Nad ranem obudził ich przeraźliwy krzyk, dochodzący z zewnątrz. Clarke momentalnie zerwała się z łóżka i chwyciła swój karabin. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Bellamy'm i razem z resztą wybiegli z budynku. Trzymając bronie w górze, udali się źródła dźwięku.
- Co się stało?!
Podbiegli do wijącej się z bólu Lexy. Indra trzymała ją za ramiona, starając się aby Kanclerz nie zrobiła sobie krzywdy, natomiast Abby próbowała chociaż w najmniejszym stopniu ją uspokoić.
- Marcus'ie zanieś ją do domku! - nakazała pani doktor, po sprawdzeniu czy dziewczyna nie ma na sobie obrażeń.
- Co się stało?! - powtórzyła blondynka.
- Upadła. - ruszyli za mężczyzną.
- Raczej nikt jej nie zaatakował. Nie było nic słychać. - dodała Abigail.
Raven spojrzała na idącą krok w krok z Marcusem, Clarke. Przeczuwała co może być powodem, nagłego ataku. Jednak miała nadzieję, że tym razem się myli.
Lexa ostatkiem sił spojrzała wzorkiem pełnym cierpienia na przerażoną Griffin. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust i zamknęła oczy. Strużka czarnej krwi spłynęła po jej bladym policzku.
- Szybciej!
-
- Odsuńcie się! - Abby zaczęła sprawdzać parametry życiowe brunetki, zaraz po tym jak Kane położył ją na najbliższym łóżku. - Wydaje się być wszystko w porządku. - pokiwała zdezorientowana głową. - Jest po prostu nieprzytomna. - zwróciła się do pozostałych, stojących wokół nich.
- Po prostu nie przytomna? - zadrwiła Clarke.
- Zdarzało się to wcześniej? - pani Griffin spojrzała kolejno na Indrę i Marcusa.
Indra z widocznym zdenerwowaniem zaprzeczyła.
- Właściwie - mężczyzna zmarszczył brwi. - gdy szukaliśmy was po lądowaniu, - spojrzał na Bellamy'iego. - upadła, ale zaraz później wszystko wróciło do normy.
- Dlaczego nic o tym nie wiem?
- Ostatnio leciała jej krew z nosa. - dodała do siebie, Clarke.
- Tutaj nie jestem w stanie jej pomóc. - kobieta potarła dłonią czoło.
- Nigdzie nie jesteś w stanie jej pomóc. - Raven poderwała się z komody ze skrzyżowanymi ramionami. - To płomień. - wyjaśniła, widząc zmieszanie na ich twarzach.
- Płomień wygasł z dniem zniszczenia Miasta Świateł. - blondynka podeszła bliżej ciemnowłosej.
- Ale dalej ma go w sobie. - spojrzała na nieprzytomną dziewczynę.
- Więc go z niej wyciągniemy. - Abigail zbliżyła się do łóżka.
- Nie. To ją prawdopodobnie zabije. - sama skierowała się do Lexy i dokładnie obejrzała jej kark.
- Możesz jaśniej? - Clarke, zapytała uniesiona.
- Gdybyście się zainteresowali, co z Tobą było przez te kilka dni, nie musiałabym nic wyjaśniać.
- Reyes. - wtrącił Blake.
- Płomień w jej ciele, a to co było w Clarke jest między sobą połączone. - zaczęła. - Clarke miała w sobie jego pierwszą, nieudaną wersję. Załoga Gagarina to ludzie, którzy przetrwali pierwszą falę, zostali poddani hibernacji na sto lat. Po tym czasie mieli się wybudzić, a ta właśnie wersja miała im pomóc w powrocie na Ziemię. Becca jednak nie wzięła pod uwagę, mutagennego działania promieniowania słonecznego. Nikt z nich nie mógł jej przyjąć. Do czasu kiedy pojawiła się Clarke. - skończyła lekko podminowana.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytała zszokowana Griffin. - I co to ma ze sobą wspólnego?
- Zajmowałam się tym przez ostatnie kilka dni. - sprostowała. - Tyle, że jedna wersja nie może istnieć, gdy druga została zniszczona. - dodała mrużąc powieki.
- Wiedząc o tym i tak to zrobiłaś? - syknęła Indra.
- Clarke długo by nie wytrzymała. - schyliła głowę.
Nastała cisza. Blondynka stała ze łzami w oczach, tępo patrząc na Reyes. Pozostali wymieniali się między sobą niedowierzającymi spojrzeniami.
- To nie może być prawda. - odezwała się w końcu Clarke, potrząsając głową.
- Ale jest. - usłyszeli głos za plecami. - Rozwiązanie konfliktu między naszymi ludźmi, a tymi którzy zostali na Ziemi.
- Gadaj wszystko co wiesz! - niebieskooka momentalnie doskoczyła do czarnoskórego chłopaka. Szarpnęła za jego ubranie i podniosła do pozycji stojącej, przykładając broń do skroni.
- Clarke!
- Gadaj. - wycedziła przez zaciśnięte zęby i docisnęła pistolet jeszcze mocniej do jego głowy.
- Clarke... - Reyes delikatnie dotknęła ją w ramię. - On będzie nam potrzebny.
Gdy usłyszała głos dziewczyny, wzięła głęboki wdech i powoli odwróciła się w jej kierunku.
- Pozwól, że sama o tym zdecyduję. - wyszeptała, celując prosto w nią.
Wszyscy jak na rozkaz zrobili krok w kierunku blondynki.
- Spokojnie. - między nich wszedł Bellamy z rękami uniesionymi w górze. - Clarke... - spojrzał w jej zaszklone oczy. - Celowanie do siebie nawzajem, to ostatnie czego teraz potrzebujemy. - niepewnie wystawił dłoń w kierunku lufy. - Oddaj mi broń.
Usłyszeli przyspieszony oddech i stłumione kaszlnięcia. Clarke wypuściła z dłoni pistolet. Wymijając matkę, pierwsza dotarła do łóżka. Delikatnie chwyciła w dłonie głowę Lexy, która co chwile zamykając powieki, odzyskiwała przytomność.
- Lexa? - zdenerwowana, skanowała wzrokiem całą jej twarz.
- Co się stało? - zapytała cicho, napinając chyba każdy mięsień.
- Straciłaś przytomność. - wytłumaczyła z lekkim uśmiechem. Poczuła ulgę, że dziewczyna się obudziła.
- Nic nie pamiętam... - podniosła się na łokciach, próbując wstać.
- Nie. - położyła rękę na jej ramieniu, zatrzymując ją w dotychczasowej pozycji. - Nie wstawaj.
- To nie może się powtórzyć. - pokiwał przecząco głową, Marcus. - Coś musimy zrobić. - spojrzał na Abby, Indrę zatrzymując się na Raven.