązywało na Arce dawno było nie ważne, więc mogła wykorzystać ile było konieczne. Problemem była dokładnie jej krew. Czarnej mieli jedynie kilka jednostek, tyle co sama oddała.
- Połóż ją tutaj. - wskazała chłopakowi duży stół. - Wyjdźcie stąd. - rozkazała zdenerwowanej Indrze i Kane'owi, którzy przyprowadzili Blake'a. - Ty też, Bellamy. - spojrzała na niego. - Wezwijcie Eric'a.
Dr Griffin założyła odpowiedni strój i rozpoczęła ocenę stanu Lexy. Na szczęście kula nie pozostała w jej ciele, co ułatwiało sprawę. Na nieszczęście przeszła przez tętnicę, powodując spory krwotok. Jej ciśnienie spadało.
- Dasz radę. - powierzchnią dłoni przejechała po jej policzku.
Gdy Abby próbowała odnaleźć dokładne źródło krwawienia, Jackson podpiął wenflon od worka z czarną cieczą do jej przedramienia. Po poszerzeniu rany, kobieta w końcu mogła zająć się naprawą, zniszczonego naczynia. Po bezproblemowym zespoleniu, jej parametry powoli zaczęły się stabilizować.
Oboje lekarzy odetchnęło z ulgą i z uśmiechem spojrzeli na siebie.
Abigail kończyła szycie rany. Dokładnie założyła opatrunek i poleciła odpowiednim ludziom przeniesienie jej do sypialni.
-
Dwie godziny później obudziła się, widząc przy swoim łóżku przygnębionych członków Rady.