Rozdział 13

425 26 2
                                    

Dziś wtorek. TEN WTOREK, tak dzień odjazdu mojego życia. Obecnie jadę z Jaedenem, jego rodzicami, moją mamą i Timem na lotnisko. Oczywiście dwoma samochodami. Jak się może domyślacie - cały czas ryczę. Ryczę w ramię w Jay'a...

-Heeej, kochanie nie płacz... Jest facetime, messenger, snapchat, instagram i inne pierdoły...

Odrywam głowę i patrzę się na niego pokerface'm. Serio, facetime? Człowieku ja za tobą tęsknie jak cie nawet jeden dzień nie widziałam!

-Ta...

-O nie...

-Co?- pytam, ale po chwili się orientuję o co biega- O nie...- Jesteśmy. Lotnisko. Świetnie.

Wysiadamy, bierzemy walizki i ruszamy do miejsca rozstania...

Po wszystkich czynnościach związanych z lotniskiem, kierujemy się do bramek. No nie zaraz umrę...

-No to...- zaczyna Jaeden, ale ja się w niego wtulam.- Zoey tak bardzo cię kocham...

-Kocham cię najbardziej na świecie.... Pfff to ty jesteś moim światem...- ryczę

-Nie, ty właśnie jesteś moim... Obiecaj mi, że: codziennie facetime, będziemy siebie odwiedzać i o mnie nie zapomnisz na czas kręcenia filmu.

-Żartujesz? Zapomnieć o tobie?! Nigdy w życiu!  A tak w ogóle to... jaki to film?

-To

-Co?

-No to

-No co? Na nic nie wskazujesz

-Głuptasie, ten film nazywa się "to"!- na co oboje wybuchamy śmiechem i znowu mamy napad głupawki. Tak bardzo będzie mi go brak...


Piątek

Minęło już dwa dni od wyjazdu Jaedena... Nie radzę sobie... Jem mniej niż dotychczas, nie chcę nigdzie wychodzić i cudem jest, że wychodzę dziś na ten cały "event"... Nie mam ochoty, ale cóż...

                                                                                  *****

Pukam w drzwi ustalonego miejsca. Trochę się denerwuję, no ale cóż... 

-O hej! Fajnie, że jesteś!- drzwi się otworzyły, a w nich stanął Charlie, czy jak mu tam

-Ta hej...

-Zoe? Zoey hej! W końcu jesteś!- przed Charliego przepchnął się Leondre.

-Yhym hej...- chciałam wejść, ale ten objął mnie swoimi wielkimi ramionami.

-Chodź do środka! Wszyscy już są i czekają na ciebie

-Taa czemu w to wątpię...?- a no może dlatego, bo te laski mnie nie cierpią?

-Eeemm więc no, Zoey już jest!

-Co?!- pyta rozzłoszczona Charlotte.

-Ta cześć Charlotte...- odpowiadam

-Chcesz coś do picia? Chodź do kuchni

-Może wodę

-Wodę? Wow wymagająca jesteś...

-Ta, daj już pić mi się chce- on tylko odpowiada uśmiechem. Wow śliczny jest... Tfu! Zoe! O czym ty gadasz?!

-Proszę, a i bardzo ładnie wyglądasz...

-Eee dzięki?

-Leo!- Jeszcze tej tu brakowało

-Co jest Charlotte- mówi wręcz z poirytowaniem czyli nie tylko mnie ona wkurza...

-Chcieliśmy zagrać w butelkę, chodź!

-Jasne... chodźmy Zoe

-Ja też?- pytam, nie chce mi się

-No ba, chodź- i łapie mnie za rękę.

Przysiadamy się do kółka, a Charlotte dosłownie zabija mnie wzrokiem, po czym ciągnie Leo, żeby koło niej usiadł. A bierz go sobie.

-Dobra ja kręcę- mówię, po czym kręcę. Wypada na Leo.- Pytanie czy wyzwanie?

-Wyzwanie niech będzie

-Dobra... Więc pocałuj w policzek Charlotte- to będzie ciekawy wieczór... 

-Ja?

-No ty- mówię, po czym uśmiecham, on zabija mnie wzrokiem, a Charlotte dziwnie się na mnie patrzy, ale wiem, że mi dziękuje.

-Dobra...- po czym odwraca się w jej stronę i daje nieśmiałego buziaka w policzek. Ups, tak mi przykro...

-Teraz kręcę ja- mówi nie odrywając ze mnie wzroku- O! Zoey! Pytanie czy wyzwanie?

-Wyzwanie

Nie pozwól mi zniknąć - Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz