XXXVI.

614 58 0
                                    

- Budzi się. - do jej głowy zaczęły docierać zniekształcone głosy. 

Lexa czuła potworny ból rozchodzący się po całym ciele. Powoli wracała do rzeczywistości. Z jasnego, oślepiającego światła, zaczęły wyjawiać się kolory i kształty. Przekręciła kilka razy głową na boki, napinając każdy mięsień. Głęboki wdech i kilka mocnych mrugnięć. Odnalazła się w sytuacji i miejscu. Gwałtownie podniosła się do siadu. 

- Nie, nie - poczuła nacisk dłoni na ramieniu. - Powinnaś leżeć. - Abby dokładnie skanowała ekrany z parametrami Lexy. 

- Która jest godzina? - zapytała gdy zobaczyła nagi nadgarstek. - I kto ją tu przyprowadził? - spojrzała surowo na Echo, obok której stała Madi. 

- Nie chce zostawać sama. - wyjaśnił Bellamy, potrząsając głową. - Dochodzi czternasta. 

- A więc pora przygotować przemówienie. - zwróciła się do Octavii. 

- Odwołaliśmy zgromadzenie. - powiedziała cicho Indra. 

- Słucham? - poderwała się z miejsca, czego pożałowała. Zwroty głowy spowodowały, że musiała z powrotem usiąść. - Ogłoście ludziom, że punkt piętnasta mają być tam gdzie rozkazałyśmy. - Octavia potaknęła. 

- Nie widzisz, że jest z Tobą coraz gorzej? Twoja krew jest zatruta - Abby puściły nerwy. - Nie wiemy, co jest tego przyczyna... To może Cię -

- Co? - prychnęła. - Zabić? - spojrzała po wszystkich. - Śmierć nie jest końcem. - utkwiła wzrok na Indrze.

- Potrzebujemy Cię, Lex-

- Clarke jest Natblidą, może przyjąć Płomień. - mruknęła obojętnie. 

- Clarke tu nie ma. - odezwał się Blake. 

- Ale będzie. - syknęła w jego kierunku. 

- Razem z Raven pracujemy nad lekarstwem, które chociaż trochę polepszy Twój stan. - przekonywała dalej pani Griffin. - Daj jej parę dni. 

- Krótkie zebranie Wonkru w niczym nie przeszkadza. - trwała dalej uparcie w swoim zdaniu. - Octavio, przygotuj się. - kiwnęła głową. 

Abby prychnęła i wyszła. Reszta czekała na reakcje pani Kanclerz. Octavia jedynie spojrzała na nia porozumiewawczo i również opuściła pomieszczenie.

- Zostawcie nas same. - nakazała czarnoskóra, patrząc Lex'ie prosto w oczy. 

- Co Ty wyprawiasz?! - naskoczyła na nią, gdy wszyscy już wyszli.

- Jestem przywódcą, którego oczekują nasi ludzie.

- Martwa się na nic nie przydasz. 

- I Ty to mówisz? - zacisnęła pięść. - Sama mnie tego nauczyłaś. 

- Madi Cię potrzebuje. - kontynuowała niepewnie i nieco łagodniej. 

- Madi? Widzę, że jesteście blisko. - zakpiła. - Niczego nie jestem jej winna. - wtrąciła z nieco mniejszą pewnością. 

- Mylisz się. - odparła Indra widząc jej zastanowienie. Wzięła głęboki wdech. 

- Wiedziałaś? - nie uszło to uwadze brunetki. - Wiedziałaś?! - krzyknęła.

- Oczywiście, że wiedziałam. - przymknęła powieki. - Od razu ją rozpoznałam. - lekko się uśmiechnęła. - Wyglądałaś tak samo w jej wieku. Obie jesteście podobne do Enobarii. - dodała ostrożnie. - Skąd Ty? 

Lexa czuła jak ugina się pod ciężarem faktów i wspomnień, które jej odebrano. Teraz miała pewność co do przypuszczeń blondynki. Zamilkła. 

- Dlaczego nie trafiła do Polis? - zapytała po chwili ciszy, przenosząc wzrok z punktu na ścianie. 

- Tak było lepiej. - potaknęła. - Tak było bezpieczniej dla Ciebie - zacięła się - i przede wszystkim dla niej, doskonale wiesz o czym mówię...

- Jak to możliwe? - spojrzała na nią badawczo. - Przecie-

- Titus w większości się do tego przyczynił. Byłaś dla niego jak córka... - skrzywiła się. - Okazał się zdrajcą... Jednak zrobiłby dla Twojego dobra, wszystko.

- Do rzeczy. - Lexa starała się, aby emocję nie kierowały tą rozmową. 

- Kiedy było coraz bliżej kolejnych Poszukiwań, Titus zniknął na kilka tygodni-

- Pamiętam. - patrzyła na nią uważnie.

- Odnalazł Twoich rodziców i Madi. - znów się zacięła. - Enobaria i Nikolai nie mogliby znieść kolejnej straty... Od razu się zgodzili. 

Lexa czuła jak pod powiekami zbierają się jej łzy. Indra widząc to chciała uścisnąć jej dłoń, jednak ta od razu ją zabrała. 

- Kontynuuj. 

- Titus zabrał ją do Louwoda Kliron. - odchrząknęła. - Zadbał aby miała jak najlepiej. Wasi rodzice przyjeżdżali do niej bardzo często, pod pretekstem handlu z tamtejszą ludnością. 

- Ale?

- Nie ma żadnego ale, Hedo. Anya również ją odwiedzała, sprawdzając czy aby na pewno jest bezpieczna i czy nie brakuje jej niczego. 

Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Lexy. Ulżyło jej. 







For humanity | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz