LXXIX

1.7K 194 217
                                    

Eren szybkim krokiem zmierzał ku szatni. W głębi serca modlił się o to, żeby zdążyć przed dzwonkiem. Chciał zabrać kurtkę Levia. To jedyny pomysł, na jaki zdołał wpaść, żeby jakimś cudem ten ostatni raz spróbować mu wszystko wyjaśnić. Za każdym razem robił jakąś głupotę i nie potrafił sensownie wytłumaczyć wielu kwestii. Tym razem czuł, że będzie inaczej. Już wcześniej poukładał sobie wszystko w głowie i chociaż szkoła nie wydawała się odpowiednim miejscem na takie rozmowy, musiał się tego podjąć.

Będąc mniej więcej w połowie korytarza, usłyszał głośne brzdąkanie szkolnego dzwonka. Wiedział, że za chwilę dookoła będzie pełno ludzi, więc jeszcze bardziej zwiększył tempo. I tak jak myślał, dosłownie kilka sekund potem wokół zaczęli wymijać go pojedynczy uczniowie, idący w różne strony.

Widząc powoli zbierający się tłum, zaczął przyspieszać, a w końcowym efekcie biec, żeby tylko zdążyć przed Leviem. Podeszwy z każdą sekundą coraz bardziej ślizgały się na praktycznie świeżo umytej podłodze, mimo to, chłopak nie zamierzał zwolnić i to był poważny błąd. W pewnej chwili po prostu poczuł, że traci równowagę. Próbował odzyskać kontrolę nad ciałem, ale na to było już niestety za późno. Całym swoim ciężarem runął na szkolne płytki, wydając przy tym z siebie nieprzyjemny dźwięk. Ból, spowodowany upadkiem, przeszedł przez całe jego ciało, wręcz paraliżując go na chwilę.

Niemalże od razu usłyszał coś, co do reszty wprowadziło go z równowagi — śmiech, który doskonale znał. Był zbyt charakterystyczny, żeby nie dało się go rozpoznać.

— Daruj sobie, Jean — rzucił chłodno Eren.

Podniósł się dość niezgrabnie, wciąż doświadczając tego nieprzyjemnego uczucia, przeszywającego jego wszystkie kości. Plecak zsunął się z jego ramienia i szatyn już schylał się, żeby go podnieść, kiedy Kirschtein zaczął się dalej naśmiewać:

— Pedałek się przewrócił. Och, jak przykro.

Eren momentalnie zastygł w bezruchu. Serce zaczęło mu bić o wiele szybciej niż przed chwilą, a ciało oblała gęsia skórka. Zostawił plecak na swoim poprzednim miejscu i wyprostował się, patrząc na Jeana wyłupionymi oczami.

— Co ty powiedziałeś? — spytał, nie spuszczając z niego wzroku.

— Biedactwo się przewróciło, a Levi nie przyjdzie z odsieczą. Jakie to smutne — powiedział ironicznie drugi nastolatek.

Oczy Jaegera wręcz żarzyły się złością i wszystkimi negatywnymi emocjami, które aktualnie skakały mu po głowie. Przecież Levi zapewniał go, że już nikt więcej się o tym nie dowie, a Jean, Petra i Mikasa nie pisną żadnego słówka na ten temat. Czyżby chłopak specjalnie się z nim drażnił? A może naprawdę nie miał skrupułów, żeby powiedzieć to wszystkim dookoła?

— Przysięgam, że jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, to dostaniesz wpierdol — wypaplał słabo szatyn.
Bał się i stresował okrutnie. Już sam nie wiedział, jak powinien teraz reagować na zachowanie Kirschteina.

— Za co? — roześmiał się drugi. — Za prawdę? Przecież jeszcze niedawno posuwałeś swojego kochanego Levia. A może on ciebie, co? — dokuczał mu dalej, bawiąc się przy tym niezmiernie dobrze.

— Spierdalaj od tego, koński ryju — syknął Eren.

— A teraz zamiast ciągle nachodzić Mikasę, mógłbyś ją po prostu przeprosić. Chodziłeś z nią ładnie za rączkę, a jak nie patrzyła to robiłeś skok w bok do jej, kurwa, własnego brata. Własnego, rodzonego brata. Skrzywdziłeś ją. Pomyślałeś może o tym? — zapytał, wymachując rękoma.

— Idź się jeszcze do mamusi poskarżyć. Bo ty to niby „chłopak roku", tak? — zagadnął mu w odpowiedzi, robiąc krok w jego stronę.

— Wiesz co? Nawet nie dosięgnąłbym do takiego poziomu skurwysyństa — skwitował i prychnął pod nosem. — Ej, ludzie, wiecie, że Eren Jaeger jest gejem? — krzyknął, robiąc przy tym chytry uśmiech.

Friendzone [Ereri/Riren texting]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz