- Samochody ustawimy w jednym rządzie, wszyscy żołnierze będą stali za nimi. - zaczęła. - Ja wraz z Indrą i Marcusem, będziemy rozmawiać z Diyoz'ą. Gdy doprowadzą do nas Emori, pani Griffin od razu udzieli jej odpowiedniej pomocy. - spojrzała na starszą kobietę, która tylko kiwnęła głową. - Zgodnie z umową, Echo i Harper również powinny zostać uwolnione.
- A jeśli nie? - wtrącił Blake.
- Nie odejdziemy bez nich. - zapewniła. - Nasi ludzie wiedzą już co robić. Jeśli tamci otworzą ogień wszyscy mają natychmiastowo wejść do pojazdów. Wyznaczyłam kilkunastu mężczyzn, którzy będą odpowiadać za rozpylenie gazu usypiającego.
- A jeśli nie? - powtórzył, lekko zdenerwowany.
- Gdy naruszą zasady umowy, zapewniam Cię, że każda lufa wycelowana będzie w Diyoz'ę. Jednak nie oddamy żadnego strzału. - odpowiedziała surowiej niż chciała.
- A co z żywnością? Czy to nie była zbyt pochopna decyzja? - zapytał niepewnie Miller.
- Nie. - spojrzała na niego przenikliwie. - Każdy zasługuję na szanse. A jeśli w taki sposób dojdziemy do porozumienia, to warto poświęcić nasze zapasy. Bellamy zajmiesz się przetransportowaniem naszych datków.
- Co nam z pokoju, jeśli wszyscy w bunkrze poumierają z głodu. - powiedział do siebie.
- Na powierzchni da się żyć. Jeżeli sytuacja na to pozwoli, za kilka dni zasiejemy pierwsze plony. W ciągu miesiąca będziemy wstanie podwoić aktualną ilość pożywienia. - odparła ze spokojem, powodując zmieszanie u mężczyzny. - Jeśli nikt nie ma więcej wątpliwości, zacznijmy przygotowania. Za godzinę wyruszamy.
-
Tak jak nakazała Commander, po dotarciu na wyznaczone miejsce spotkania, ustawili samochody jeden koło drugiego, tworząc tym samym swego rodzaju barierę ochronną. Żołnierze ustawili się na swoich wyznaczonych miejscach tworząc zwarty szyk za nimi.
Lexa bez konsultacji z resztą, nakazała również kilku „byłym" Ziemianom obrać pozycję na pobliskich drzewach. Mieli oni pełnić role obserwatorów; informować przez radio o każdym niezaplanowanym ruchu potencjalnych przeciwników.
Nastał czas, kiedy to ludzie pod dowództwem Charmaine powinni pojawić się na polanie. Lexa wraz z Marcusem i Indrą ustawili się na przodzie, oczekując rozwoju sytuacji. Za nimi, przy samochodzie, stała pani Griffin, która miała przejąć przetrzymywane kobiety.
Po upływie kilku minut, krótkofalówka przy boku Commander odezwała się. Usłyszeli głos mężczyzny, który poinformował o zbliżającej się prawie setce uzbrojonych więźniów. Brunetka spotkała się ze zdziwionym wzrokiem Kene'a. Nie wchodząc w szczegóły wyjaśniła mu słuszność swojej decyzji. Po skończonym wywodzie, zauważyła lekki uśmiech na twarzy czarnoskórej.
Chwilę potem ich oczom zaczęła się ukazywać coraz większa ilość kobiet i mężczyzn ubranych w charakterystyczne ciemnozielone wojskowe stroje. Jeden z żołnierzy trzymał w dłoni chorągiew, na której szczycie wraz z wiatrem powiewała trójkolorowa flaga.
- Zapowiada się ciekawie. - odezwał się Kane.
Wystarczyłoby spojrzenie na ich twarze z mocnymi rysami, aby u zwykłego cywila wywołać strach i niepokój.
W całym tłumie, dostrzegli dumnie kroczącą przed siebie, kobietę w okularach przeciwsłonecznych. Lexa dyskretnie zwróciła się do Marcusa, tłumacząc kim jest owa postać.
Gdy znaleźli się wystarczająco blisko, Indra trafnie zauważyła, że za zadowoloną Diyoz'ą, idzie wycieńczona Emori. Lexa zachowała kamienną mimikę, lecz widok posiniaczonej i wpół przytomnej dziewczyny spowodował u niej nieprzyjemny dreszcz.
-
- Ręce do przodu. - nakazała mocnym akcentem. - Nie wierzę, że jeszcze się nie nauczyliście. - uniosła lekceważąco brwi.
Kiedy Lexa skrzyżowała ramiona na piersi, ta szarpnęła ciężarną przed siebie i popchnęła w ich kierunku. Czarnoskóra momentalnie doskoczyła do dziewczyny, która prawie straciła równowagę.
W tym samym momencie, dwójka stojąca obok Charmaine podniosła broń. Indra zwolniła i uniosła ramiona do góry, dając do zrozumienia, że chcę jedynie pomóc.
Gdy dotarła do Emori, chwyciła ją pod ramię i pomogła dotrzeć do czekającej Abigail.
- Nie wierzcie w żadne ich słowo. - wydyszała, gdy mijały Lex'e i Kane'a, którzy po jej słowach jedynie spojrzeli na siebie znacząco.
- Gdzie pozostali? - zapytała Kanclerz.
Na jej słowa, dwójka umięśnionych strażników przyciągnęła związaną Harper i Echo. Bellamy zerwał się od byłej Ziemianki i zbliżył do trójki przywódców. Commander uniosła dłoń, uświadamiając mu tym samym, że ma nie ingerować.
- Najpierw obiecane racje. - krzyknęła.
- Warunki naszej umowy były inne. - skierowała na nią swoje surowe spojrzenie.
- Przez noc zmieniliśmy zdanie. - Lexa zmarszczyła brwi, dając znać swoim ludziom aby byli gotowi.
- Przysięga krwi jest najpoważniejszą przysięga jaką może złożyć człowiek drugiemu człowiekowi. - zaczęła podniośle. - Wywiązaliśmy się z umowy, dajemy wam szansę na to samo.
- Taa. - parsknęła. - Zabawa dla dzieci. - wykpiła.
Po jej słowach, w ciągu sekundy dziesiątki zielonych wskaźników błądziły po jej klatce piersiowej. Nie była tego świadoma, przez co drwiący uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Tak uważasz? - Lexa skinęła w kierunku jej torsu.
- To chyba nagina warunki naszej umowy. - powoli uniosła ramiona do góry.
Kanclerz jedynie pokręciła głową i spojrzała na nią triumfalnie.
- McCreary, uwolnić więźniów. - nakazała do człowieka po swojej lewej. Dostrzegła również inną, nieznaną Wonkru twarz. Przełknęła ślinę i skrzywiła się, widząc jego niezadowolenie.
- David, rozpocznij przekaz żywności. - zwróciła się do siedzącego w aucie mężczyzny. - Po odzyskaniu naszych, otrzymacie więcej.
Gdy liny oplatające nadgarstki kobiet spotkały się z ziemią, pierwszy samochód ruszył w kierunku wrogiej armii. Pani Griffin po uspokojeniu Emori, dołączyła do Bellamy'ego, chcąc mieć lepszy wgląd na rozwijającą się sytuację.
Echo i Harper zbliżały się do swoich. Były przerażone. Kiwały przecząco głowami, próbując przekazać wiadomość.
Wszystko działo się bardzo szybko, wymiana szła sprawnie. Blake przejął je, zaciskając obie w mocnym uścisku. Wsiadł razem z nimi do samochodu, na miejscu kierowcy, oczekując na rozkazy.
Nagle rozległ się dźwięk potężnego wybuchu. Żołnierze obu stron podnieśli broń. Nikt nie był w stanie zlokalizować jego źródła. Panowało ogólne zamieszanie.
Na niebie ukazała się mała kapsuła pędząca w kierunku Ziemi, zostawiająca za sobą biały dym. Brunet wysiadł z pojazdu, kiedy dostrzegł zbliżający się obiekt.
- Raven... - dowódcy Wonkru podnieśli głowę.
- Laboratorium... - wyszeptała Abby, gdy małej wielkości statek zderzył się z podłożem.
- Padnij! - wrzasnął Bellamy.