- Madi, podaj mi krótkofalówkę. - nakazała Lexa, podpierając się szafkę. Ledwo trzymała się na nogach. - Jest w mojej kurtce. - dodała, widząc przestraszoną brunetkę biegającą po pokoju. - Nie bój się...
Przerażona dziewczynka podała urządzenie Kanclerz i chwyciła ją za ramie aby tej lepiej było utrzymać równowagę.
- Nie. Zostaw. - odtrąciła ją, ciężko wzdychając.
- Daj sobie pomóc. - spojrzała na nią błagalnym wzrokiem. - Co mam robić? - zapytała spanikowana.
- Idź do Bellamy'iego. On się Tobą zajmie. - ustawiła odpowiedni kanał i po raz kolejny skrzywiła się z bólu.
- Nie zostawię Cię!-
- Indro... - przerwała jej. - Potrze- zacięła się. - Musisz jak najszybciej przyjść do mojej kwatery. - zaczęła ciężej oddychać. - Przyprowadź panią Griffin... - straciła resztę siły.
- Lexa! - krzyknęła Madi, widząc jak ciało brunetki osuwa się wzdłuż mebla.
Nie miała pojęcia co robić. Chwyciła ją za ramiona, lekko potrząsając jej ciałem i wykrzykując jej imię, prosząc aby otwarła oczy. Dowódca jednak nie reagowała. Nieprzytomna leżała na podłodze z mocno zaciśniętymi pięściami, jednak jej twarz była spokojna. Jakby w końcu poczuła ulgę.
Madi z niemocy wybiegła z jej lokum, chcąc znaleźć pomoc. Kilka metrów za wyjściem spotkała, biegnących w jej kierunku członków Rady i kilku pracowników skrzydła szpitalnego. Przebiegli obok niej, jakby w ogóle jaj tam nie było i wpadli do pomieszczenia. Powoli odwróciła głowę i zobaczyła jak Abby i kilku jej współpracowników klęczy przy ciele Lexy, sprawdzając jej parametry życiowe. Nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Czuła się w jak kolejnym śnie. Wszystko działo się bardzo szybko, jednak dla niej wydawało się to trwać w nieskończoność. Z amoku wyrwał ją dopiero silny ścisk ramion wokół jej tali.
Blake podniósł ją i zaniósł do kolejnego korytarza, aby nie musiała na to patrzeć.
- Zabiorę Cię stąd. - ułożył dłoń na jej placach, chcąc aby poszła z nim.
- Nie. - potrząsnęła głową, dalej będąc w szoku. - Chcę z nią zostać.
- To nie jest najlepszy pomysł. - skrzywił się. - Poczekamy na jakieś wieści w Sali Rady.
- Powiedziałam nie. - syknęła, co wywołało widocznie zmieszanie na twarzy Ballamy'iego.
Krótką, lecz intensywną wymianę zdań przerwało im wyjście Abby z kwatery Lexy. Była widocznie zdenerwowana. Kiwnęła w kierunku chłopaka porozumiewawczo głową, który odwzajemnił gest. Zaraz za nią wyszli pozostali i Kane niosący bezwładną Dowódce na rękach.
- Idziemy z nimi. - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie, Madi. - delikatnie chwycił ją za ramię, gdy ta ruszyła przed siebie. - Nie pomożesz, nie pomożemy jej tam. - powiedział nieco za surowo. - Poczekamy tam gdzie mówiłem. - dziewczynka jedynie przeskanowała go wzrokiem.
-
- Wiedziałem, że to się tak skończy. - burknął Marcus, gdy przechodzili przez kolejny korytarz.
- Nikt nie był w stanie wpłynąć na jej decyzję. - wtrąciła się zdenerwowana Indra.
- Takie gadanie teraz nic nie zmieni. - upomniała ich pani Griffin. - Pośpieszcie się, mamy mało czasu. - dodała i spojrzała na spokojną twarz Lexy.
Mijali zaciekawionych mieszkańców Bunkra, którzy gdy tylko ich widzieli, schodzili im z drogi. Jedni patrzyli z przerażeniem, inni z czystą ciekawością, a jeszcze inni szeptali coś między sobą z satysfakcją na twarzach...