Clarke patrzyła na Lexę, trzymając w dłoni pistolet wycelowany w jej głowę. Błagała aby ta chwila jak najszybciej się skończyła. Nie dopuszczała myśli, że pociągnięcie za spust byłoby w tym momencie najlepszym rozwiązaniem. Czekała, czekała na reakcje Diyozy. Poczuła jak jej policzki stają się mokre, nawet nie zanotowała momentu kiedy zaczęła płakać.
- Na co czekasz Clarke? - Diyoza brzmiała jakby brała udział w najlepszej część zabawnego przedstawienia.
Przymknęła powieki, nie mogła tego zrobić. Była przerażona swoją lekkomyślnością. Jak mogła do tego dopuścić? Zaprzepaściła wszystkie szanse, które umożliwiłyby im wyjście z tego wszystkiego całym i zdrowym.
Wypuściła pistolet z ręki i powoli, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z nikim, odwróciła się w kierunku zebranych żołnierzy. Wiedziała, że tym razem zawiodła i będzie musiała się porządnie natrudzić aby naprawić swoje błędy. W ułamku sekundy obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści do tego typu sytuacji. Jeżeli tylko będzie miała jeszcze taką szanse...
Uniosła ramiona w geście kapitulacji i opuściła głowę.
- Jesteś taka przewidywalna Griffin. - parsknęła Charmaine i machnęła ręką w kierunku strażnika stojącego obok.
Dwóch mężczyzn podeszło do blondynki. Jeden z nich kopnął ją w żebra, przez co leżała teraz na ziemi, z trudem łapiąc oddech. Poczuła zimny metal zaciskający się wokół jej szyi. Wyrywając głowę z mocnego uścisku, spojrzała błagalnie na stojącą nad nią kobietę.
- Nie zabijaj jej, błagam. - wysapała. - Zrobię wszystko, tylko jej nie zabijaj.
Diyoza jedynie parsknęła śmiechem na widok żałosnej dziewczyny leżącej u jej stop. Z wielką satysfakcją nacisnęła guzik, który spowodował, że przez ciało Clarke przepłynął prąd o niebywale wysokim napięciu, powodując u niej utratę przytomności.