- Pospieszcie się, jeden z nich ma sporo do powiedzenia. - Octavia zakomunikowała przez radio. - Tylko jeszcze o tym nie wie.
- Jeśli wszystko pójdzie - Lincoln niespodziewanie przejął radio od Bellamy'ego.
- O mój Boże... - zacięła się. - T-to naprawdę Ty? - jej głos załamał się, jednak słychać w nim było wyłącznie radość.
- Niedługo się zobaczymy. - sam ledwo powstrzymywał emocję w sobie.
Raven przewróciła oczami, lecz w głębi siebie skakała z radości. Udało im się wrócić bezpiecznie do przyjaciół i bliskich - podobne zdania wciąż nie docierały do jej głowy.
Mimo wtórnego, krótkiego pobytu na planecie, zdążyli zauważyć jak wiele się zmieniło. Oczywiście na lepsze.
Szóstka z nich nie pojmowała jeszcze jak to możliwe, że ludzie, którzy swojego czasu zdolni byli sobie popodcinać gardła bez konkretniejszego powodu, teraz tworzą spójną i zgodną społeczność.
W miarę luźna rozmowa z byłą, wielką Commander, która w sekundzie potrafiła wymierzyć śmiertelny cios, chociażby za krzywe spojrzenie, jedynie utwierdzała ich w fakcie jak wiele ich ominęło.
Lexa aktualnie dalej posiadała na sobie strój Hedy i charakterystyczny, budzący respekt makijaż na twarzy. Być może dlatego wszystko wydawało się dla nich takie dziwne, szczególnie wtedy kiedy odpowiadała na ich pytania łagodnym i spokojnym tonem.
Indra również miała na sobie swój dawny strój Ziemianki, jednak jej wygląd podobnie jak codzienny brunetki, diametralnie się zmienił. Niegdyś, krótko ścięte, czarne, kręcone włosy były teraz spięte w kok, mniej więcej w połowie głowy. Ostre rysy twarzy zasłaniał delikatny uśmiech, gdy zwracała się do Marcusa, bądź reszty towarzystwa.
Reyes pokrótce opowiedziała o ich losach w pierścieniu, gdy więźniowie sprawili im "przyjazne" odwiedziny. Zaraz potem gdy tamci odlecieli w kierunku Ziemi, w jej głowie zaczął kreślić się plan na jak najszybszy ich powrót.
Presja jaką wywierał na nią Murphy, z jednej strony nie pozwalała jej czasem myśleć i pracować, lecz z drugiej motywowała do dalszych działań. Udało się jej wkraść do systemów obcego statku, gdy tamci podłączyli się do Arki. Tak właściwie do Wanhedy.
Jednogłośnie ustalili, że taka nowa nazwa będzie idealna.
Gdyby nie ona, zginęliby kilkadziesiąt minut po starcie. Uznali, że będzie to swego rodzaju upamiętnienie dziewczyny, która swoimi czynami nie raz udowodniała swoja odwagę i oddanie swoim ludziom.
Wejście do komputerów na pokładzie Gagarina było prostsze niż myślała. Przybysze, podłączając się do ich statku, nieświadomie dali jej otwarte wejście, które nie zabezpieczała żadna zapora.
Mimo, iż z początku nic nie wskazywało na ich wrogie działania, życie na Ziemi nauczyło Raven ograniczonego zaufania. Po wykonaniu kilku prostych operacji, permanentnie i bez zauważenia przechwyciła ich systemy komunikacji. Umożliwiło im to stałe źródło informacji o zamierzeniach przybyszów.
Głównie rozmawiali po rosyjsku, a jedyna osoba, która cokolwiek rozumiała znajdowała się w ich niewoli. Niektóre słowa brzmiały podobnie, jak w ich języku, przez co jedyne co zdołali zrozumieć, to to, że kilka godzin po wylądowaniu na Ziemi, wydarzyło się coś, co wywołało szereg burzliwych negocjacji. Wywnioskowali, że tamci prawdopodobnie rozpoczęli jakieś badania. Jednak jaki był ich cel, pozostawał wielką niewiadomą.
-
Gdy dotarli do bram bunkra, napotkali kilku uzbrojonych strażników. Wyjaśnili, że półprzytomni żołnierze nieprzyjaciół w dalszym ciągu transportowani są do wyznaczonych cel. Okazało się również, że ku ich zdziwieniu część, która zdołała uniknąć działania czerwonawej substancji wycofała się bez jakiegokolwiek odwetu.
Przerwał im kobiecy, drżący głos.
- Lincolnie... - Octavia stanęła nieruchomo z lekko uchylonymi ustami.
Ciemnoskóry mężczyzna nie wypowiadając słowa, momentalnie ruszył w jej kierunku. Delikatnie ujął jej twarz w swoje ogromne dłonie i przetarł kilkukrotnie kciukami jej policzki, jakby chciał się upewnić, że ten moment nie jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Oboje intensywnie się w siebie wpatrywali przez dłuższą chwilę. Nie wierzyli, że znów są razem. Utonęli w swoich ramionach, zapominając o otaczającym ich świecie. Octavia przełknęła ślinę, próbując powstrzymać płacz.
- Musimy zacząć przesłuchiwać pojmanych. - Lexa przerwała cisze, zwracając się do Bellamy'ego.
Brunet jedynie kiwnął głową i ruszyli, zostawiając utęsknioną sobą dwójkę, do środka bunkra. Ludność cywilna nie do końca była świadoma tego, co zaszło kilkanaście godzin temu. Dowódcy ustaliły, że transport jeńców odbywać się będzie w zamkniętej części budynku. Nikt nie chciał zamieszania i wybuchu jak na razie niepotrzebnej paniki.
Gdy dotarli do pomieszczenia, w którym miały odbywać się tymczasowe posiedzenia Rady, ujrzeli młodego, czarnoskórego chłopaka, nad którym stała Abby wraz z Jahą.
Nie był ubrany jak pozostali więźniowie z Gagarina. Miał na sobie idealnie dopasowaną jasną koszule i ciemne eleganckie spodnie. Bił od niego delikatny zapach męskich perfum. Z pewnością należał do wpływowych ludzi lub był ich bliskim krewnym.
- Jesteśmy tu już od ponad godziny. - zaczął Jaha. - Słowem się nie odezwał. - chłopak jedynie parsknął śmiechem.
- Lexa, tak? - zapytał rozbawiony.
- Tak. - Commander pewnie odpowiedziała, mrużąc delikatnie powieki.
- Wspominali, że stara nie jesteś. - uniósł brwi. - Nie sądziłem, że aż tak. - przeskanował ją wzrokiem.
- Licz się ze słowami. - wycedziła Indra.
- Jedynie w tym są dobrzy. - spojrzała na niego zdegustowana, na co ten widocznie się zmieszał. - Co potwierdza jego obecność tutaj. - ten tylko przewrócił oczami.
- Nie mam więcej nic do powiedzenia. - syknął. - Nie jestem więźniem.
- Owszem. - Lexa kiwnęła głową. - Nam nie musisz nic mówić. Za to będziesz wiadomością. - pozostali momentalnie na nią spojrzeli ze zdezorientowaniem. - Przekażesz Charmaine, że chcę z nią porozmawiać w przeciągu następnych dni, aby wyjaśnić dzisiejsze zajście, które było nieporozumieniem. Przekaż również, że podniesienie broni przez waszych ludzi było całkowicie zbędne ale zrozumiałe. - założyła dłonie za plecy. - Chyba, że wolisz aby wszyscy wasi ludzie pomarli z głodu; wtedy nie musisz nic przekazywać.
Zapanowała cisza, której nikt nie odważył się przerwać. Członkowie Rady wymieniali się spojrzeniami, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Lexa podjęła taką decyzję w przeciągu krótkiej chwili, nie byli pewni czy jest ona odpowiednim wyjściem z tej sytuacji.
- Bellamy, zaprowadź naszego gościa do wyjścia. - wejrzała porozumiewawczo na Kane'a i Indre. - Znajdź Lincolna i dopilnujcie, aby dotarł na miejsce. Nie zbliżajcie się do ich obozowiska. - dodała tak, żeby tylko on mógł to usłyszeć. - Jeśli spotkasz Octavię, przekaż jej, że chce z nią jak najszybciej porozmawiać.
- Niedługo również otrzymacie bardzo ważną wiadomość. - szepnął do Lexy ze sztucznym uśmiechem, gdy brunet go wyprowadzał.