XX

4.1K 373 259
                                    

Eren Jaeger is online

14:24

Eren: Gdzie jesteś?

Eren: ??

Levi Ackermann is online

Eren: Levi?

Levi: Właśnie idę do dyra.

Eren: A okej

Levi: Chciałeś coś?

Eren: Nie tak tylko pytałem

Levi: W porządku.

Levi: Napiszę, jak wrócę do domu.

Levi Ackermann is offline

Eren: To do później

Eren Jaeger is offline

Eren usiadł na jednej z ławek znajdujących się na korytarzu. Nie miał dzisiaj żadnych zajęć dodatkowych, a treningi były zawieszone do końca miesiąca. Trener wyjechał na szkolenia i raczej nic nie zwiastowało jego nagłego powrotu. Generalnie szatyn mógłby już iść do domu. Mógłby, ale nie miał nawet takiego zamiaru.

Odczekał parę minut, równo do godziny czternastej pięćdziesiąt, i ruszył pod pokój dyrektora. Dlaczego musiał poczekać te parę minut? Cóż, gdyby Levi tam go zobaczył, z pewnością kazałby wracać mu do domu i nie pozwoliłby na siebie czekać. Brunet ostatnimi czasy zaczął unikać Jaegera i ignorować go bardziej niż zazwyczaj. Rzecz jasna, że nie był to zwykły przypadek.

Pokój dyrekcji — biorąc pod uwagę, że zielonooki siedział wcześniej naprzeciw klasy matematycznej — znajdował się na drugim końcu szkoły, więc przedostanie się tam zajęło mu trochę czasu. Na dodatek musiał iść jeszcze okrężną drogą. Woźna jak zwykle wcześniej umyła podłogi, bo przecież nie rozumiała, że wszystkie zajęcia kończyły się przed szesnastą i że do tej godziny ktoś może jeszcze chodzić po szkole.

Lekko zdyszany przykucnął w pobliżu białych drzwi z szarawymi tabliczkami, na których czarnymi literami wypisane były nazwiska całej dyrekcji. Oczywiście na samej górze — nieco większą i pogrubioną czcionką — widniała godność jakże wspaniałego dyrektora. A przynajmniej tak ironicznie myślał o nim Eren. Wręcz nie znosił Smitha. Udawał troszczącego się o swoich uczniów i jakże oddanego swoim pracownikom, a tak naprawdę wykorzystywał ich, żeby pod przykryciem swojej niewinności wyłudzić dla siebie jak najwięcej pieniędzy. Nikt zbytnio za nim nie przepadał, ale za to wszyscy musieli udawać wielkie oddanie i szacunek wobec niego. Miał zbyt wiele znajomości i gdyby ktoś zaszedł mu za skórę, z łatwością zamknąłby mu bramę, do lepszej przyszłości. Potrafił znajdować słabe punkty jak mało kto.

Szatyn spoglądał znużonym wzrokiem w podłogę. Miał wrażenie, jakby sekundy niemiłosiernie się dłużyły, jakby czekał tam całą wieczność. Co chwilę sprawdzał godzinę na telefonie. Było już po szesnastej, a Levi nadal tam siedział i raczej nie zapowiadało się, że szybko stamtąd wyjdzie — takie przeczucie miał Eren. Może to przez fakt, że strasznie mu się nudziło i jego mózg z braku zajęcia wymyślał przeróżne, czarne scenariusze. Oczywiście chłopak mógłby posłuchać muzyki, pograć w jakieś gry, a nawet obejrzeć jakieś durne filmiki w Internecie, gdyby nie to, że poziom baterii w jego telefonie sięgał całych ośmiu procent.

Zielone oczy powoli się zamykały. Z każdą chwilą Eren stawał się coraz bardziej śpiący. Na szczęście jego zbawienie postanowiło nadejść właśnie teraz. Białe wrota otworzyły się, a zza nich wyłonił się niski chłopak. Szatyn od razu poczuł chłodne powietrze buchające w jego stronę. No tak — klimatyzacja. Nieważne czy na dworze była temperatura na plusie, czy na minusie — klima musiała być włączona. Przecież Smith z takimi funduszami na szkolnym koncie mógł sobie na to pozwolić.

Friendzone [Ereri/Riren texting]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz